- Kultowe modele Ursusa produkowano przez kilkadziesiąt lat, powstawały w setkach tysięcy egzemplarzy
- Te maszyny nadal są częstym widokiem na polskich wsiach, ale coraz częściej interesują się nimi także kolekcjonerzy i pasjonaci
- Zakłady w Ursusie współpracowały z czechosłowackim Zetorem – wiele maszyn to wspólne konstrukcje
- Do dziś w Indiach produkowane są ciągniki bazujące na konstrukcji Ursusa C-330, a silniki z "trzydziestki" wykorzystywane są w agregatach prądotwórczych
- Pod koniec 2024 r. Ursus został w całości kupiony przez ukraińskiego biznesmena
- Po wojnie zaczęło się od pirackiej kopii niemieckiego Lanz Bulldoga
- Ciągniki z Ursusa. Rolnicy indywidualni mogli o nich kiedyś tylko pomarzyć
- Ursus C-325 - w latach 60. to był skok w nowoczesność
- Ursus C-325 przerastał wielu użytkowników
- Ursus C-330 - gwiazda polskiej wsi
- Ursus C-330 - w PRL-u dało się wyprodukować solidny i dopracowany pojazd
- Ursus C-360 to większy brat "trzydziestki"
- Ursus C-360 3P – polski ciągnik z brytyjskim sercem
- "Szcześćdziesiątka" dla "dziewczyny z plakatu"
- Ciągniki Ursusa. Który był najlepszy?
C-325, C-330 czy C-360: wszystkie te modele charakteryzowały się prostotą konstrukcji, łatwością naprawy i niezawodnością, a to pozwalało im przetrwać próbę czasu. Może poza modelem C-325 w oryginalnym stanie, te maszyny to wciąż częsty widok na polskich wsiach. Mimo że mają po kilkadziesiąt lat, poszukiwane są nie tylko przez kolekcjonerów – większość egzemplarzy nadal ciężko pracuje.
Dla wielu polskich rolników nazwy C-325, C-330 czy C-360 to nie tylko symbole popularnych ciągników, ale też wspomnienia. W czasach, gdy polska wieś potrzebowała trwałych, prostych i funkcjonalnych maszyn, podwarszawska wówczas fabryka produkowała traktory, które przez dekady stawały się częścią polskiego krajobrazu i stanowiły... obiekt pożądania – każdy, kto żył w tamtych czasach, wie, że w zwrocie tym nie ma wcale przesady. W naszym zestawieniu przyjrzymy się trzem klasycznym już modelom Ursusa. To właśnie te maszyny przez lata stanowiły podstawę funkcjonowania wielu polskich gospodarstw.
Dziś, pomimo upływu lat, wiele z tych ciągników nadal jest używanych na co dzień, choć coraz częściej już jako "pojazdy zagrodowe" – do manewrowania maszynami rolniczymi na podwórku czy koszenia traw na niedużych parcelach. Ich właściciele, choć do codziennych prac polowych używają zazwyczaj znacznie nowocześniejszego sprzętu, jakoś nie chcą rozstać się z prostymi i małymi jak na dzisiejsze standardy traktorami. Coraz częściej też wiekowe Ursusy traktowane są jako pojazdy kolekcjonerskie – wystarczy spojrzeć na ceny zadbanych "trzydziestek" (czyli C-330) na portalach ogłoszeniowych, które czasem nijak mają się do wartości użytkowych reprezentowanych przez te ciągniki.
Po wojnie zaczęło się od pirackiej kopii niemieckiego Lanz Bulldoga
Za początek mechanizacji polskiego rolnictwa po drugiej wojnie światowej można uznać rok 1947, kiedy to w Czechowicach (czyli dzisiejszej dzielnicy Warszawy – Ursusie) rozpoczęto wytwarzanie ciągnika C-45. Napędzany jednocylindrowym silnikiem pojazd był wierną kopią niemieckiego Lanz Bulldoga (ze zrozumiałych względów Niemców o zdanie nikt wtedy nie pytał). Wytwarzany do 1954 roku traktor z pewnością nie był dla "mięczaków" – już sama procedura uruchomienia dwusuwowego średnioprężnego silnika była dość skomplikowana (trzeba było posiadać palnik benzynowy "lut-lampę"), a przy niskich temperaturach wymagała cierpliwości (rozgrzanie tzw. gruszki żarowej zabierało sporo czasu), a rolę rozrusznika pełniła... kierownica zdejmowana na czas rozruchu z kolumny kierowniczej i zakładana na koło zamachowe. Za to C-45 mógł być zasilany właściwie każdym rodzajem pędnego paliwa – naftą, mazutem czy mieszaninami oleju napędowego z czym popadło – ale tego paliwa potrzebował dużo.
Sama obsługa i jazda ciągnikiem, szczególnie w wersji wyposażonej w całostalowe koła też wymagała krzepy – Magdalena Figur, która była twarzą hasła z lat 50. "Kobiety na traktory" była wśród użytkowników raczej wyjątkiem (do historii pani Magdaleny jeszcze w tym tekście wrócimy).
Ciągniki z Ursusa. Rolnicy indywidualni mogli o nich kiedyś tylko pomarzyć
Inna sprawa, że w latach 40. czy 50. XX wieku nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że ciągnik – symbol nowoczesności, który miał zastąpić archaicznego konia – mógłby trafić do małorolnego chłopa (czy jakbyśmy powiedzieli dziś – rolnika indywidualnego), a w Państwowych Gospodarstwach Rolnych czy Państwowych Ośrodkach Maszynowych zatrudnieni byli przecież mniej lub bardziej wykwalifikowani traktorzyści.
Tak czy inaczej Ursus C-45 czy jego zmodernizowana wersja C-451 (produkowana aż do 1965 roku, później już nie w Ursusie, a w Gorzowie) przewidziane były jako traktory do obsługi sporych areałów należących do PGR-ów i spółdzielni rolniczych, które decyzją KC PPR z września 1948 roku miały powstawać w całym kraju i wypierać rozdrobnione rolnictwo indywidualne – tak jak we wszystkich państwach obozu socjalistycznego. Mimo wielu wspomaganych karami i represjami dla niepokornych prób kolektywizacji rolnictwa, Polska była jedynym krajem socjalistycznym, w którym proces ten się nie udał. Ostateczny kres zamiarom kolektywizacji położył po zmianach politycznych z października 1956 roku Władysław Gomułka, który uznał "prywatne rolnictwo w Polsce jako specyfikę polskiej drogi do socjalizmu". Jego postępowanie było podyktowane osobistymi doświadczeniami – w latach 30. Gomułka udał się w podróż do Związku Radzieckiego, gdzie na własne oczy miał zobaczyć efekt przymusowej kolektywizacji na Ukrainie – głodujące dzieci. Podobno późniejszy pierwszy sekretarz KC PZPR poprzysiągł sobie wówczas, że jeśli tylko kiedyś będzie miał na to wpływ, do kolektywizacji w Polsce nie dopuści.
Tak też się stało i polska wieś, na której dominowały niewielkie indywidualne gospodarstwa, potrzebowała ciągnika mniejszego i nowocześniejszego niż paliwożerny C-45/451. I właśnie wtedy na scenę wszedł pierwszy bohater naszego zestawienie – Ursus C-325.
Ursus C-325 - w latach 60. to był skok w nowoczesność
Ciągnik ten, choć może nie tak popularny jak późniejszy model C-330, miał ogromny wpływ na rozwój polskiego rolnictwa w latach 60. XX wieku. Był to traktor, który symbolizował przejście z czasów przedwojennych do nowoczesności, wprowadzając szereg innowacji, które zmieniły oblicze pracy na roli. Ursus C-325 został zaprezentowany po raz pierwszy w 1957 roku, a produkcję rozpoczęto już dwa lata później (co było wówczas czasem rekordowym). Nowy model był pojazdem dużo lżejszym, zwrotniejszym, ale też słabszym od archaicznego C-45, za to świetnie sprawdzał się w małych gospodarstwach. Technologicznie był to jednak prawdziwy skok w nowoczesność. Tyle że polska wieś na tę nowoczesność nie zawsze była odpowiednio przygotowana. I choć dziś obsługa tego pojazdu wydaje się banalnie prosta, na przełomie lat 50. i 60. wcale nie było to takie oczywiste. Ale po kolei.
Do napędu maszyny posłużył 2-cylindrowy silnik wysokoprężny o oznaczeniu S-312, który rozwijał 25 koni. I choć nie była to wielka moc, w tamtych czasach była wystarczająca do wykonywania lżejszych prac związanych z uprawami czy transportem.
Ursus C-325 - dane techniczne
Silnik wysokoprężny R2 • Poj. 1810 ccm • Moc maksymalna 25 KM przy 2000 obr./min. • Maks. moment obr. 93 Nm przy 1700 obr./min. • 6 biegów do przodu, 2 do tyłu • Masa pojazdu (bez obciążników) 1460 kg • Prędkość maks. 20,2 km/h
Ursus C-325 przerastał wielu użytkowników
Krótki czas opracowywania technologii produkcji C-325 zemścił się niestety przy jego późniejszej eksploatacji, gdy seryjne maszyny trafiły do rolników i POM-ów. Występujące wówczas "choroby wieku dziecięcego" konstrukcji, które wykwalifikowani mechanicy usunęliby niemalże w mgnieniu oka, niewłaściwie przygotowani traktorzyści długo ignorowali, a to powodowało nieraz unieruchomienie sprzętu. Nie bez winy było też mizerne zaopatrzenie w części zamienne.
Choć w świadomości rolników C-325 zapisał się dobrze, artykuł w periodyku "Mechanizacja Rolnictwa" z marca 1961 roku wskazuje, że konstrukcja C-325 przysparzała jednak problemów. Niektóre były bardziej niż prozaiczne – umieszczenie zbyt blisko siebie przycisków sygnału dźwiękowego i rozrusznika sprawiało, że traktorzyści mylili się i przy pracującym silniku uruchamiali rozrusznik. Autor artykułu zwracał również uwagę na szereg usterek ciągnika, które wymagały większych zmian konstrukcyjnych lub materiałowych.
Wnioski z artykułu były oczywiste: ciągnik należy ulepszyć, a w pracach rozwojowych trzeba wziąć pod uwagę niski poziom świadomości technicznej osób korzystających z traktora oraz go naprawiających. Jednocześnie na koniec tekstu autor zauważył: Dane z ostatnich miesięcy pozwalają wnioskować, że najtrudniejszy okres, który może uchodzić za kryzys zaufania do ciągnika C-325, został przełamany.
Do dziś na polskich wsiach trochę się tych maszyn zachowało, choć dostrzec je trudno. Jak to możliwe? Dopadł je specyficzny "czar PRL-u" – w latach 70. czy 80. nikt nie cenił "klasyków", każdy chciał mieć jak najnowszą maszynę, a te były trudnodostępne. Jeśli więc tylko nadarzyła się okazja, żeby wymienić np. piękną, obłą maskę na kanciastą z kolejnehgo modelu, wymienić światła czy błotniki, to nikt nie miał skrupułów. Wiele traktorów, które wyglądają jak Ursusy C-330 to tak naprawdę modele C-325 po "tuningu z epoki", a ich prawdziwy rodowód wyczytać można z dowodu rejestracyjnego (o ile nie zaginął) albo ze zwykle ledwie czytelnej tabliczki znamionowej. Dokładnie tak samo było np. z niezwykle dziś poszukiwanymi Fiatami 125p z pierwszych serii z pięknym, chromowanym przodem i klamkami-skalpelami – w latach 80. wiele z nich zostało "zaktualizowanych" częściami z późniejszych wersji.
Ursus C-330 - gwiazda polskiej wsi
Miano prawdziwej gwiazdy polskiej wsi należy się jednak naszemu kolejnemu bohaterowi – Ursusowi C-330. Ten najbardziej kultowy obecnie w Polsce mały traktor trafił do produkcji w lipcu 1967 roku i jest rozwinięciem modelu C-328 (czyli nieco zmodyfikowanego C-325). Podobnie jak u poprzednika do napędu posłużył 2-cylindrowy silnik, który poddano jednak pewnym modyfikacjom. Motor o oznaczeniu S-312C ma nieco większą pojemność i podniesioną do 30 KM moc. Ale to nie 5 dodatkowych koni w stosunku do C-325 sprawiło, że "trzydziestka" zyskała taką popularność.
Ursus C-330: Dane techniczne
Silnik wysokoprężny R2 • Poj. 1960 ccm • Moc maksymalna 30 KM przy 2200 obr./min. • Maks. moment obr. 100 Nm przy 1600-1800 obr./min. • 6 biegów do przodu, 2 do tyłu • Masa pojazdu (bez obciążników) 1700 kg • Prędkość maks. 23,5 km/h
Z technicznego punktu widzenia konstrukcja najpopularniejszego polskiego ciągnika zmieniła się niewiele, ale inżynierowie z Ursusa dużą wagę przywiązali do dopracowania pojazdu. Wyeliminowano wiele wad poprzedników, poprawiono obróbkę i w efekcie C-330 zyskał miano niezawodnej i oszczędnej maszyny. To właśnie ten ciągnik dla wielu rolników w Polsce był pierwszym krokiem do unowocześniania ich gospodarstw.
Do dziś nawet w gospodarstwach, które dawno już przesiadły się na mocne, zachodnie maszyny, poczciwe "trzydziestki" wciąż dzielnie służą do drobniejszych prac – często z poważnymi modernizacjami, np. popularną przeróbką jest montaż wspomagania kierownicy (można kupić nawet gotowe zestawy) czy komfortowej kabiny. Przez lata nie udało się jednak opracować zestawu "tuningowego", który poprawiłby komfort obsługi topornej skrzyni biegów – niby mały traktorek, ale wybór przełożenia wymaga tu solidnej krzepy.
Ursus C-330 - w PRL-u dało się wyprodukować solidny i dopracowany pojazd
Ursus C-330 był również jedną z naszych eksportowych wizytówek. Powstała nawet specjalna, przeznaczona na rynki zagraniczne odmiana C-335, która od wersji krajowej różniła się hydraulicznym podnośnikiem, zaopatrzonym w siłową regulację głębokości pracy narzędzia. Wersja eksportowa nie miała natomiast pneumatycznego układ hamowania przyczep (bo poza krajami bloku wschodniego system ten w tej wielkości pojazdach nie był stosowany). Ursus C-330 był również wytwarzany w tzw. zestawach eksportowych. Największa montowania tego modelu znajdowała się w Indiach, gdzie firma Escort w mieście Faridabad do 1975 roku zmontowała aż 50 tys. sztuk ciągników Escort 335, a produkcja ciągników bazujących na tej maszynie trwa w Indiach do dziś.
W latach 70. ponad 15 tys. "trzydziestek" trafiało także do Jugosławii, a trzeba pamiętać, że waluta tego nieistniejącego już kraju (dinar) była zewnętrznie wymienialna, więc gotówkowe rozliczenia z Jugosławią były bardzo dla Polski opłacalne, ale z drugiej strony Jugosłowianie oczekiwali dobrych jakościowo produktów.
W lipcu 1986 roku pojawiła się ostatnia modernizacja ciągnika, czyli Ursus C-330M, ze zmienionym nieco układem napędowym – skrzynią biegów, tylnym mostem i zwolnicami. Dzięki zmianie przełożenia prędkość pojazdu wzrosła o 8 proc., a do tego "emka" miała być bardziej wytrzymała (co nie do końca się sprawdziło). W 1993 roku produkcję C-330M zakończono. Przez 26 lat łącznie wyprodukowano blisko 332 tys. wszystkich odmian Ursusa C-330.
Ursus C-360 to większy brat "trzydziestki"
Ostatni z prezentowanych ciągników – C-360 – nie jest następcą "trzydziestki", a raczej (jak byśmy dziś powiedzieli) uzupełnieniem oferty. Nieco większy traktor o wyższej mocy przeznaczony jest po prostu do cięższych prac.
Główna różnica między "trzydziestką" a "sześćdziesiątką" to oczywiście silnik, który w tym drugim pojeździe ma 4 cylindry i rozwija całe 52 konie – o ile więc niewprawione oko nie rozpozna od razu C-360 po wyglądzie, na pewno uda się to po znacznie kulturalniej pracującym motorze (choć nam akurat praca niezrównoważonej, 2-cylindrowej jednostki podoba się bardziej i bardziej też kojarzy z ciągnikiem rolniczym niż 4-cylindrowej, ale to oczywiście kwestia indywidualna).
Ursus C-360 - dane techniczne
Silnik wysokoprężny R4 • Pojemność skokowa 3121 ccm • Moc maksymalna 52 KM przy 2200 obr./min. • Maksymalny moment obrotowy 190 Nm przy 1500-1600 obr./min. • 5-biegowa skrzynia manualna plus bieg wsteczny i reduktor (przełożenia polowe/szosowe – 10 biegów do przodu, dwa do tyłu) • Masa pojazdu (bez obciążników) 2170 kg • Prędkość maks. 25,4 km/h
Pierwsze Ursusy C-360 opuściły podwarszawski zakład w 1976 roku. Mocniejszy motor i wydajniejsza hydraulika sprawiły, że "sześćdziesiątka" szybko zyskała popularność i uznanie. I o ile w jakimś gospodarstwie znajduje się niekolekcjonerskie C-330, to używane jest ono głównie "zagrodowo", z racji niezrównanej poręczności.
W przypadku większej "sześćdziesiątki" nadal zdarza się, że ciągnik ten pracuje nie tylko na podwórku. Do maszyn tych dostępne są do dziś nie tylko normalne części zamienne, ale też i wiele akcesoriów "tuningowych", które co prawda nie przystoją "klasykowi", ale poprawiają komfort użytkowania – bo większość tych maszyn wciąż ciężko pracuje. Można dodać to, czego fabryka zrobić nie zdążyła: od wspomagania kierownicy (fabryka oferowała je w wersjach eksportowych, polski rolnik nie mógł być mięczakiem), przez turbodoładowanie, aż po zestawy do konwersji na napęd 4x4. Kilku producentów wciąż wytwarza kabiny do "sześdziesiątek".
Ursus C-360 3P – polski ciągnik z brytyjskim sercem
Ursus C-360 doczekał się też odmiany z innym silnikiem. Ponieważ zakłady w Ursusie nawiązały niegdyś współpracę z firmą Massey Ferguson, do "sześćdziesiątek" zaczęły też trafiać brytyjskie silniki – na początku produkowane w Wielkiej Brytanii, później na licencji w Polsce. Ta wersja występowała pod nazwą C-360-3P, a modyfikacja polegała na zamontowaniu nowoczesnego wówczas silnika PERKINS – AD3.152UR posiadającego trzy cylindry (stąd dopisek 3P w nazwie) i moc 47,5 KM (C-360 miał 52 KM). Ciągnik z tym silnikiem mniej palił, był cichszy i mniej dymił, ale niejeden wiejski mechanik przeklinał calowe śruby wczesnych egzemplarzy – mechanicy z POM-ów nie lubili czytać instrukcji napraw.
"Szcześćdziesiątka" dla "dziewczyny z plakatu"
W tym momencie warto wrócić do wspomnianej już wcześniej "dziewczyny z plakatu", czyli Magdaleny Figur. W 1979 roku, z okazji jej 35-lecia pracy zawodowej, fabryka Ursusa "szarpnęła" się na niecodzienny prezent – nowiutki egzemplarz "sześćdziesiątki". Wraz z ciągnikiem pani Magdalena otrzymała akt przekazania, w którym napisano: Dziewczynie z plakatu. Ciągnik ten jest darem młodzieży, wykonanym w ramach czynów produkcyjnych. W filmie dokumentalnym z 2001 roku pt. "Dziewczyna z plakatu" (reż. Ewa Pięta) 74-letnia wówczas pani Magdalena dziarsko przemierza swoją "60-tką" okolice rodzinnej wsi. Opowiada również o naprawach swojego ciągnika – w ciągu ponad 20 lat raz wymieniono w nim końcówki drążków kierowniczych, trzeba było też usprawnić hamulce, sprzęgło i łożyska zwolnicy (z jednej strony). Do silnika jeszcze nie było zaglądane – zapewniała dawna przodowniczka pracy. Czy może być lepsza recenzja Ursusa C-360?
Pani Magdalena zauważyła także: Do ciągnika trzeba mieć zamiłowanie i trzeba o niego dbać. (...) A jak ludzie mówią, byle tylko traktor był, to on długo nie pojedzie. Ja wam powiem: ja mam tyle chorób, a mój ciągnik jeszcze jest zdrowy.
W filmie pani Magdalena zdradziła też swoje nietypowe życzenie odnośnie własnego pogrzebu – chciała, by jej ostatnia droga odbyła się właśnie "sześćdziesiątką". Ona ten traktor po prostu kocha – z przejęciem opowiadał sołtys wsi, w której mieszkała "dziewczyna z plakatu". Podarowany Ursus służył Magdalenie Figur do końca jej dni (zmarła w 2007 roku). Niestety, nie wiemy, czy jej ostatnie życzenie zostało spełnione. Dokument można znaleźć m.in na platformie Youtube i w archiwum VOD TVP. Ursus C-360 był wytwarzany do 1994 roku. Łącznie zakład opuściło 282 tys. sztuk tego modelu.
Ciągniki Ursusa. Który był najlepszy?
Ursusy C-325, C-330 i C-360 reprezentowały etapy w historii mechanizacji polskiego rolnictwa. Dziś, mimo upływu lat, wiele z tych ciągników nadal pracuje w polskich gospodarstwach, a ich użytkownicy często mówią o nich z dumą i sentymentem (zapominając przy tym o wszystkich awariach i bolączkach, z którymi na przestrzeni lat trzeba było walczyć). Dla nich to nie tylko maszyny, ale często także dziedzictwo przekazywane z pokolenia na pokolenie. Prostota tych traktorów sprawia, że są one cenione nie tylko jako narzędzia pracy, ale także jako część polskiej tradycji.
Specjalne podziękowania za udostępnienie ciągników i pomoc w realizacji sesji zdjęciowej dla Krajeńskiego Muzeum Rolnictwa i Motoryzacji w Siedlisku oraz Pomorskiego Okręgowego Muzeum PRL w Sępólnie Krajeńskim.