Jakub Przygoński zajął szóstą pozycję, Jacek Czachor był dziewiąty, a Marek Dąbrowski dziesiąty.

Zwycięzcą etapu został Hiszpan Jordi Viladoms, który był szybszy o ponad 3 minuty od kolejnego na trasie Marc’a Comy.

Pierwszy etap Rajdu Maroka został rozegrany w tumanach kurzu i przy ograniczonej widoczności. Kiedy zawodnicy wystartowali do drugiego okrążenia praktycznie od razu dogonili samochody pokonujące jeszcze pierwszy przejazd. Motocykliści byli zmuszeni do częstego wyprzedzania przy ograniczonej widoczności.

- Jestem bardzo zaskoczony liczbą kamieni i dziur, które występują na trasie. Ściganie się w takich warunkach jest wyjątkowo trudne. Muszę się uczyć jazdy po tego rodzaju terenie by wykorzystać te umiejętności na Dakarze. Przestroiłem trochę zawieszenie i jutro będzie zapewne lepiej. Jestem zadowolony z mojej jazdy. Wyjątkowo trudno jechało mi się drugą pętlę. Już po dziesiątym kilometrze dogoniłem pierwszy samochód i przez 120 kilometrów musiałem jechać w kurzu wyprzedzając. W następnych dniach ma zostać wprowadzony inny system wypuszczania zawodników na trasę – powiedział Jakub Przygoński.

- Podczas rajdu nie powinno być rund, lepiej gdyby etap był po prostu dłuższy. W takich warunkach nie ma dobrego ścigania. Rajd jest bardzo trudny i tak będzie do samego końca. Teren po którym jedziemy jest mocno kamienisty i dziurawy. Prędkości są znaczne, a ze względu na specyfikę trasy niejednokrotnie musimy dohamowywać motocykl by nie dopuścić do pikowania przedniego koła. Musimy trzymać się szlaku, aby nie wypaść z trasy i nie wpaść w przepaść – dodał kapitan Orlen Team i Automobilklubu Polski, Jacek Czachor.

Marek Dąbrowski na trasie zaliczył niegroźną wywrotkę i poczuł się źle. Pomimo tego etap ukończył i zamierza kontynuować ściganie.

- Mam nadzieję, że będą protesty. Ściganie się w takich warunkach jest po prostu niebezpieczne. Najdłużej walczyłem z pierwszą ciężarówką, którą szybko dogoniłem. Jej kierowca chyba się mnie nie spodziewał i nie mogłem go wyprzedzić. Dojechało do mnie trzech motocyklistów, kurzyliśmy sobie nawzajem i utrudnialiśmy wyprzedzanie. Próbowaliśmy objechać ciężarówkę bokiem, ale to również było niemożliwe. Na poboczach leżą olbrzymie głazy, bądź trasa prowadzi po półkach skalnych, gdzie wyprzedzanie jest praktycznie niemożliwe. Położyłem motocykl na lewej stronie. Chwilkę na tym straciłem i nic mi się nie stało – powiedział Marek Dąbrowski na mecie odcinka.

Jutro ponownie zawodnicy przejadą dwukrotnie pętlę. Łączna długość odcinków specjalnych wynosi 339 kilometrów.