• Jazda bez uprawnień, o ile ktoś nigdy wcześniej ich nie miał, to tylko wykroczenie karane zwykle mandatem
  • Udostępnienie samochodu osobie, która nie ma prawa jazdy, to wykroczenie karane grzywną na podstawie Kodeksu wykroczeń
  • Prawdziwe kłopoty związane z rodzinną nauką jazdy pojawiają się, gdy dojdzie do wypadku albo kolizji z innym uczestnikiem ruchu
  • Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Spośród starszych kierowców wielu umiało jeździć samochodem, albo przynajmniej znało podstawy jazdy samochodem na długo przed tym, zanim mieli szansę legalnie usiąść za kierownicą samochodu z „elką” na dachu. Mnie na pierwszej lekcji instruktor spytał: Jeździłeś? – Tak. – No to jedziemy do miasta!

Rodzinne przyuczanie dzieci do kierowania autem było popularne, policja przymykała oko, aut na drogach, których drobna naprawa blacharska kosztuje majątek, było niewiele. Słowem: ryzyko było zawsze, ale kiedyś jednak mniejsze. Obecnie ryzyko jest wyjątkowo duże, choć – jak pokazuje przykład brodnickiej policji – i dziś funkcjonariusze potrafią spojrzeć na sprawę przez palce, a nawet pospolite przestępstwo uznać za wykroczenie. Ale po kolei.

Rodzinna nauka jazdy - dachowanie i zgłoszenie kradzieży auta

Policja na swoich stronach informuje o zdarzeniu spowodowanym przez dwóch braci: starszy – właściciel samochodu, uczył młodszego kierowania samochodem. Niestety, coś poszło nie tak, auto dachowało i – szczęście w nieszczęściu – nikomu nic się nie stało, a zwłaszcza nie było poszkodowanych osób postronnych. Bracia uciekli, pozostawiając na drodze wrak, po czym starszy zgłosił kradzież samochodu. Policja wzięła się do pracy, a żeby złapać złodzieja, postanowiono użyć psa tropiącego. Gdy starszy brat-właściciel samochodu dowiedział się o psie tropiącym, przestraszył się i wyznał, że żadnej kradzieży nie było, tylko nauka jazdy.

Rodzinna nauka jazdy - dwa wykroczenia w jednym

Prawo łamie i ten, kto jeździ bez prawa jazdy, i ten, kto udostępnia samochód; jeśli kieruje dziecko, odpowiedzialność ponoszą rodzice.

Jazda bez uprawnień co do zasady jest wykroczeniem – jeśli kierowca nie miał nigdy prawa jazdy, to ma szansę na łagodną karę – mandat wynosi 500 zł. Jeśli kierowca jakieś prawo jazdy ma, ale nieodpowiedniej kategorii (np. ma kat. B, a jeździ motocyklem kolegi), to mandat wynosi 300 zł. Surowsze kary za kierowanie bez uprawnień zastrzeżone są dla osób, które uprawnienia straciły, a najsurowsze – dla tych, którzy kierują wbrew zakazowi sądowemu.

Wykroczeniem jest też samo udostępnienie auta czy motocykla osobie bez prawa jazdy:

Czyli maksymalna kara to 5 tys. zł. Takim samym wykroczeniem jest udostępnienie auta osobie w stanie po użyciu alkoholu (uwaga: stan „po użyciu” to nie to samo co stan nietrzeźwości!).

Zgłaszasz kradzież, której nie było – popełniasz przestępstwo!

Działania obu braci nie sposób racjonalnie wytłumaczyć: gdyby właściciel auta spowodowanie dachowania wziął na siebie, to cóż... rzecz zakończyłaby się jedynie mandatem i stratą auta. Zamiast policji mogłaby wystarczyć interwencja pomocy drogowej i wtedy obyłoby się bez mandatu. Inny motyw to zamiar uzyskania odszkodowania z autocasco, ale czy auto było ubezpieczone, nie wiemy.

Tak czy inaczej kradzież samochodu jest przestępstwem, a kto zawiadamia o przestępstwie, którego nie było, sam popełnia przestępstwo przeciwko wymiarowi sprawiedliwości:

Tymczasem policja informuje, że właściciel auta zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za wykroczenie ­– wywołanie niepotrzebnej czynności policji. „Mężczyźnie grozi kara grzywny do 5 tys. złotych” – informuje Policja.

Nie liczcie na to, zgłaszając kradzież, której nie było, że zawsze tak to się skończy: pisząc „wywołanie niepotrzebnej czynności” Policja ma zapewne na myśli art. 66 Kodeksu wykroczeń, który mówi:

I nawet zagrożenie karą się nie zgadza z deklaracją Policji – za to wykroczenie grozi najwyżej 2,5 tys. zł. Być może policjanci poszli na rękę sprawcy, ponieważ sam się przyznał do przestępstwa, a także poniósł realną stratę. Nie zmienia to faktu, że zawiadomienie o kradzieży auta, które sami rozbiliśmy, to nie wykroczenie, a przestępstwo.

Regres ubezpieczeniowy - tego trzeba się bać przede wszystkim!

Rodzinna nauka jazdy, rundki na cudzym motocyklu czy motorowerze, gdy nie mamy odpowiedniego prawa jazdy, dość często kończą się znacznie gorzej: kolizją z innym uczestnikiem ruchu. Ryzyko jest duże, bo kierowca niedoświadczony, nieobyty z pojazdem... Gdy już dojdzie do takiej kolizji, pojawia się ryzyko, że sprawca się nie wypłaci – bo ubezpieczyciel wystąpi z regresem. Ma do tego prawo m.in. wtedy, gdy kierujący jest pod wpływem alkoholu albo nie ma odpowiedniej kategorii prawa jazdy.

Regres ubezpieczeniowy polega na tym, że ubezpieczyciel wprawdzie wypłaca poszkodowanym odszkodowanie z naszej polisy OC (pokrywa koszty naprawy samochodu czy motocykla, wypłaca zadośćuczynienie), ale potem prosi sprawcę o zwrot wypłaconych pieniędzy. I teraz wyobraźmy sobie, że młody człowiek rozbije komuś nowe auto wysokiej klasy...

Jeszcze większe kłopoty pojawiają się, gdy oprócz strat materialnych mamy osoby poszkodowane – wtedy rodzic czy brat zostaje oskarżony o przestępstwo i na żadną taryfę ulgową liczyć nie może!