Wklasie superpremium nie ma miejsca na żadne kompromisy. Klienci wymagają nie tylko najwyższej jakości, wręcz wyrafinowania, ale też gwarancji, że ich nowe auto nie będzie czymś pospolitym. O cenie najczęściej wspomina się dopiero przy podpisaniu umowy, i to raczej ze względów porządkowych – by księgowy wiedział, jaką kwotę ma przelać na odpowiednie konto lub w odpowiednim czasie uruchomić specjalny program finansowania. Dlatego procedura wyboru samochodu bardzo często przypomina wizytę u najlepszego krawca. Najpierw kilka pytań o podstawowe preferencje, później pokaz próbek materiałów, przymiarki, wybór koloru, detali wykończenia, prezentacja gadżetów. Potem często zdarzają się nawet odwiedziny w fabryce, by zamawiający mógł na własne oczy przekonać się, z jaką pieczołowitością składany jest jego wybrany model... To w jakimś sensie rytuał, namaszczenie i taniec godowy w jednym, dzięki któremu można poczuć się kimś zupełnie wyjątkowym. Brytyjscy producenci dóbr luksusowych pod tym względem mogą pochwalić się największym doświadczeniem, ale nie mogą spocząć na laurach. Kiedy bowiem Mercedes wprowadził na rynek najnowszą generację klasy S, stało się jasne, że właśnie ich bierze na celownik. Do limuzyny i coupé niedawno dołożył kabriolet, sprawiając, że jego oferta w segmencie jeszcze nigdy nie była tak kompletna. Czy zatem dominacja Rollsa i Bentleya jest zagrożona?
Na szczęście, by znaleźć chociaż częściową odpowiedź na to pytanie, nie muszę przechodzić całej procedury wstępnej związanej z zamawianiem wybranych egzemplarzy. Dzięki oficjalnym importerom do redakcji trafiają bowiem Bentley Continental GT Convertible i Mercedes S 500 kabriolet z silnikami odpowiednio: W12 i V8 z podwójnym turbodoładowaniem i porównywalnymi osiągami oraz wyposażeniem na poziomie reprezentacyjnego gabinetu lorda wzbogaconym wieloma elektronicznymi gadżetami.
Bentley, jakby w odpowiedzi na pojawienie się na rynku niemieckiego konkurenta, przeszedł kilka miesięcy temu gruntowne odświeżenie, które objęło detale nadwozia i wnętrza, w tym wygląd zderzaków, bocznych wlotów powietrza na błotnikach, tylnego zintegrowanego z klapą bagażnika spojlera oraz zestawu zegarów. Nowe są też nagłośnienie firmowane przez audiofilską firmę Naim oraz multimedia. Postawiony na 21-calowych, 7-ramiennych alufelgach sprawia wrażenie dojrzałego i zdecydowanego, zna swoją wartość i twardo dąży do celu. Dawką elegancji i charakteru wyróżnia się na rynku i nie sposób pomylić go z żadnym innym modelem. Potężną chromowaną atrapą i fantazyjnie podkreślonymi tylnymi nadkolami, które przywołują skojarzenie z silnym, dobrze zbudowanym rączym ogierem, budzi respekt i szacunek.
Mercedes przykuwa spojrzenia, ale jego styl jest zupełnie inny. Być może bardziej nowoczesny, może nawet trochę nonszalancki. Z pewnością nastawiony na młodszego, mniej konserwatywnego odbiorcę. Przyznam, że byłem zachwycony wersją coupé. Teraz z pełną odpowiedzialnością mogę potwierdzić, że kabriolet nie stracił nic z jej zadziornego nieco zawadiackiego charakteru, a składany materiałowy dach dodaje mu tylko szlachetności. Podobnie jak kryształy Swarovskiego wykorzystane w inteligentnych reflektorach LED czy oryginalnie wykończony diamentowy grill z masywnym logo marki. S cabrio jest dłuższy od Continentala o 22 cm, przez co jego sylwetka sprawia wrażenie smuklejszej i bardziej dynamicznej.
Także wnętrze Mercedesa to popis umiejętnego połączenia luksusowych materiałów z najnowocześniejszą technologią. Wielokonturowe fotele mają zakres elektrycznej regulacji pozwalający na znalezienie optymalnej pozycji za kierownicą zarówno drobnej blondynce, jak i rosłemu koszykarzowi. Są świetnie wyprofilowane, obłędnie wygodne, doskonale trzymają na zakrętach dzięki aktywnym pompowanym poduszkom, a do tego są wyposażone w funkcję masażu, podgrzewanie i wentylację. Mają też system AirScarf zapewniający nadmuch ciepłego powietrza na szyje kierowcy i pasażera, przez co jazda z otwartym dachem jest możliwa także przy niskich temperaturach na zewnątrz.
Kokpit niemal żywcem przeniesiono z limuzyny i tak samo jak tam nasuwa on skojarzenie z centrum futurystycznego wehikułu czasu. To zasługa dwóch gigantycznych kolorowych ekranów, na których formę wyświetlanych informacji można dobierać na wiele sposobów. Do tego mamy zestaw przycisków z panelem dotykowym na konsoli między fotelami, system audio firmy Burmester oraz pokładową elektronikę odpowiedzialną za odpowiednie samopoczucie i bezpieczeństwo na pokładzie, która ma wydajność komputerów narodowej agencji kosmicznej. Wystarczy wspomnieć choćby o takich systemach, jak poprawiający widoczność nocą Night View, aktywny tempomat Speedtronic czy też zapobiegający wypadkom Collision Prevention Assist Plus, stale monitorujący przestrzeń wokół samochodu i potrafiący ostrzec o zagrożeniu kierowcę, a w razie potrzeby zatrzymać auto.
Pod względem liczby elektrogadżetów Bentley jest znacznie bardziej... zachowawczy. Owszem, na pokładzie znajdziemy adaptacyjny tempomat, nagłośnienie wspomnianej firmy Naim, multimedia z tunerem telewizji cyfrowej i możliwością stworzenia hot spotu 4G, ale tak zaawansowanych rozwiązań antykolizyjnych jak w najnowszym Mercedesie próżno tu szukać. W dużej mierze wynika to z faktu, że obecna generacja Continentala GTC ma już 5-letni staż rynkowy. Za to jeśli chodzi o samopoczucie, jakie towarzyszy kierowcy na pokładzie, to niczego brytyjskiemu modelowi nie brakuje. Już na starcie obezwładnia szlachetnym zapachem skórzanej tapicerki, która zachwyca fakturą i jakością ręcznego, zegarmistrzowskiego wykończenia. Drewno, chrom, aluminium, fantastyczne fotele. Wszystko jest może bardziej klasyczne niż w Mercedesie S, ale mam wrażenie, że wykonane z większym smakiem i klasą.
Na drodze GTC zachowuje się z należytym majestatem. Pneumatyczne, aktywne zawieszenie z czterema zakresami regulacji sztywności, napęd na obie osie i wylewająca się z dwunastu cylindrów rzeka momentu obrotowego to wystarczająca gwarancja na zastrzyki pozytywnych emocji niemal w każdych warunkach. Do setki Bentley potrafi przyśpieszać w 4,7 s, ale tym, co powoduje prawdziwy skok ciśnienia krwi, jest fakt, że może pędzić z prędkością 315 km/h. Czyni go to jednym z najszybszych kabrioletów świata. Warto dodać, że wersja Speed jest jeszcze szybsza – rozpędza się do 325 km/h!
W trybie Sport zawieszenie wyraźnie twardnieje, a układ kierowniczy chętniej informuje o tym, co robią przednie koła. Szybsze są też reakcje na ruchy pedałem gazu oraz zmiany przełożeń w 8-biegowym automacie ZF. Zachęcany basowym pomrukiem silnika daję się podpuścić do agresywniejszej jazdy, ale już po chwili czuję, że fizyki nie da się oszukać. Solidna nadwaga – samochód waży prawie 2,5 tony – daje o sobie znać. Na szczęście w sukurs przychodzą opcjonalne hamulce ceramiczne. Są drogie, bo wymagają dopłaty prawie 11 tys. euro, ale z pewnością warte swojej ceny. GTC posłusznie wraca na zadany tor jazdy, a ja przechodzę na tryb Comfort, włączam masaż pleców i relaksuję się, sunąc dalej w bulwarowym stylu. Silnik uspokaja się, a dzięki systemowi dezaktywacji połowy cylindrów ogranicza zużycie paliwa. Świadomość, że wystarczy muśnięcie pedału gazu, by znów mieć do dyspozycji 590 KM i 720 Nm (to odpowiednio 15 KM i 20 Nm więcej niż w wersji przed liftingiem), rodzi przyjemne poczucie posiadania przewagi nad otoczeniem.
Mercedes, choć oferuje moc o 135 KM mniejszą, nie ustępuje Bentleyowi osiągami. Co prawda jego maksymalną prędkość ograniczono elektronicznie do 250 km/h, ale już 100 km/h pojawia się na liczniku w czasie o 0,1 s krótszym. Należy jednak pamiętać, że klasa S w tej wersji jest o 380 kg lżejsza. Podobnie jak model brytyjski najlepiej czuje się podczas spokojnego cruisingu, w którego trakcie jak koń na wybiegu daje się podziwiać z każdej strony. Także ma pneumatyczne zawieszenie z kilkustopniową regulacją twardości i również w trybie sportowym zachęca do ostrzejszej jazdy. Wystarczy też uśpić przyciskiem elektronikę odpowiedzialną za kontrolę trakcji, by niemieckie cabrio efektownie wierzgało zadem – w końcu ma tylny napęd. Dziewięciostopniowa skrzynia biegów jest szybsza i sprytniejsza od bądź co bądź bardzo dobrej przekładni w Bentleyu, a solidna dawka momentu obrotowego dostępna w szerokim zakresie obrotów zapewnia elastyczność godną sportowej limuzyny. Silnik V8 soczystym brzmieniem obwieszcza wszem wobec pojawienie się modelu w okolicy, ale jest to raczej stonowana melodia, a nie koncert heavymetalowej formacji.
Które z tych aut jest lepsze? Odpowiedź nie jest łatwa i jednoznaczna. W kategoriach dizajnu stawiam na kipiącego testosteronem i klasyczną elegancją Bentleya. Pod względem technologicznym zdecydowanym zwycięzcą jest Mercedes, którego od konkurenta dzieli technologiczna przepaść. Z kolei bardziej surowy w obejściu brytyjski model potrafi dostarczyć więcej satysfakcji z jazdy. Dla kogoś argumentem za GTC może być też jego znacznie wyższa cena zapewniająca jeszcze większe poczucie wyjątkowości i statusu majątkowego właściciela. Serce wskazuje Continentala, rozum podpowiada klasę S. Ech, te problemy pierwszego świata... Faktem jest, że w segmencie superekskluzywnych kabrioletów pojawił się gracz, który najwyraźniej ma ochotę nie tylko uzupełniać jego ofertę, ale także grać w nim główną rolę.
DANE TECHNICZNE
BENTLEY CONTINENTAL GTC
Cena: od 260 975 euro
Silnik: 5998 cm3, W12 twin turbo, 590 KM przy 6000 obr./min, 720 Nm przy 1800 obr./min
Skrzynia: 8-biegowa ZF Quickshift, napęd 4x4
Osiągi: 0-100 km/h – 4,7 s, maks. 315 km/h
Spalanie: 14,3 l/100 km,
Masa: 2495 kg
MERCEDES S 500 KABRIOLET
Cena: od 643 500 zł
Silnik: 4663 cm3, V8 twin turbo, 455 KM przy 5250-5500 obr./min, 700 Nm przy 1800-3500 obr./min
Skrzynia: 9-biegowa 9G-Tronic, napęd tylny
Osiągi: 0-100 km/h – 4,6 s, maks. 250 km/h
Spalanie: 9,1 l/100 km,
Masa: 2115 kg