Tyle tylko, że to nieprawda. Dotychczas na liczne wnioski o zwrot opłaty za kartę pojazdu starostwa oraz prezydenci miast zazwyczaj odpowiadają pismem, które w niczym nie przypomina decyzji administracyjnej. Pisma takie, odmawiające zwrotu opłaty często nie zawierają żadnego pouczenia wyjaśniającego obywatelowi drogę odwoławczą. Często pouczenia są, ale błędne. Czy w takiej sytuacji jesteśmy bez szans? Oczywiście nie. Podpowiedź znajdziemy m.in. w uzasadnieniu wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach (sygn. Akt IV SA/GI 227/06), do którego Jan G. poskarżył się na postępowanie prezydenta miasta. Sąd stwierdził, że obywatel ma prawo żądać zajęcia stanowiska przez organ właściwy do załatwiania indywidualnych spraw z zakresu administracji publicznej. Czyli organ administracyjny (w tym przypadku starosta lub prezydent miasta) ma albo zwrócić żądaną kwotę, albo odmówić. Nawet jeśli odmowa nie jest decyzją administracyjną, obywatel ma prawo odwołać się do organu administracyjnego wyższej instancji (w tym przypadku samorządowego kolegium odwoławczego) w terminie 14 dni od otrzymania pisma (starosty bądź prezydenta miasta). Dopiero po otrzymaniu pisma odmownego organu odwoławczego (w tym przypadku samorządowego kolegium odwoławczego) można złożyć skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego, który merytorycznie rozpatrzy sprawę. Opłata sądowa w tym przypadku wynosi 100 zł. Jeśli wygramy, sąd na nasze żądanie każe organowi administracyjnemu zwrócić również poniesione koszty. A co zrobić, jeśli organ odwoławczy nie udzieli nam odpowiedzi? Po 60 dniach od wniesienia pisma do organu administracyjnego II instancji mimo braku odpowiedzi mamy prawo złożyć skargę do WSA. A co zrobić, jeśli z powodu braku lub błędnego pouczenia starosty lub prezydenta miasta nie złożyliśmy żądania zwrotu pieniędzy do samorządowego kolegium odwoławczego? Sąd stwierdza, że "wadliwe pouczenie o środkach zaskarżenia nie powinno szkodzić stronie". W związku z tym nie jesteśmy związani terminem 14 dni od otrzymania pisma starosty.Istnieje też drugi sposób dochodzenia zwrotu opłaty za kartę pojazdu. Możliwe jest złożenie powództwa cywilnego przeciwko skarbowi państwa. Wzór takiego pozwu zamieszczamy na http://www.auto-swiat.pl. Nie ulega wątpliwości, że prędzej czy później i w tej kwestii skarb państwa przegra z upartym obywatelem działającym (szczególnie w tym przypadku) nie dla pieniędzy, a dla zasady. Niestety zgodnie z polską tradycją należy się spodziewać, że wkrótce po przegranej potyczce z obywatelami rząd wymyśli nowy podatek niezgodny z prawem, który będzie działać przez kilka lat, zanim skarb państwa znów przegra we wszystkich instancjach. Po to, by dyskryminować Jest kilka powodów, dla których 500-złotowa (a w przeszłości 1000-złotowa) opłata za kartę pojazdu była niezgodna z prawem. Pierwsza wątpliwość została już rozstrzygnięta na korzyść podatników przez Trybunał Konstytucyjny. Chodzi o to, że podatki mogą być nakładane tylko w drodze ustawy, a opłaty za wydanie karty pojazdu były decyzjami administracyjnymi. To, że 500 zł (a w przeszłości 1000 zł) było niezgodne z prawem, łatwo dało się stwierdzić: opłata administracyjna nie może być wyższa niż koszty związane z czynnością administracyjną, za jaką płacimy. A skoro wtórnik kosztował "tylko" 75 zł, to znaczy, że różnica była ukrytym, niezgodnym z prawem podatkiem. Jest jeszcze jednen problem, którego w sporze z podatnikami skarb państwa nie jest w stanie obronić: to niezgodność tego podatku z prawem unijnym, które zakazuje na mocy art. 90 Traktatu Ustanawiającego Wspólnoty Europejskie (TWE) nakładania na towary pochodzące z innych krajów UE jakichkolwiek opłat wewnętrznych wyższych od tych, jakie nakłada się na podobne produkty krajowe.Ten przepis obowiązuje w Polsce od 1 maja 2004 roku i mogą się na niego powoływać Ci podatnicy, którzy rejestrowali po tej dacie auta sprowadzone z krajów Unii po 1 maja 2004. Niezwykle łatwo jest udowodnić, że 500-złotowa opłata dotyczyła wyłącznie używanych samochodów sprowadzonych z zagranicy, ponieważ osoby, które kupowały w Polsce używane auta nie mające karty pojazdu, nie musiały w ogóle "kupować" tego dokumentu i auta te do tej pory nie mają karty. Tak droga karta pojazdu stworzona została wyłącznie po to, aby dyskryminować samochody używane, sprowadzane z zagranicy - spowodować zwiększanie ich ceny na rynku polskim i ograniczyć ich napływ do Polski. To, że w tej kwestiiopłata okazała się nieskuteczna, nie ogranicza prawa do ubiegania się o jej zwrot. Jeśli ktoś w sporze przed sądem krajowym powoła się na art. 90 TWE, prawdopodobnie spowoduje przeprowadzenie kolejnego postępowania przeciwko Polsce przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości.Ile w końcu nadpłaciliśmy?Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego oparło się na stwierdzeniu, że inna jest opłata za wydanie karty pojazdu po raz pierwszy (500 zł), a inna za wydanie wtórnika (75 zł). Stąd stwierdzenie, że różnica (425 zł) jest na pewno ukrytym podatkiem, którego na podstawie rozporządzenia nakładać nie wolno. Z drugiej strony wielokrotnie udowadnialiśmy, że rzeczywisty koszt związany z wydaniem i obsługą administracyjną karty tak naprawdę jest jeszcze niższy - wynosi ok. 30 zł. Jeśli decydujemy się na spór z państwem o zwrot opłaty, w tym przypadkudo nas należy decyzja, czy domagamy się zwrotu 425, czy 470 zł. Zgodnie z ordynacją podatkową,jeśli nie wypełnialiśmy deklaracji podatkowej, wysokość nadpłatyokreślamy we wniosku o jej zwrot.
Karta po wyroku
"Nie można się ubiegać o zwrot opłaty za kartę pojazdu, bo orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego nie działają wstecz" − przekonują przedstawiciele ministerstwa finansów. Brzmi poważnie.