• To był zorganizowany wyjazd, a jego liderem był kierowca Mercedesa-AMG Łukasz K., organizator imprez z udziałem luksusowych samochodów
  • Słowacka prokuratura domaga się surowych kar dla wszystkich uczestników brawurowej jazdy
  • Wszyscy zatrzymani byli w przeszłości wielokrotnie karani za łamanie przepisow drogowych

Wciąż nie milkną rozmowy na temat wypadku koło słowackiego Dolnego Kubina i wyścigu śmierci w wykonaniu polskich kierowców, w którym życie stracił 57-letni kierowca Fabii Combi.

Do aresztu na Słowacji trafi 26-letni Łukasz K., który czarnym Mercedesem-AMG C63 jechał na czele pędzącej kolumny. To już drugi zatrzymany w tej sprawie Polak. Wcześniej aresztowano 42-letniego Marcina L., kierowcę Porsche Cayenne. Sąd w Żylinie ma także zdecydować o areszcie dla kolejnego z uczestników wypadku Adama S.

Dla opinii publicznej sytuacja jest jasna. Tym bardziej, że finał wyprawy polskich kierowców na słowacką Orawę utrwaliła kamera przypadkowego kierowcy. Na nagraniu widać, że brawurowe wyprzedzanie rozpoczął kierowca Mercedesa. Prowadzący żółte Ferrari, widząc nadjeżdżającą z przeciwka Skodę, gwałtownie zahamował, lecz jadący tuż za nim kierowca Porsche nie zdążył powtórzyć manewru. Chwilę później uderzył w prawidłowo jadącą Skodę, zabijając Stefana Onczo i ciężko raniąc jego żonę.

Oglądaliśmy ten film wielokrotnie. Dzisiaj tylko można gdybać, że sytuacja była jeszcze w ostatniej chwili do uratowania. Kto zawinił? Z cała pewnością nie tylko bezpośredni sprawca tragedii 42-letni Marcin L., który z dużą prędkością jechał „na zderzaku” Ferrari. Jak zeznali świadkowie, którzy od rana feralnego dnia widzieli pięć mknących przez przygraniczne słowackie miejscowości szybkie i drogie samochody z polskimi tablicami rejestracyjnymi, to musiało się w pewnym momencie zakończyć tragedią.

Na nagraniu doskonale widać, że cała trójka (Mercedes, Ferrari i Porsche) z premedytacją przekroczyła ciągłą linię na krętej drodze i z dużą prędkością wyprzedzała prawidłowo jadące samochody. Wszyscy świadomie łamali przepisy!

W tej sytuacji każda próba obrony bezmyślnych piratów drogowych, którzy jak potwierdził rzecznik polskiej policji, byli już wielokrotnie karani za przekroczenie dopuszczalnej prędkości, wydaje się być nie na miejscu. Zawinili wszyscy, którzy uczestniczyli w tej szaleńczej jeździe, bo wyrazili świadomie na to zgodę.

Trudno przewidzieć jaki będzie finał, bo o tym wkrótce rozstrzygnie słowacki sąd. Opinia publiczna domaga się surowej kary, podobnie jak słowaccy prokuratorzy. Trzy samochody zostały zatrzymane na parkingu policyjnym i ich stan oraz wszelkie zapisy komputerów są szczegółowo analizowane. Policja w Żilinie otrzymała też wiele informacji i zapisów z kamer, na których widoczny jest przejazd polskiej kolumny. Można na ich podstawie nie tylko odtworzyć drogę, którą przemieszczała się "wycieczka", ale też to, w jaki robili to sposób. Na jednym z filmów (nagranym we wnętrzu jednego ze sportowych aut) widać prędkościomierz pokazujący ponad 230 kilometrów na godzinę!

Warto dodać, iż w tej wyprawie brały udział jeszcze dwa samochody: niebieskie Lomborghini Aventador S i czarny Ford Mustang GT. Słowacka policja dysponuje już nagraniami z ich brawurowej i nieprzepisowej jazdy i także zamierza ich ścigać.

Chociaż w polskich mediach pojawiło się oświadczenie, że wydarzenia z udziałem polskich samochodów na Słowacji ze względu na zakończony sezon, nie mają nic wspólnego z Cars & Cofee Poland, której przedstawicielem i organizatorem tej wyprawy był Łukasz K. (kierowca Mercedesa-AMG C63), to jednak pewne wątpliwości się pojawiają po ujawnieniu kolejnych faktów. Po wypadku szybko wyszło na jaw, że szalejący kierowcy z Polski nie spotkali się na Słowacji przypadkiem. Uczestniczyli w jednej z płatnych imprez podczas, których posiadacze szybkich aut zwiedzają wybrany zakątek Europy pod okiem tak zwanego lidera.

Kierujący Mercedesem 26-letni Łukasz K., działający w internecie bloger, był też organizatorem cykl spotkań przeznaczonych dla właścicieli aut ekskluzywnych. Firma Cars & Cofee Poland zorganizowała już dziewięć takich spotkań.

Natomiast kierowcą żółtego Ferrari był pochodzący z rodziny wielkopolskich biznesmenów 27-letni Adam Sz., a Porsche Cayenne prowadził 42-letni Marcin L., pomorski przedsiębiorca z branży informatycznej i także właściciel kolekcji luksusowych aut. Z danych polskiej policji wynika, że ma na swoim koncie szereg wykroczeń związanych z przekraczaniem dozwolonej prędkość oraz był poszukiwany jako "zaginiony z próbą samobójczą"

To jednak nikogo nie zwalnia od odpowiedzialności, bo fakty są ewidentne.

Od wielu dni na drogach Słowacji nieoznakowane pojazdy z wideorejestratorami patrolują drogi prowadzące z granicy z Polską. Warto o tym pamiętać, gdy wybieramy się w podróż do tego kraju.