Od 17 kwietnia 2007 roku każdy pojazd, który porusza się po terytorium Polski musi mieć włączone światła mijania lub światła do jazdy dziennej. Czemu służyło wprowadzenie tego przepisu? Zdaniem ustawodawcy chodziło przede wszystkim o poprawę bezpieczeństwa na drogach. Niestety tłumaczenie nie przekonuje wszystkich kierowców. Mimo iż zapis obowiązuje od przeszło pięciu lat, dyskusja na temat jego zasadności trwa do dzisiaj. Zobaczmy jakie konkretnie zastrzeżenia mają przeciwnicy.

Miał być spadek, a był wzrost liczby wypadków

Kampania na rzecz zmiany przepisów opierała się o ekspertyzy, które jednoznacznie twierdziły, że wprowadzenie obowiązku jazdy na światłach przez cały rok będzie zbawienne dla bezpieczeństwa. Ogólna liczba wypadków miała spaść o 20 procent, a wypadków z udziałem motocyklistów nawet o 30 procent. Pobożne życzenia niestety nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Na podstawie statystyk Komendy Głównej Policji można stwierdzić, że przez pierwsze dwa lata obowiązywania przepisu ilość zdarzeń drogowych wręcz wzrosła. Tendencję spadkową da się zauważyć dopiero od roku 2009. Jednak ta jest bardzo daleka od zapowiadanych dwudziestu procent oraz w identycznym stopniu może wynikać z całkowicie innych czynników.

Za porażką na polu ogólnych statystyk przyszła także porażka na polu bezpieczeństwa tzw. "osób niechronionych". Od 2006 roku (kiedy zmiany jeszcze nie obowiązywały) nawet nie drgnął odsetek pieszych, rowerzystów, czy motocyklistów wśród ofiar wypadków. Nadal jest wysoki i nadal oscyluje w okolicy 40 procent. Dlaczego włączone światła nie poprawiają sytuacji? Część psychologów jest zdania, że kierowcy podczas jazdy skupiają się na obserwowaniu oświetlonych przedmiotów. Ponieważ piesi i rowerzyści nie zaliczają się do tej kategorii, stają się jeszcze słabiej widoczni. Dla motocyklistów włączone światła były znakiem rozpoznawczym. Obecnie przestali się wyróżniać, co w połączeniu ze specyfiką jazdy na jednośladzie zwiększa niebezpieczeństwo.

89 procent aut ma źle ustawione światła!

Zdaniem Stowarzyszenia Kierowców Przeciwko Włączaniu w Dzień Świateł w Samochodzie (DADRL) zagrożenie wynika także z samej konstrukcji reflektora. Zespolona lampa przednia, czy tylna w słoneczny dzień nie daje wystarczająco dużego kontrastu między światłem mijania i pozycyjnym, a stopem, czy kierunkowskazem. W efekcie kierowca może zbyt późno dostrzec manewr auta z przodu i spowodować stłuczkę. Poza tym organizacja powołuje się na dane opublikowane przez Instytutu Transportu Samochodowego. Jego badania wskazują, że zaledwie 11 procent aut na polskich drogach ma właściwie ustawione światła. Ponieważ oślepienie przez pojazd jadący z naprzeciwka jest szczególnie groźne w dzień, czynnik również należy wziąć pod uwagę w czasie rozważań.

Przeciwnicy standardowo powołują się na przykład Komisji Europejskiej i Austrii. Mimo iż początkowo organ wykonawczy UE chciał rekomendować państwom członkowskim wprowadzenie obowiązku jazdy na światłach, w listopadzie 2007 roku wycofał się z tego pomysłu. Jak tłumaczono decyzję? Głównie wątpliwym wpływem na bezpieczeństwo w ruchu. Austria przez nieco ponad dwa lata miała przepis zmuszający kierowców do jazdy na światłach. Czemu go znieśli? Liczba wypadków zamiast spaść, wyraźnie wzrosła. Poza tym Austriacy powoływali się na ekspertyzy, które nie dawały podstaw merytorycznych twierdzeniu, że włączone światła mają jakikolwiek wpływ na bezpieczeństwo.

Poprawa bezpieczeństwa? Naukowych dowodów brak!

Tezy przeciwników obowiązku potwierdza także raport The National Highway Transportation Safety Administration (NHTSA). Amerykańska agencja skompilowała wyniki badań prowadzonych przez uczonych z University of Michigan i The Insurance Institute for Highway Safety. Prace badawcze jasno pokazały, że światła mijania lub do jazdy dziennej nie mają żadnego wpływu na poprawę bezpieczeństwa. Dodatkowo ponieważ odwracają uwagę kierowców, mogą mieć niepożądane skutki uboczne dla pieszych i motocyklistów. Na podstawie raportu USA nie przychyliło się do wniosku General Motors o wprowadzenie obowiązku jazdy z włączonymi światłami przez całą dobę.

W dyskusji nie brakuje również argumentów dotyczących ekonomii, czy ekologii. Z wyliczeń przedstawionych przez DADRL wynika, że światła mijania zwiększają spalanie auta o 0,2 litra benzyny na każdą godzinę jazdy. Pomyślicie pewnie, że nie ma to większego znaczenia. Nie zapominajcie jednak, że nie poruszacie się po drogach sami. W skali całego kraju i roku zbiera się aż 300 milionów litrów paliwa więcej. To z kolei oznacza, że kierowcy w sumie muszą zostawić na stacjach benzynowych ponad półtora miliarda złotych ekstra. Co ze środowiskiem? Spalenie takiej ilości paliwa zdaniem DADRL wiąże się z wydaleniem do atmosfery dodatkowych 576 tysięcy ton CO2.

Nawet 900 milionów - tyle zarabia Skarb Państwa

Na koniec warto zadać sobie pytanie, czy na przeforsowaniu tego przepisu ktoś mógł zyskać. Oczywiście że tak. Co więcej, grupa ewentualnych beneficjentów jest całkiem spora. Numerem jeden na liście jest Skarb Państwa. Skoro Polacy na samych stacjach zostawiają ponad półtora miliarda złotych więcej, a około 60 procent tej kwoty to akcyza i inne obciążenia podatkowe, zbiera się całkiem ładna sumka. Zyskują także koncerny paliwowe oraz firmy produkujące żarówki. Według różnych danych po wprowadzeniu obowiązku jazdy na światłach sprzedaż żarówek wzrosła o 60 procent.

Trzeba przyznać, że argumenty wysunięte przez przeciwników nie tylko brzmią racjonalnie, ale również w sporej mierze są zakotwiczone w wynikach badań naukowych i statystykach. Oczywiście znajdzie się szeroka grupa kierowców, którzy nie zgodzą się z powyższymi tezami. Tylko czy w świetle dosyć mocnych dowodów nie byłoby lepiej, gdyby jazda na światłach przez całą dobę wynikała z chęci, a nie prawnego obowiązku? Jak sądzicie?