• Tylko w trzech krajach Europy udało się obniżyć średnią emisję dwutlenku węgla - wynika z raportu Jato
  • Eksperci Jato jako jedną z przyczyn wskazują wzrost popularności samochodów takich jak SUV-y, które wyróżniają się wyższą emisją
  • Jato przestrzega, że producenci samochodów będą musieli wyłożyć ponad 33 mld euro na opłacenie możliwych kar

Analitycy Jato Dynamics sprawdzili, jak wygląda rejestracja nowych samochodów oraz średnia emisja dwutlenku węgla w 23 krajach Europy. Z raportu wynika, że tylko w trzech wśród 23 państw średnia emisja tego gazu została obniżona. Felipe Munoz z Jato stwierdził – „Wzrost emisji dwutlenku węgla jest z pewnością niepokojący i zły dla rządów i większości producentów samochodów. Zamiast posuwać się naprzód, przemysł ulega regresji w czasie, gdy cele emisji stają się coraz trudniejsze”. 

Obniżenie emisji odnotowano w Norwegii (-11,4 g/km), Holandii (-2,9 g/km) i Finlandii (-0,6 g/km). Nie jest to szczególną niespodzianką zważywszy na to, że w Norwegii i Holandii szczególnie samochody elektryczne cieszą się sporym powodzeniem. Eksperci Jato wyjaśniają także przyczynę problemów w pozostałych krajach. Wskazują bowiem, że konsumenci coraz chętniej przesiadają się do samochodów o najwyższej emisji (przede wszystkim SUV). Maleje przy tym sprzedaż mniejszych aut (miejskie i mniejsze kompaktowe), które wyróżniają się najniższą emisją szkodliwych związków. Nie be znaczenia jest także odwrót od diesla. Porównywalne modele benzynowe emitują bowiem więcej CO2 (średnio o 3,2 g na km) niż wersje wysokoprężne.

„Pozytywny wpływ samochodów z silnikiem diesla na emisje zanikł, ponieważ ich popyt dramatycznie spadł w ciągu ostatniego roku. Jeśli ta tendencja się utrzyma i przyjęcie pojazdów napędzanych paliwami alternatywnymi nie przyspieszy, branża będzie musiała podjąć bardziej drastyczne środki, aby osiągnąć cele krótkoterminowe” – wyjaśnia Felipe Munoz.

Otwartą kwestią pozostaje to, jak przyspieszyć przyjęcie pojazdów napędzanych paliwami alternatywnymi. Póki co trudno liczyć na masową sprzedaż elektryków. W lepszej sytuacji są pojazdy hybrydowe, czego dowodzi świetny wynik Toyoty, która jako jedna z nielicznych marek w Europie zanotowała spadek średniej emisji dwutlenku węgla (oprócz niej jeszcze Nissan, Suzuki, Seat i Volkswagen). Co więcej japońska marka jako jedyna ograniczyła średnią emisję CO2 poniżej 100 g/km.

Żaden inny producent nie uzyskał podobnego wyniku i to nawet mimo oferty samochodów elektrycznych. Nissan, który jest europejskim numerem jeden pod względem sprzedaży aut elektrycznych (Leaf) osiągnął 110,6 g/km. Renault, które konsekwentnie rozwija gamę elektrycznych modeli (na czele z Zoe) uzyskał zaś 109,1 g/km. Toyocie udało się zaś uzyskać 99,9 g/km.

Eksperci Jato tłumaczą, że dobry wynik Toyoty to zasługa m.in. komercyjnego sukcesu modelu C-HR oraz dużego udziału hybryd w ogólnej sprzedaży. W zeszłym roku aż 60 proc. zarejestrowanych nowych modeli Toyot stanowiły wersje hybrydowe. Co więcej udział hybrydowych wersji niektórych modeli sięga nawet 95 proc. Tak się stało w przypadku nowej Corolli hatchback i kombi. Nieźle prezentuje się także inny bestseller marki, czyli RAV4. Z ponad 30 000 sztuk RAV4 sprzedanych w pierwszym kwartale 2019 roku ponad 21 500 egzemplarzy to odmiany hybrydowe.

A co z karami? Eksperci Jato tłumaczą, że jeśli w branży motoryzacyjnej nic nie zmieni się w ciągu trzech najbliższych lat, to wówczas producenci samochodów będą musieli wyłożyć ponad 33 miliardy euro na opłacenie kar. Najwięcej oczywiście zapłacą te firmy, które mają najwyższą średnią emisję. Najbliżej uzyskania wymaganego limitu (95 g/km) jest Toyota. Najwyższe kary (nawet ponad 2,5 tys. euro od sprzedanego egzemplarza auta) czekają zaś wg Jato grupę Volkswagena czy PSA.