Bo widzicie, ja bardziej lubię te szalone Renault z przeszłości niż te, które są teraz. Bardziej kręci mnie seksowny tyłek poprzedniego Megane niż ten zgrabniejszy, ale nudniejszy obecnego modelu. Pożądam poprzednie, słodkie i uroczeTwingo, a jakoś nie przekonuje mnie to, które można kupić teraz, bo wygląda jak auto każdej innej marki. Nie mogę jeszcze się otrząsnąć po tym, że wycofali ze sprzedaży nonkonformistycznego totalnie Avantime’a i nie rozumiem, dlaczego sprzedają Lagunę, która równie dobrze mogłaby być Hyundaiem. Kocham szaleństwo, odwagę, oryginalność i inność Renault i tego chcę. A co z Latitude?
W porównaniu z poprzednikiem VelSatisem, który częściej się nie podobał niż był pożądany, Latitude wypada blado. Przednie światła przypominają te z Thalii, a tylne jakby przeniesiono z amerykańskiej wersji Toyoty Camry. Auto wygląda dobrze, zgrabnie i nowocześnie, jak najbardziej, ale to Renault, więc oczekuję szaleństwa, stylu, oryginalności. Latitude bazuje na płycie podłogowej Laguny i Espace, mierzy prawie 5 m długości i jest sedanem.
Renault jest na razie bardzo oszczędne w słowach i nie zdradza wiele o nowym aucie. Można oczekiwać, że pod maskę trafią tylko mocniejsze silniki z palety Renault (turbodiesle 150, 178 KM i 235 KM, benzynowe – 170, 205 i 238 KM). Z przecieków wiadomo natomiast, że w wyposażeniu będzie system audio Bose, fotel z funkcją masażu, trzystrefowa klimatyzacja i drewniane wykończenie.