Michał Sołowow i Maciej Baran, Tomasz Czopik i Glib Zagorii oraz Simon Jean-Joseph i Jack Boyere nie należeli do faworytów - jak zgodnie twierdzili przed startem: byli "skazani" na miejsca w drugiej dziesiątce. Tymczasem okazało się, że można było zająć wysoką pozycję, trzeba tylko było mieć... trochę szczęścia.

A oto jak swój udział wYpres Westhoek Rally podsumowywują sami zawodnicy:

MICHAŁ SOŁOWOW: Skończyliśmy ten rajd tylko z przednim napędem i na dodatek bez sprzęgła. Zaczęło się od awarii centralnego dyfra na drugiej pętli. Mechanicy myśleli, że zepsuł się tylni dyferencjał, więc go wymienili. Potem nie było czasu na kolejną wymianę, bo to oznaczało wymontowanie całej skrzyni biegów. W międzyczasie odmówił posłuszeństwa rozrusznik. Sytuacja była taka, że na jednym z końcowych oesów wyprzedziło nas aż czterech kierowców. Jeszcze nie miałem takiej przygody w karierze! Na szczęście jakoś dojechaliśmy do mety. Warunki były ciężkie. Wąskie, śliskie drogi, kamienie wystające w tzw. „cięciach”, pełno błota i co chwilę zmieniająca się pogoda. Wielu faworytów miało pecha. Ale mimo wszystko to był piękny rajd, bo klasyfikacja zmieniała się co chwilę i do ostatniego odcinka nie było wiadomo co się wydarzy. Chciałbym tu wrócić za rok, dlatego że walka trwa naprawdę do samego końca!

MACIEJ BARAN: Do momentu awarii dyfra walka była emocjonująca. Ścigaliśmy się o punkty do klasyfikacji Mistrzostw Europy z Ilievem, Simonem Jean-Josephem i Tomkiem Czopikiem. Potem zaczęły się kłopoty. Po pierwszej awarii wydawało się, że już nic gorszego nas nie może spotkać, a tu pojawiały się kolejne pechowe sytuacje. Cóż, taki jest ten sport. Patrząc na to, co nam się przydarzyło, na te trudne warunki, oesy rozgrywane w nocy, to naprawdę cieszymy się, że dojechaliśmy do mety. Teraz musimy się dobrze przygotować do Rajdu Bułgarii, w którym wystartujemy za dwa tygodnie.

TOMASZ CZOPIK: Z utęsknieniem czekam na rajd, podczas którego walczył będę tylko z konkurencją i z czasem. Bez półosi i dyfra bardzo trudno utrzymać sie na tych piekielnie wąskich dróżkach, a moment nieuwagi powoduje wizytę w rowie. Pod koniec miałem nadzieję, że mimo wielu problemów i do nas uśmiechnęło się szczęście, ale na ostatnim OS-ie straciliśmy prawie wszystko to, co zyskaliśmy dzięki pechowi rywali...

SIMON JEAN-JOSEPH: Przed startem zdawałem sobie sprawę, że w tym rajdzie - przy tak dużej ilości załóg w samochodach w specyfikacji Super 2000 - nie mamy większych szans na odegranie większej roli. Dlatego dziesiąte miejsce w klasyfikacji zawodów i czwarte w Mistrzostwach Europy oceniam jako dobre. Rajd był bardzo trudny. Mieliśmy trochę trudności - ponieśliśmy straty, ale w sumie to konkurenci mieli więcej przygód niż my. Po wykluczeniu dwóch załóg znaleźliśmy się w "dziesiątce". Ale bardziej cieszą punkty w klasyfikacji Mistrzostw Europy. Myślę, że wykonaliśmy dobra robotę!