Tak z ręką na sercu – czy ktokolwiek pamięta o tym, żeby nawet zimą, zgodnie z zaleceniami fachowców, raz na jakiś czas włączyć klimatyzację, żeby nie ucierpiała z powodu długiej bezczynności? Tyle że nawet regularne korzystanie z układu nie daje gwarancji, że jest on sprawny.
Z klimatyzacji z czasem ubywa czynnika chłodzącego – to normalne, bo chłodziwo ucieka nawet przez mikroskopijne pory przewodów elastycznych i uszczelnień. Ubytki rzędu 5-10 proc. chłodziwa rocznie uchodzą za normalne, a powodujące je nieszczelności nie są wykrywane podczas standardowych testów. Po kilku latach bez uzupełniania chłodziwa układ będzie chłodził coraz słabiej, aż w końcu nie uda się go uruchomić, bo zadziała zabezpieczenie odłączające kompresor przy zbyt niskim ciśnieniu w układzie. Tyle że w wielu autach takiego zabezpieczenia nie ma, a kompresor pracujący „na sucho” szybko się zaciera. Koszt wymiany i czyszczenia układu z opiłków to kilka tysięcy złotych!
Jak często sprawdzać klimatyzację? Jeśli układ działa poprawnie, wystarczy raz w roku standardowy przegląd i uzupełnienie czynnika i oleju smarującego przy użyciu „kombajnu”, którym dysponuje teraz w zasadzie każdy szanujący się warsztat. Koszt przeglądu to zwykle od 100 do 200 zł.
Jeśli jednak klimatyzacji nie uda się uruchomić albo po podłączeniu urządzenia okaże się, że ciśnienie w układzie jest bliskie zera, to „dobijanie” klimy bez zdiagnozowania przyczyn ubytku nie ma sensu. Taki zabieg prawdopodobnie na chwilę przywróci chłodzenie, ale później czynnik znów uleci i problem powróci.
To strata pieniędzy i niepotrzebne zanieczyszczanie środowiska. W takiej sytuacji lepiej od razu pojechać do specjalistycznego warsztatu, który zajmuje się naprawami klimatyzacji i najpierw sprawdzi, którędy chłodziwo ucieka, a dopiero po usunięciu usterki napełni układ nowym czynnikiem.
Uwaga, alergicy! Już w marcu zaczyna się okres pylenia roślin, teraz w powietrzu znajdują się już m.in. pyłki leszczyny i olszy. Dobre filtry kabinowe zatrzymują większość takich alergenów. Trzeba jednak pamiętać, żeby często je wymieniać, a przy okazji odkazić też układ wentylacyjny – pyłki roślin to świetna pożywka dla drobnoustrojów rozwijających się w układzie wentylacyjnym.
Ozonowanie: do zamkniętego auta wstawia się generator ozonu. Gaz dociera do najgłębszych zakamarków kabiny, odkaża ją i pozwala pozbyć się nieprzyjemnych zapachów. Taka usługa jest często wliczona w koszt okresowego przeglądu klimatyzacji.
Spreje i pianki do odkażania układów wentylacyjnych: preparaty do samodzielnego zastosowania można kupić już za kilkanaście złotych i bywają skuteczne. Trzeba tylko uważać, żeby nie przesadzić z dawkowaniem, bo skraplający się środek może zalać elektronikę auta.
Nieszczelności klimatyzacji mogą wynikać z uszkodzeń mechanicznych, powstałych na skutek np. kolizji lub niefachowo wykonanych napraw, albo też po prostu z powodu starości elementów. Przez to, że chłodnica klimatyzacji (skraplacz) znajduje się przed chłodnicą silnika, jest ona narażona na uszkodzenia nie tylko w przypadku drobnych stłuczek, lecz nawet wskutek uderzeń kamieni. Oryginalne przewody klimatyzacji po kilku latach mogą być już sparciałe. Na szczęście można je niedrogo dorobić.
Dotychczas klient, który trafiał do warsztatu z niedziałającą klimatyzacją, z reguły słyszał: „dobijemy gazu i zobaczymy, co się będzie działo”. Od ubiegłego roku warsztaty muszą starannie ewidencjonować sprzedawany czynnik chłodzący. Napełnienie klimatyzacji czynnikiem R1234yf, stosowanym w nowych autach, kosztuje już nie 100, lecz raczej 1000 zł. Ciekawe, czy mechanicy nadal tak chętnie będą wypuszczać go w powietrze?