Choć w nowych samochodach systemy kontroli ciśnienia (TPMS – od ang. Tire Pressure Monitoring System) są obowiązkowe dopiero od roku, to pierwsze seryjne rozwiązania tego typu pojawiły się już w latach 90. XX wieku.
Dziś zakup kilkuletniego auta (od kompaktu w górę) daje sporą szansę na to, że będzie ono wyposażone w ten układ. Rozwiązanie to ma zwiększać bezpieczeństwo, a także uratować oponę przed zniszczeniem, gdy zbyt niski jest w niej poziom ciśnienia powietrza – wbrew pozorom nie zawsze można wyczuć przebicie niskoprofilowej opony. Taki układ to jednak dodatkowy element generujący koszty.
Na rynku występują dwa różne rozwiązania. Najprostszy system, tzw. pośredni, wykorzystuje czujniki układów ABS i ESP. Ze względu na niskie koszty tego rozwiązania (korzysta z czujników zamontowanych już w aucie) spotyka się je najczęściej w tańszych modelach – powszechnie stosowane m.in. w Grupie VW. Działanie pośredniego systemu monitorowania ciśnienia opiera się zwykle na założeniu, że jeśli z opony zeszło powietrze, to zmniejsza się jej średnica zewnętrzna i koło kręci się szybciej od pozostałych.
Rozwiązanie to jest mało precyzyjne, ale niezbyt kłopotliwe w obsłudze. Bardziej zaawansowane i zdecydowanie dokładniejsze są systemy bezpośrednie, wykorzystujące zamontowane wewnątrz kół sensory z nadajnikami. Od dawna stosują je m.in. Renault i Citroën. Czujniki te za pośrednictwem fal radiowych przekazują zdalnie do komputera pokładowego informacje o aktualnym ciśnieniu i temperaturze powietrza w każdym z kół. Dzięki temu wiadomo, gdzie i jak duży jest ubytek ciśnienia.
W tym przypadku są 3 wyjścia. Można wymienić same opony, co w przypadku kół z czujnikami zwykle jest droższe o 50-60 zł od standardowej wymiany. Niestety, w ten sposób zwiększy się ryzyko mechanicznego uszkodzenia zarówno czujników, jak i felg oraz opon. Drugą opcją jest zakup kompletu obręczy wraz z czujnikami. W tym przypadku oznacza to większą wygodę, ale i większe wydatki.
Do felg (uwaga: nie wszystkie modele są przystosowane do montażu czujników ciśnienia) trzeba doliczyć komplet czujników (od 600 do 1100 zł) i ok. 80-250 zł za ich tzw. sklonowanie lub wgranie do centralki (w zależności od tego, czy producent samochodu przewidział w sterowniku układu miejsce na dwa komplety czujników, czy na jeden). Trzecie i najwygodniejsze rozwiązanie to zakup opon całorocznych.
Czujniki nie są wieczne i nie chodzi tu tylko o uszkodzenia mechaniczne, lecz głównie o wytrzymałość baterii zamontowanej w sensorze. Niestety, czujniki ciśnienia to jednorazówki – nie da się wymienić akumulatorka, moduł jest szczelnie zalany plastikiem. Według producentów zasilanie powinno starczyć na ok. 7-10 lat, jednak mechanicy twierdzą, że w rzeczywistości bateria wystarcza najczęściej na 5 lat.
W nowszych generacjach czujników większym problemem są utleniające się rurki zaworów, zespolone z czujnikiem – odłamują się lub pękają. Często można je wymienić osobno bez sensorów (koszt: od kilkunastu złotych za sztukę), ale czasem konieczna jest wymiana całości. Do niektórych kompletów przygotowano zestawy naprawcze do zaworków.
Nie jest to takie łatwe. W przypadku starszych układów TPMS warsztaty nieźle radziły sobie z tym zadaniem. Obecnie producenci utrudniają tę procedurę. Dziś nie wystarczy już demontaż jednego z bezpieczników lub odcięcie kabelka. Z kolei jazda z kompletem kół bez czujników jest bardzo irytująca – świecącym się kontrolkom i wyskakującym co chwilę komunikatom coraz częściej towarzyszą także sygnały dźwiękowe.
Teoretycznie tak, jeśli robi się to w tym samym modelu auta. W praktyce mechanicy twierdzą, że w razie demontażu duże jest ryzyko uszkodzenia czujnika lub skorodowania zaworka. Jeśli zamontujecie zdefiniowany już czujnik w innym modelu, sterownik nie będzie go widział, a większość sensorów, nawet tych uniwersalnych (choć są wyjątki), nie pozwala na ponowne zaprogramowanie ich do innego modelu.
To precyzyjne, ale też kosztowne i kłopotliwe rozwiązanie. Po pierwsze: czujniki można uszkodzić podczas wymiany opony, a nawet jeśli się tego ustrzeżecie, po 5-6 latach, kiedy wyczerpie się bateria, i tak trzeba będzie je wymienić na nowe. Po drugie: w przypadku rotowania kół (zmiany np. przód-tył) czujniki należałoby ponownie zaprogramować, żeby uzyskać prawidłowe wskazania.
To prosty układ, bez dodatkowych czujników w kołach, ale mało precyzyjny (nie mierzy ani ciśnienia, ani temperatury w oponach). System wariuje, gdy założy się dojazdówkę i nie wykryje spadku ciśnienia jeśli we wszystkich kołach będzie go za mało. Zaleta? Układ jest praktycznie bezobsługowy – nie ma ryzyka uszkodzenia podczas wymiany opon.
Systemy pośrednie, korzystające z odczytów z układów ABS i ESP, są bezobsługowe. Niestety, nie da się już tego powiedzieć o systemach z czujnikami ciśnienia zamontowanymi w kole. W tym przypadku więcej zapłacicie za wymianę, z czasem też trzeba będzie je wymienić, np. gdy wyczerpie się bateria. Oto przybliżone koszty, które was czekają.
720-1500 zł Montaż i programowanie 4 czujników - cena obejmuje koszt kompletu czujników, usługę zamontowania ich w kole i zakodowania. Niższa kwota uwzględnia uniwersalne sensory firmy Cube.
150-300 zł/szt. cena czujnika - za oryginały w ASO trzeba zapłacić ok. 250-300 zł/szt. (w komplecie jest taniej). Uniwersalne czujniki są zwyle o połowę tańsze (ok. 150-200 zł/szt.).
100-350 zł wymiana jednego czujnika - niestety, najczęściej wymiana jednego czujnika kosztuje tyle, co w przypadku kompletu. W cenę wlicza się demontaż i montaż kół, klonowanie lub kodowanie i montaż czujnika.
90-200 zł programowanie czujników - konieczne w sytuacji pierwszego montażu czujników lub ich wymiany. Czasem wystarczy wgrać je do centralki; uniwersalne trzeba zaprogramować – cena jest podobna.
120-450 zł wymiana opon w aucie z czujnikami - nie zawsze wymiana opon na felgach z czujnikami ciśnienia jest droższa, np. w BMW nie ma to znaczenia – cena: 450 zł. Z kolei niezależne serwisy zwykle doliczają ok. 50 zł.