- Zdjąłem gogle, czego nigdy się nie robi. Podczas Dakaru wcześniej mi się to nie zdarzyło - przyznał Jakub Przygoński. Motocyklista Orlen Teamu i bez gogli poradził sobie bardzo dobrze. Na jednym z trudniejszych etapów tegorocznego Rajdu Dakar zajął dziewiąte miejsce. Na tej samej pozycji finiszował też Krzysztof Hołowczyc.

To był pierwszy chilijski etap. W sumie liczył 670 km - z Copiapo do Antofagasty, a 483-kilometrowy odcinek specjalny był drugim najdłuższym w zawodach. Z pustynią Atacama świetnie poradzili sobie zawodnicy Orlen Teamu. Przygoński po pechowym trzecim etapie, kiedy stracił prawie godzinę przez problemy z motocyklem, odrabia straty. Na początku wczorajszego odcinka przez kłopoty z goglami był 15., ale potem przesuwał się w górę klasyfikacji. Ostatecznie finiszował jako dziewiąty przegrywając z Francuzem Alainem Duclosem o sekundę!

- Początek był bardzo ciężki. Przez mgłę nie dało się jechać, bo gogle były całe mokre. Pobrudziły mi się rękawiczki, więc nawet nie mogłem przecierać gogli podczas jazdy. Dopiero na tankowaniu przeczyściłem je. Od tego czasu wszystko poszło dobrze. Jestem bardzo zadowolony - mówił nam na mecie Przygoński.

Motocyklista Orlen teamu awansował z 21. pozycji na 17. Szanse na wygranie zawodów stracił Hiszpan Marc Coma, który miał kłopoty z motocyklem i musiał zatrzymać się na 40 minut. W klasyfikacji generalnej spadł na siódmą pozycję i traci do prowadzącego Cyrila Despresa 77 minut. A Francuz przegrał etap z miejscowym bohaterem Francisco Lopezem. Chilijczycy długo i głośno wiwatowali na cześć swojego rodaka, który jest już drugi.Dramat przeżył lider w klasyfikacji samochodów Stephane Peterhansel, który stracił ponad dwie godziny. Francuz zatrzymał się na 135 kilometrze i tak długo usuwał awarię w swoim BMW. Raczej już nikt nie zagrozi załogom Volkswagena, które zajęły trzy pierwsze miejsce i podobnie jest w klasyfikacji generalnej. Nowym liderem został Hiszpan Carlos Sainz. Hołowczyc startował jako siedemnasty, ale szybko przesunął się do przodu. Na 53. kilometrze był już dziesiąty i przez cały odcinek jechał w czołówce. Pod koniec wyprzedził Rosjanina Leonida Nowickiego o 12 sekund i ostatecznie finiszował jako dziewiąty, a w klasyfikacji generalnej jest szósty.

Rajd Dakar to nie tylko ściganie się po bezdrożach Argentyny i Chile. To również życie na biwaku. Tam po każdym etapie kwitnie życie. Zawodnicy Orlen Teamu chętnie opowiadali o tym, co robią po zawodach.

- Mam ze sobą sporo jedzenia i picia - opowiada nam Hołowczyc. - Argentyńska woda jest fatalna, ma smak, jakby była gotowana. Dlatego przywiozłem z Polski 80 litrów naszej wody. A do tego wysokokaloryczne norweskie jedzenie dla alpinistów. Doskonałe dla wyczerpanego organizmu.

Z norweskich ziemniaków, spaghetti i mięsa korzystają też nasi motocykliści. Po jedzeniu zabrali się za oznaczania kolorowymi markerami mapek na kolejny etap, potem chwila relaksu i sen w namiotach. O 22.00 już spali, bo po 4.00 trzeba zrywać się na nogi.

- Wstajemy kiedy jest ciemno, dlatego lepiej spać na biwaku niż w hotelach. Tu naprawdę jest fajnie - przekonuje Czachor.

- I jest wygodnie, bo mamy normalne materace, jak w łóżku. Do tego kołdra i poduszka. Prawie jak w domu. Do uszu wkładamy stopery i błogo sobie śpimy - dodaje ze śmiechem Przygoński.

Nawet "Hołek", który lubi wygodę, na pustyni Atacama zdecydował się na sen w namiocie. Tylko gdy próbował do niego wejść, okazał się za mały. Ale z pomocą szybko przyszedł mu jeden z mechaników, który chętnie się zamienił. Czego nie robi się dla lidera zespołu.

Ryszard Opiatowski - Antofagasta