Motocyklista Orlen Teamu cudem wrócił do zdrowia i jeśli jutro ukończy zawody, będzie prawdziwym bohaterem. Siedem lat temu Dąbrowski zajął w Dakarze dziewiąte miejsce. Najlepsze w historii polskich startów w tej imprezie. Wydawało się, że to dopiero początek sukcesów. Ale okazało się, że "Dąbrol" jest równie pechowy jak utalentowany. Kontuzja goniła kontuzję.

- Co miałem złamane? - zastanawia się Marek. - Trzy palce lewej ręki, prawy obojczyk, żebra z prawej strony, lewą rękę, prawy bark, lewą nogę. Ale nigdy w życiu nic nie zrobiłem sobie w głowę, nie straciłem przytomności.

Poczucia humoru Dąbrowskiemu nie brakuje, choć jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że będzie musiał skończyć karierę. Dwa lata temu urwał główkę kości w prawym ramieniu. Miał mnóstwo zabiegów, ramię się zniekształciło. Nie udało zespolić się kości i trzeba było wszczepić implant. Ryzyko było ogromne, ale udało się. Cztery miesiące temu po długiej przerwie wsiadł na motocykl i zaczął treningi. Szanse na przygotowanie się do Dakaru były małe, ale się udało.

- To jest piękne, że tu jestem i jadę - uśmiecha się Marek. - W ubiegłym roku musiałem wycofać się, teraz przejechałem przeklętą do tej pory pustynię Atacama. To dobry znak. Dwa lata nie ścigałem się na wysokim poziomie. Teraz wiem, że mogę wrócić na najwyższy poziom.

Jeszcze nie do końca może podnieść prawą rękę. A mimo to daje sobie radę w tymprzeraźliwie ciężkim rajdzie, choć miał chwile zwątpienia.

- Już drugiego dnia zawodów pisałem SMS do brata, że motor nie chce jechać, że jest już po rajdzie. Ale nie poddałem się, choć ta ostatnie kontuzja była straszna. Wówczas miałem infekcję i zjadło mi kość. Brałem antybiotyki przez pół roku... - Marek zawiesza głos, ale szybko się ożywia. - Dobra wystarczy. Nie dramatyzujmy. Nie widzę problemu. Kontuzje są wpisane w życie sportowca. Kiedyś na snowboardzie przeleciałem 15 metrów i pękła mi kostka.

Dąbrowski przyznaje, że ten Dakar traktuje jak dobry trening. W Orlen Teamie mówią na niego easy rider - ma po prostu jechać, bez napinania się. Gdyby któremuś z kolegów coś się stało, odda swoje części. I jeszcze jedna rzecz, być może najważniejsza - W ubiegłym roku wycofując się z Dakaru obiecał swojemu synkowi Konradowi, że wróci tutaj i dojedzie do mety. Dziś finiszował na 21. miejscu, a jutro obietnica zostanie spełniona.Ryszard Opiatowski - Santa Rosa