Trasa wiodła częściowo wzdłuż wybrzeża Pacyfiku. Było sporo kamieni i dziur. A ostatnie dwadzieścia kilometrów to piach z szalonym zjazdem do mety położonej tuż przy plaży. Nie wszyscy uczestnicy zawodów ujrzeli te wspaniałe widoki.

Luca Manca już na 14. kilometrze uległ poważnemu wypadkowi. Włoski motocyklista doznał złamania kości czaszki i w ciężkim stanie został przewieziony do szpitala w Calamie. dzień wcześniej stracił czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej oddając tylne koło koledze z zespołu KTM Hiszpanowi Markowi Comie.

- Widziałem wypadek Włocha. Przejeżdżał obok mnie, aż nagle zachwiało nim i przy pełnej prędkości upadł - opowiada nam Jacek Czachor, motocyklista Orlen Teamu. - Trasa była bardzo niebezpieczna, wykańczająca fizycznie. Brzydka. Cały czas wiodła po niebezpiecznych dziurach, których nie ma w opisie. I stąd dwa bardzo niebezpieczne wypadki.

Drugi przydarzył się Paulo Goncalvesowi. Portugalczyk upadł na 195. kilometrze i złamał obojczyk. Również trafił do szpitala.

- Wypadku nie widziałem, ale przejeżdżałem obok jego motocykla, a raczej tego, co po nim pozostało. Był porozrywany na części - mówi na Jakub Przygoński.

Motocyklista Orlen Teamu po raz trzeci w tych zawodach finiszował jako siódmy. W klasyfikacji generalnej jest już na 15. miejscu.

- Jacek ma rację, że trasa była zbyt trudna. Za to pod koniec odcinka miałem dużo frajdy. Była wydma, która ma 800 metrów wysokości. Z niej zjechaliśmy na poziom morza z prędkością 100 km/h. Naprawdę było to przyjemne - opowiadał Przygoński.

- A zjeżdżałem mając 160 km/h na liczniku - śmiał Krzysztof Hołowczyc. Do Iquique przyjechał dziesiąty. W klasyfikacji generalnej przesunął się z szóstej lokaty na piątą.

Ryszard Opiatowski - Iquique

Fot. Rallyworld©Willy Weyens