Myślałem, że coś się urwało. Wyszliśmy i okazało się, że został tylko przedni napęd. Wał odpadł. Do tego był ukręcony w moście. Trzeba by więc wymienić cały tylny most, a jego nie było w naszej serwisowej ciężarówce i w tym momencie skończył się dla nas rajd.

Ale części były w innej ciężarówce...

- Rzeczywiście ciężarówka, która miała mocowania do mostu, przyjechała do nas. Ale to był już nielegalny serwis, ponieważ ona wcześniej wycofała się z rajdu. Nie mógłbym wziąć z niej części, bo to byłoby oszustwo. A ja nigdy nie oszukuję.

Co pan czuł po awarii?- Ogromny żal. Nie mam do nikogo pretensji, bo wiem, że tak jest w sporcie. W najlepszych zespołach urywają się części, coś pęka. Na to nie ma siły. takie było nasze przeznaczenie, żeby wjechać w tę dziurę. Paradoksalnie, kilkanaście metrów obok nie było już jej.

- Nie wiem, w jakich kategoriach to rozpatrywać. Samochód jest taki, że czasem się psuje. My raczej jesteśmy przygotowani na wszystkie awarie. Ale coś w tym jest, że nagle nasza ciężarówka zepsuła turbo i nie mogła dojechać na start. Straciliśmy ją. Przełożyliśmy części do innego samochodu, ale most nie wchodził. I akurat jego zabrakło. Jedynej rzeczy, której potrzebowaliśmy na dziewiątym etapie. Gdyby zepsuło się coś innego, wymienilibyśmy to.

Jak dojechaliście na metę?- Odpiąłem wał, zostaliśmy z przednim napędem. Dojechaliśmy do drogi i tam poczekaliśmy na naszą ciężarówkę, która nie mogła już jechać trasą rajdu.

Nie było szans dojechać do mety z jednym mostem?

- Nie, bo nawet rozleciały się łożyska. Po przejechaniu dwóch kilometrów tak z tyłu rzęziło, że za chwilę i tak byśmy stanęli. Nie było żadnych szans. Pewnie, że gdyby coś można było zrobić, to próbowałbym. Ale z drugiej strony ja nie przyjechałem tutaj ścigać się o piętnaste miejsce.

Co najbardziej boli?

- To, że jechaliśmy dobrze. Czysto i spokojnie. Gdybym szalał i przez to coś urwał...A ja nawet jednego zderzaka nie wymieniłem. Nie zarysowałem samochodu. Byliśmy najlepszą benzynową załogą. Dlatego jest mi strasznie przykro, bo jechałem czujnie oszczędzając samochód. Nie tak, żeby go zepsuć, a jednak to się stało. Widocznie tak miało być.

Co powiedzieliście sobie z pilotem, gdy już dotarło do was, że to koniec?

- Nie mieliśmy chęci na żadne rozmowy. Obaj byliśmy bardzo smutni bo wiedzieliśmy, że dalej już byłoby z górki. Od następnego dnia zaczynały się odcinki dla nas, w stylu wrc, lżejsze dla samochodu. Zaczynała się prawdziwa zabawa. Cóż, widocznie tak miało być. A może gdybyśmy tam się nie zatrzymali, rozbilibyśmy się kawałek dalej. I dlatego zatrzymało nas przeznaczenie. Trudno mi to wytłumaczyć. W takiej chwili nie jestem w stanie myśleć rozsądnie. Ogromne emocje są we mnie. Po tygodniu ciężkiej pracy ciężko pogodzić się z czymś takim.

To największe sportowe rozczarowanie?

- Nie wiem. Zawsze mogę się pocieszać tym, że nikomu nic się nie stało, bo to jest najważniejsze. Samochód jest taką rzeczą, która czasami się psuje.

W takich momentach miłość do rajdów gdzieś zanika, a pojawia się nienawiść?

- Nie, nigdy nie ma we mnie nienawiści, bo sport nie jest temu winny. Na moment pojawia się chęć, żeby powiedzieć: dość. Każdy ma takie chwile. Ale my z Jean-Markiem Fortin już zaczęliśmy snuć plany, co będziemy robić w tym roku. Liczę, że niedługo pojawią się kolejne sportowe wyzwania. Tym bardziej, że jesteśmy w czołówce. Teraz we mnie są słabe uczucia. Ale wróci chęć do walki i do wygrywania. Trzeba myśleć do przodu. Ja nadal chcę wygrać Rajd Dakar. A teraz pragnę jak najszybciej być w domu, bo tam na mnie czekają najbliżsi, którzy nie będą martwili się tym, że nie jadę, tylko będą cieszyli się, że wróciłem.

Kto wygra Dakar?

- Jestem tego bardzo ciekaw. Nasser al-Attiayh zbliża się do Carlosa Sainza. Guerlain Chicherit jedzie jak szalony. Jeszcze dużo rzeczy może przydarzyć się w rajdzie. Ale niestety, już bez naszego udziału.

Ryszard Opatowski - La Serena