Póki co firmy motoryzacyjne przestrzegają – tak mocne zaostrzenie norm emisji spalin sprawi, że produkcja samochodów spadnie. Co to oznacza nie trzeba nikomu tłumaczyć. Nowe samochody zdrożeją, spadnie sprzedaż i co za tym idzie liczba miejsc pracy. Problem może dotknąć także Polskę, wszak sporo produkujemy nie tylko nowych samochodów, ale przede wszystkim podzespołów i części do nich. Zagrożeń jest jednak więcej – już dzisiaj firmy z Chin przymierzają się bowiem do sprzedaży tanich elektrycznych samochodów (np. w USA), może się więc okazać, że zaleje nas fala dużo bardziej konkurencyjnych cenowo tanich elektryków Made in China.

Emisja CO2 a ceny żywności

Decyzje na temat redukcji zapadły w Komisji Europejskiej w poniedziałek i, co ciekawe, były efektem porozumienia, bo plany redukcji CO2 były początkowo jeszcze bardziej restrykcyjne. UE zamierzała zmniejszyć emisję CO2 o 30 procent do 2012 roku. Ustalono również tymczasowy czas redukcji CO2 dla osobówek i dostawczaków o 15 procent do 2025 roku. Ta druga informacja również nie jest bez znaczenia, bo raczej ciężko będzie przestawić transport i dystrybucję na pojazdy elektryczne, które póki co są nie tylko ekstremalnie drogie, ale nie zapewniają także wystarczającego zasięgu, aby nimi pracować. Droższy transport wpłynie na ceny żywności, a to ostatnie odczują nie tylko właściciele i użytkownicy samochodów, ale wszyscy mieszkańcy Unii Europejskiej i oczywiście Polski.

Tylko 10 procent zanieczyszczeń!

Ciekawie na sprawę zapatruje się także niemieckie stowarzyszenie samochodowe VDA, które wskazuje, że prawodawstwo chce ograniczyć produkcję tańszych samochodów z klasycznym napędem, na rzecz droższych elektrycznych, nie robiąc nic, aby sprzyjać promowaniu tych ostatnich. Dodajmy, że rokrocznie w UE sprzedaje się ok. 15 mln nowych samochodów, a udział transportu drogowego w emisji CO2 w Europie to jedynie nieco ponad 10 procent. Póki co śmieszny jest także udział elektryków w sprzedaży nowych aut w Europie – wynosi bowiem 1,5 procent.