Nie jest zły, ale też nie idealny
SUV-y świetnie sprzedają się w salonach, ale żeby nabyć auto średniej wielkości z dieslem, napędem 4x4 i niezłym wyposażeniem, trzeba przygotować co najmniej 100 tys. zł.
Co zrobić, jeśli macie tylko połowę tej kwoty? Pozostaje kredyt lub rynek wtórny. Postanowiliśmy wziąć na celownik używanego Tiguana z początków produkcji – ok. 50 tys. zł wystarczy zarówno na diesla, jak i benzyniaka.
Silnik 1.4 TSI nie cieszy się uznaniem (np. liczne kłopoty z rozrządem!), postanowiliśmy więc poszukać wersji z dieslem. W Tiguanie stosowano tylko silniki z common railem, z którymi nie ma takich problemów, jak w wersjach z pompowtryskiwaczami.
Nie musieliśmy długo szukać – w komisie w Warce znaleźliśmy egzemplarz z 2008 r. z bardzo bogatym wyposażeniem: skórzana tapicerka (właściciel zapewniał, że w idealnym stanie), panoramiczny dach, komplet poduszek powietrznych (dodatkowo boczne z tyłu!).
Kolejna zachęta to „udokumentowany przebieg” 135 tys. km, co – jak na diesla – daje jeszcze szansę na pokonanie przynajmniej kilkudziesięciu tysięcy km bez większych wydatków.
Dodatkowo sprzedający podkreślił, że zgadza się na wizytę w ASO. Podczas rozmowy telefonicznej dowiedzieliśmy się, że tylny błotnik oraz drzwi z prawej strony były malowane, ale jeszcze w Niemczech, i jest to odnotowane w systemie VW.
Zachęceni ogłoszeniem udaliśmy się do Warki. Pierwsze wrażenia z oględzin auta były całkiem pozytywne – zadbane wnętrze, na zderzakach i blachach jedynie kilka delikatnych otarć i wgnieceń.
Pomiar lakieru generalnie potwierdził słowa kupującego, choć do zapowiedzianego prawego tyłu doszedł malowany lewy przedni błotnik (prawy był zdejmowany).
Sprawdzajcie wszystko, co się da – po analizie dokumentów Tiguana pojawiło się kilka wątpliwości
Niestety, największym problemem okazała się weryfikacja przebiegu. Rzeczywiście, w aucie była książka przeglądów, jednak tylko pierwsze wpisy pochodziły z ASO, natomiast kolejne – z punktów niezależnych, w których weryfikacja wpisów jest praktycznie niemożliwa.
Ostatnia adnotacja jest z października 2014 r. – przebieg 128,3 tys. km. Oczywiście, informacje postaraliśmy się zweryfikować w ASO VW. Dowiedzieliśmy się, że ostatniej adnotacji w bazie VW dokonano w 2012 r. przy przebiegu 88 tys. km. Takiej wizyty nie ma jednak w książce przeglądów – jest za to wpis z początku 2012 r. z warsztatu niezależnego, z przebiegiem 69 tys. km.
Natomiast ASO potwierdziła naprawę blacharską prawej tylnej strony (błotnika i drzwi) – z dokumentacji wynikało, że uszkodzenie nie było duże, co zweryfikowały też nasze oględziny (szpachlowane tylko okolice rantu błotnika i drzwi).
Czy oglądany Tiguan jest wart zainteresowania? I tak, i nie. Na pewno na tle innych ofert, które już na pierwszy rzut oka wyglądają nie najlepiej, widać, iż jest w niezłym stanie technicznym, jednak daleko mu do ideału, tym bardziej że pojawiają się pewne wątpliwości (np. związane z przebiegiem).
Zalecamy inspekcję w ASO, żeby potwierdzić historię (przynajmniej tę do 2012 r.) i ocenić stan silnika – może być przyczyną największych wydatków.
Mający doświadczenie z autami VW mechanicy powinni wypowiedzieć się też na temat korozji podłogi. Taki przegląd kosztuje około 300 zł (z podłączeniem do komputera i kontrolą nadwozia).
Sprawdzamy stan techniczny samochodu
Dobrze utrzymane auto, ale kilka elementów budzi wątpliwość
Oglądany przez nas 7-letni Tiguan był zadbanym, ciekawym autem. Silnik dało się uruchomić bez problemów, równo pracował, a podczas wyłączania nie było słychać stuków typowych dla koła dwumasowego. Opony Continental pochodziły z 2013 r. i były w naprawdę dobrej kondycji.
Niewiele zastrzeżeń mieliśmy do tarcz i klocków na przedniej osi, natomiast z tyłu na tarczach widać sporo korozji, klocki nierówno pracują, a tarcze mają rant, świadczący o zużyciu.
Oględziny z czujnikiem lakieru potwierdziły słowa sprzedawcy: niemal całe nadwozie miało oryginalny lakier, malowane były prawe tylne drzwi i błotnik, ale raczej nie było to duże uszkodzenie.
Trochę zdziwiły nas przednie błotniki – lewy był malowany poza fabryką (choć grubość lakieru niemal taka sama jak fabryczna), prawy był odkręcany (może w celu spasowania?).
Na podłodze (od strony podwozia) w tylnej części, na łączeniu blach, widać wyraźne ogniska korozji – raczej nie jest to efekt naprawy, lecz po prostu „ten typ tak ma”. Nie wiadomo, jak wygląda podłoga gdzie indziej, bo jest dokładnie osłonięta.
Naszym zdaniem
Ciekawy egzemplarz, ale nie wszystko jest jasne – po oględzinach pozostało sporo pytań bez odpowiedzi: m.in. o rzeczywisty przebieg i serwisowanie auta oraz które elementy blacharskie były malowane i dlaczego. Auto wygląda jednak na tyle dobrze, że warto zabrać je do ASO na kontrolę.