Ale Czytelnicy argumentują: przecież po przebiegu np. 200 tysięcy kilometrów można zrobić remont silnika.- Nie zawsze jest to możliwe, a prawie zawsze nieekonomiczne. Dlaczego tak jest? 10-20 lat temu silniki benzynowe wytrzymywały przebieg 100, maksimum 150 tysięcy kilometrów. Potem trzeba było przeprowadzić ich gruntowny remont. Ale zanim dotrwały do 100-150 tysięcy km, musiały przejść naprawę główną. Polegała ona na wymianie tłoków, szlifowaniu cylindrów, wymianie panewek. To był taki mały remont. Wiele części silnika podlegało wymianie, na przykład tłoki były w trzech nadwymiarach (po szlifie cylindra należało założyć tłok w pierwszym nadwymiarze). Ale to już historia. W latach 70. i 80. silniki przeszły ogromną ewolucję, stały się nowocześniejsze, wytrzymują znacznie większe przebiegi. Dziś 300 tysięcy km dla jednostki benzynowej i 400, a nawet 500 tysięcy km dla diesla to nic niezwykłego. Zmieniły się materiały, technologia produkcji. Dzięki wysokiej dokładności nie trzeba już docierać - jak kiedyś - silników przez pierwsze 3-4 tysiące km. Nie ma już nadwymiarowych części, nie szlifuje się cylindrów. - Z tego, co Pan mówi, można wywnioskować, że współczesnych silników w ogóle nie można naprawiać.- Można, tylko nie metodami, jakie były stosowane kilkanaście lat temu. Dziś również zdarzają się przypadki np. zatarcia silnika. Ale wtedy wymienia się całe podzespoły na nowe. Nie wyobrażam sobie, aby ktoś, kto ma auto po przebiegu, powiedzmy 200 tysięcy kilometrów, chciał remontować silnik, wymieniając w nim wiele elementów na nowe. Byłoby to bardzo kosztowne, musiałby zapłacić więcej, niż wynosi wartość całego samochodu. - Czyli wracając do Pana rady: zamiast auta starego, obszernego, z dużym przebiegiem, lepiej wybrać mniejsze, ale mniej wyeksploatowane. - Tak. Wielu kupujących popełnia błąd, zwracając uwagę na detale, tak zwane bajery, a nie na stan techniczny auta. Zachwyca się więc klimatyzacją, elektrycznie sterowanymi lusterkami, sprzętem audio, skórzaną tapicerką, a nie zagląda pod maskę. Potem szybko przychodzi kosztowne rozczarowanie, auto "sypie się", a jego naprawa jest bardzo droga. O takich pojazdach często mówi się "skarbonka". Poza tym ogromna większość tych "atrakcyjnych" starych, dużych aut to pojazdy powypadkowe, ściągnięte z Zachodu. Nie oszukujmy się, nikt w Niemczech, Belgii czy Holandii nie pozbywa się dobrego auta za bezcen. Te samochody, które oferowane są u nas z drugiej, trzeciej czy czwartej ręki, okres świetności już dawno mają za sobą. Przeszły rozmaite kolizje, były najczęściej byle jak naprawiane, kryją w sobie wiele pułapek, jak choćby części ze szrotów. Jeśli zatem mogę radzić, to namawiam osoby nie dysponujące dużą gotówką do wyboru aut mniejszych i młodszych. Najlepiej kupować je od pierwszego właściciela, z książką przeglądów i wpisami od dilera. Takie auto nie sprawi kłopotów z eksploatacją, a za kilka lat będzie je łatwiej sprzedać.
Naprawa silnika
- Panie doktorze, tydzień temu przestrzegał Pan, aby nie kusić się na zakup dużych, ale starych i wyeksploatowanych aut z przebiegiem 200-300 tysięcy kilometrów. Radził Pan, aby osoby dysponujące niewielkimi pieniędzmi wybrały raczej auto młodsze i mniejsze.