Zmierzenie przyspieszenia i szeregu innych parametrów nie wymaga już instalacji piątego koła lub kosztownego czujnika optycznego. Wystarczy małe urządzenie. Rozróżniamy dwa typy takich mierników: wykorzystujące sensor przeciążeń G lub technologię GPS.
Za brytyjski miernik VI Monitor (przeciążeniowy) trzeba zapłacić 1250 zł. Zalety? Poza korzystną ceną szybkie i łatwe podłączenie, natychmiastowy odczyt wyników, duża ilość funkcji, dobra jakość wykonania i niezawodne działanie. Możemy monitorować szereg parametrów pracy, m.in. ciśnienie doładowania turbo, obroty.
Urządzenie rejestruje też przeciążenie, przyspieszenie (do 100 mil/h lub np. na 1/4 mili). Do wyczynowej jazdy wykorzystać można jeden ze standardowych monitorów lub skonfigurować własny. Będzie rejestrował np. wciśnięcie pedału gazu czy też podpowiadał (po uprzednim zadaniu parametrów) czas zmiany biegów.
Można też odczytać i skasować kody błędów. Są też minusy: samochód musi mieć złącze diagnostyczne (odpadają np. auta z lat 90.), a prędkość odczytywana jest z elektroniki auta (co nie jest równoznaczne ze wskazaniami prędkościomierza). Gdy koła buksują na śniegu, urządzenie rejestruje to jako „rewelacyjny” czas przyspieszania. Gdy założymy koła o większej średnicy, dla uzyskania wiarygodnych wyników trzeba dokonać zmian w komputerze auta.
Takich problemów nie ma w przypadku urządzeń GPS – nie mylić z prostymi programami napisanymi do telefonów z nawigacją. Ceny profesjonalnych zaczynają się od 2000 zł.