Phaeton ma wszystko – nowoczesne rozwiązania techniczne (np. komputer steruje światłami tak, by nie oślepiały innych kierowców), wielkie i komfortowe wnętrze (w wyposażeniu jest czterostrefowa klimatyzacja i przednie fotele regulowane w 18 kierunkach!), mocne i nowoczesne silniki (turbodiesel 240 KM i benzynowe o mocy 280, 335 i 444 KM) oraz odpowiednią prezencję. Ale to wszystko na nic!
Niestety, Volkswagen oznacza po niemiecku auto dla ludu. Czy ktoś wyda kilkaset tysięcy po to, by czuć się jak część ludu? No nie bardzo. Wątpię, by ostatnia modernizacja cokolwiek zmieniła. Są nowe światła i chłodnica, wspomniane fotele, system rozpoznający znaki drogowe, nawigacja korzystająca z aplikacji Google Maps i nieco bogatsze wyposażenie, ale co z tego, skoro klienci kupujący auta luksusowe są konserwatywni jak mało kto?
Oni chcą mieć gwiazdę, cztery pierścienie lub biało-niebieskie śmigło na masce, a nie litery V i W. No i nie chcą się czuć jak część ludu, jak szara masa. Dlatego Phaetona kupi garstka nonkonformistów. Szkoda.