3 złote za pokonanie 100 km? I to nie brudnym i zatłoczonym pociągiem, ale własnym autem i w dodatku bez zatruwania środowiska? Cudowna perspektywa, nieprawdaż? Tak właśnie zachwalają swoje wyroby producenci samochodów elektrycznych. Skoro są tak doskonałe, to dlaczego ludzie wciąż jeszcze kupują nieekologiczne i drogie w eksploatacji auta z silnikami spalinowymi? Bo potrafią liczyć!
Zacznijmy od cen aut na prąd
Najtańszy pojazd tego typu na naszym rynku to produkowany w Pruszkowie Re-Volt. Można go kupić za ok. 56 tys. zł. To dwa razy więcej, niż kosztuje markowy trójkołowy skuter, który na życzenie też może mieć daszek.
A to oznacza, że za różnicę w cenie między pojazdem elektrycznym a spalinowym można w przybliżeniu kupić zapas paliwa, który wystarczyłby na przejechanie ok. 150 tys. km.Jeszcze gorzej wygląda bilans zysków i strat w przypadku szeroko reklamowanego Mitsubishi i-MiEV. Samochód o gabarytach wciąż popularnego Daewoo Matiza kosztuje 160 800 zł.
Tak, to nie pomyłka – za superoszczędne Mitsubishi trzeba zapłacićtyle, co za pięć porównywalnych aut z silnikiem spalinowym. Jeśli zdecydowalibyśmy się na „nieekologicznego” benzyniaka, za zaoszczędzone pieniądze można by kupić cysternę paliwa, która wystarczyłaby na przejechanie ok. 600 tys. km!
Sceptycy powiedzą, że pieniądze nie są najważniejsze, bo ochrona środowiska naturalnego nie ma ceny. W reklamach Mitsubishi znajdujemy informację, że i-MiEV nie emituje CO2. To jednak – delikatnie mówiąc – nie do końca prawda.
Ekologiczna ściema
Zacznijmy od tego, że produkcja samochodów elektrycznych jest bardziej energochłonna niż pojazdów spalinowych – stąd właśnie ich wysoka cena. Największym problemem jest wytworzenie akumulatorów, które wymaga użycia trudnodostępnych surowców i skomplikowanych technologii. Oznacza to, że każde auto elektryczne (hybrydowe również) wkracza w życie z „energetycznym grzechem pierworodnym”.
A zużycie energii to nic innego, jak właśnie emisja CO2.Jeśli chcemy i-MiEV-em pojeździć, musimy najpierw naładowaćjego akumulatory. Na przejechanie 100 km potrzebujemy ok. 12,5 kWh energii (pomiary kolegówz „Auto Bilda” wykazały, że w praktyce ok. 16 kWh).
W Polsce ok. 92 proc. energii elektrycznej wytwarzane jest ze spalania węgla. Według szacunków ekspertów wygenerowanie w naszym kraju 1 kWh energii elektrycznej (z uwzględnieniem procesu wydobycia węgla oraz jego transportu) oznacza emisjęok. 1500 g CO2.
Pomnóżmy tę wartośćprzez 12,5 (zużycie energii w kWh), a następnie podzielmy przez 100. Z tego prostego wyliczenia widać, że „zeroemisyjny” i-MiEV emituje ok. 187 g CO2 na każdy przejechany kilometr, czyli tyle, co w przypadku sporego auta rodzinnego z silnikiem spalinowym!
Nawet jeśli zapomnimy o kosztach energetycznych wydobycia węgla, stratach związanych z przesyłem energii, a w naszych obliczeniach uwzględnimy wyłącznie emisję wynikającą ze spalania węgla, to i tak otrzymamy wynik zbliżony do tego, który uzyskują małolitrażowe auta spalinowe. Tyle że pojazd elektryczny nie dymi z rury wydechowej, a z komina elektrociepłowni.
W Szwecji, w której większość prądu pochodzi z elektrowni atomowych oraz wodnych, auta elektryczne mogą uchodzić za ekologiczne – w Polsce jeszcze długo, długo nie! W Niemczech w walkę z autami elektrycznymi już zaangażował się ruch Greenpeace. Zdaniem ekologów lansowanie takich rozwiązań to tylko pozorowanie troski o środowisko naturalne.
Na prąd, czyli znacznie drożej
Zwolennicy aut elektrycznych mamią nas perspektywą taniego „tankowania” z gniazdka elektrycznego. Przejechanie Re-Voltem 100 kilometrów ma kosztować nie więcej niż 3 zł. Brzmi to doskonale, ale tylko do czasu, kiedy nie zaczniemy dokładnie liczyć kosztów.
Zacznijmy od ceny zakupu
W przypadku aut elektrycznych jest ona nawet kilkukrotnie wyższa niż modeli z napędem konwencjonalnym. W takiej sytuacji w końcowym rachunku niewiele pomoże nawet fakt, że akumulatory auta elektrycznego można czasem naładować za darmo – np. w ogólnodostępnych, sponsorowanych przez miasta lub koncerny energetyczne punktach ładowania lub w miejscu pracy.
Obok przedstawiamy wyniki bardzo pobieżnego wyliczenia, na zakup jakiej ilości paliwa wystarczyłaby różnica w cenie między samochodem elektrycznym a porównywalnym modelem z napędem spalinowym.
Wyniki jednoznacznie pokazują, że z ekonomicznego punktu widzenia zakup pojazdu na prąd nie ma sensu. W przypadku Re-Volta straty byłyby najmniejsze – różnica w cenie między autkiem elektrycznym a porównywalnym trójkołowym skuterem wystarczy na zakup 5860 litrów benzyny, na której ten drugi mógłby przejechać 146 tys. km.
W przypadku Smarta jest znacznie gorzej, bo za różnicę w cenie między wersją zwykłą i „eko” można by przejechać 386 tys. km. Mitsubishi i-MiEV zacząłby oszczędzać najwcześniej po pokonaniu blisko 600 tys. km. Taniej znaczy drożej?
Podsumowanie
Jak wybrać auto ekologiczne?
Zapomnijcie o tym, co piszą w reklamach, nie zastanawiajcie się nawet nad samochodami elektrycznymi. Szukajcie modelu, który jest możliwie prosto skonstruowany i lekki. Im mniej materiału, tym niższe zużycie energii podczas produkcji, a im niższa masa pojazdu – tym mniejszy apetyt na paliwo podczas jazdy.
Lepiej też, żeby redukcja masy została osiągnięta przez pozbycie się zbędnych elementów, a nie zastosowanie superlekkich, ale drogich i energochłonnych w produkcji materiałów. Plastiki we wnętrzu powinny być twarde – te estetyczne i miękkie są trudniejsze w recyklingu. Ekologiczny pojazd musi być też trwały, bo wyprodukowanie nowego auta obciąża środowisko tak samo, jak kilka lat jazdy starym.