Rozpoczynamy od Krzysztofa Hołowczyca:

- Jestem bardzo zadowolony nie tylko z wyniku, ale przede wszystkim z pasjonującej walki na trasie. Moi koledzy od pierwszego oesu zawiesili poprzeczkę bardzo wysoko, zwłaszcza piekielnie szybka jazda Zbyszka Staniszewskiego zmusiła na nas do sporego wysiłku i oto właśnie chodziło. Już prawie dwa lata minęły od mojego ostatniego rajdu w Polsce, bo przecież w ubiegłorocznym Rajdzie Polski nasze Subaru spłonęło już na pierwszym oesie. Zupełnie czymś innym jest jazda na treningach niż start w rajdzie. Tego nic nie zastąpi - prawdziwej rywalizacji o każdą sekundę.

Po wysoko przegranym pierwszym odcinku mozolnie odrabialiśmy sekundę po sekundzie, ostatnie odcinki jechaliśmy już na maxa. Bardzo się cieszę, że sponsorzy zapewnili nam możliwość takiego sprawdzianu przed Rajdem Polski, bo zdaję sobie sprawę, że tam od pierwszego oesu trzeba będzie „iść na całość”. Myślę, że ten występ był dla nas bezcenny, bo przekonaliśmy się jak szybko jeździ polska czołówka i jakim tempem trzeba „podróżować” żeby myśleć o zwycięstwie w Rajdzie Polski.

Belgijski zespół BMA, który obsługiwał nasze auto pracował bardzo dobrze. Samochód spisywał się doskonale - wyśmienicie się prowadził i chociaż silnikowo to nie jest jakaś rewelacja, jestem przekonany, że ostatnia ewolucja Lancerów dysponuje mocniejszymi silnikami, to jednak czuję, że Impreza lepiej pasuje do mojego stylu jazdy i wszystko wskazuje, że tym samochodem pojedziemy w Polskim.

Wielkie słowa uznania należą się organizatorom Agapitu za jego wspaniałą organizację i świetny dobór tras. Z roku na rok ten rajd się rozwija, czego dowodem są znakomici kierowcy na starcie i tysiące kibiców na trasie. Szkoda jedynie, że zgodnie decyzją GKSS najsilniejsze samochody puszczono z niewielkim odstępem po najsłabszych z Pucharu PZM i na ostatnim decydującym oesie my musieliśmy wyprzedzać zabłąkane Seicento, a Zbyszka blokowała popsuta Honda. W sytuacji, gdy walczymy o ułamki sekund takie zdarzenia nie powinny mieć miejsca.