Czy kupilibyście za 450 zł oponę zimową, na której napisano, że w kwestii hamowania zasługuje tylko na czwórkę, a do tego powoduje wzrost zużycia paliwa (ocena umieszczona na fabrycznej naklejce to odpowiednik szkolnej trójki)? Zaraz obok macie alternatywę w postaci opon po zaledwie 200 zł, które oszczędzają paliwo i hamują tak samo. Wybór raczej oczywisty: wybralibyście opony tańsze i – według unijnej naklejki na bieżniku –lepsze. Błąd!

Pojawia się bowiem zasadniczy problem: deklaracje producentów obowiązkowo umieszczane na wszystkich nowych oponach, jakie widzicie w sklepach (to naklejki podobne do tych, które towarzyszą pralkom czy lodówkom), wcale nie mówią, która opona lepsza, a jedynie robią ludziom wodę z mózgu. Konkretnie: zawierają deklarację producenta w zakresie trzech wybranych parametrów opony; nawet jeśli deklaracja nie jest naciągana, to i tak nie mówi, czy opona jest dobra.

Na haczyk dał się złapać jeden z naszych czytelników, który pierwotnie zamierzał do prawie nowego auta kupić opony klasy premium, jednak handlowiec w sklepie doradził mu, aby wstrzymał się jeden dzień: Jutro rzucą takie dobre opony znanego w Polsce od dziesięcioleci producenta, które mają „B” tam, gdzie te dwa razy droższe gumy mają „E”. Ten towar schodzi jak świeże bułki, ale jak pan przyjedzie rano, to się załapie. Wprawdzie te tanie opony przegrywają w większości testów, ale przecież mają notę „B”, czyli całkiem nieźle...

Rzecz w tym, że opony mają co najmniej 10 istotnych parametrów, które decydują o tym, jak się jeździ i czy zapewniają bezpieczeństwo na odpowiednim poziomie. Ważna jest droga hamowania na śniegu, przyczepność boczna, trakcja, odporność na aquaplaning, hamowanie na suchym asfalcie, stabilność na zakrętach, oczywiście hamowanie na mokrej drodze też. Tymczasem etykiety oponowe umieszczane na zimówkach nie wspominają w ogóle o „śniegowych” właściwościach opony!

Producent, jeśli chce, by jego opona dobrze wypadała na półce w sklepie, może skupić się na oporach toczenia, hałaśliwości i na hamowaniu na mokrym asfalcie, nawet kosztem innych parametrów opony. A w przypadku opon jest właśnie tak, że „podciągnięcie” jednego parametru odbywa się kosztem pozostałych. Producenci opon z najwyższej półki oferują produkty zrównoważone pod każdym względem, a nawet poświęcają mniej istotny parametr (np. opory), by poprawić ważniejszy, np. przyczepność na śniegu. Takie gumy jednak – postawione obok tanich opon przystosowanych głównie do handlu – wcale nie wypadają dobrze. A klient, ufając (bo czemu nie?) zapewnieniom unijnej etykiety, kupuje marne gumy, a potem się ślizga.

Naszym zdaniem

Nie bez powodu opony o najlepszych osiągach mają duże opory toczenia. Dla mnie słaba nota w rubryce „opory toczenia” w powiązaniu z renomowaną marką to sygnał, że zapewne dobrze się na niej jeździ.