- Często paskudnie wyglądające rysy i otarcia lakieru są bardzo powierzchowne
- Rysę można usunąć bez lakierowania, jeśli nie jest przecięta warstwa lakieru bezbarwnego
- To, czy doszło do zarysowania "do podkładu", nie każdy potrafi ocenić – im ciemniejszy kolor, tym gorzej wygląda nawet płytka rysa
Powłoka karoserii samochodu składa się kilku warstw: warstwy antykorozyjnej, podkładu, lakieru bazowego (czyli koloru – to często najcieńsza warstwa) oraz lakieru bezbarwnego. Ta ostatnia warstwa jest dość gruba, często jest to najgrubsza warstwa powłoki. Ponieważ krawędzie rys powstających na bezbarwnym lakierze są szare albo białe, to im ciemniejsza jest baza (kolor), tym bardziej je widać. Otarcie lakieru może składać się z kilku-kilkudziesięciu płytkich rys równoległych do siebie – razem tworzą biało-szare otarcie, które aż prosi: polakieruj mnie! Tyle że lakierowanie nie zawsze jest niezbędne.
Warstwa lakieru bezbarwnego może mieć grubość kilkudziesięciu mikrometrów (czasem 20-30, czasem dwa razy więcej). To mało, jeśli wiemy, że milimetr to tysiąc mikrometrów. Warto jednak wiedzieć, że brzydko wyglądające rysy i otarcia mają czasem kilka-kilkanaście mikrometrów, a zatem otarcie wygląda już źle, zarysowanie jest tak białe, jakby doszło do podkładu, ale tak naprawdę – nie doszło.
Jak to się usuwa?
Specjaliści od usuwania rys, używają specjalnego papieru ściernego – listków o gradacji 2000-5000 mocowanych do specjalnych, nie całkiem sztywnych uchwytów. Im lakier jest bardziej delikatny, tym większe ryzyko, że się nie uda – w każdym razie wtedy, gdy robi to osoba niedoświadczona. Szlifowania rys papierem ściernym nie można nauczyć się teoretycznie – takie umiejętności zdobywa się na zniszczonych maskach kupionych na złomowiskach, które zarysowuje się i naprawia po wielokroć aż do osiągnięcia biegłości.
Szlifuje się znacznie większą powierzchnię niż uszkodzona, ale im bliżej "epicentrum", tym głębiej – w ten sposób ślady naprawy są mniej widoczne. Potem zeszlifowany lakier, który staje się szary i matowy na całej szlifowanej powierzchni, poleruje się maszyną polerską i pastą do lakieru aż do odzyskania połysku. Po naprawie zostaje minimalne wgłębienie widoczne pod odpowiednim kątem i w specyficznym oświetleniu, ale osoba postronna nie domyśli się, co się tu działo. Proste? Nie róbcie tego sami w ten sposób na "żywym" aucie – jest duże ryzyko, że się nie uda! Takimi rzeczami zajmują się fachowcy w warsztatach detailingowych, ale zdecydowanie nie wszyscy to potrafią.
Co można zrobić samemu?
Mniej wyrafinowaną metodą (jeśli nie ma wiele do stracenia, można spróbować) jest polerowanie bez papieru ściernego – od początku do końca maszyną polerską i pastą. Wadą tej metody jest długi czas pracy – nad jedną rysą można spędzić np. dwie godziny, a przyspieszyć pracy się nie da, bo można w ten sposób uszkodzić (przegrzać) lakier. A zatem: polerujemy najpierw ostrą pastą i twardym padem polerskim, a potem miękkim padem i pastą wykończeniową. Albo polerujemy cały czas delikatną pastą i miękkim padem, ale wtedy z godziny-dwóch robią się nawet cztery godziny...
Jakie są efekty polerowania?
To zależy, jak głęboko polerujemy i jak głębokie jest uszkodzenie – czasem jest bardzo płytkie, a głównym wizualnym problemem jest lakier innego auta pozostawiony na naszym samochodzie – to usuwa się poprzez polerowanie łatwo i szybko. Nie należy przesadzać z dążeniem do idealnej gładkości lakieru – im mniej lakieru usuniemy, tym będzie on technicznie lepszy (cienki lakier nie stanowi odpowiedniej ochrony elementu blacharskiego), a drobne skazy i tak dla przeciętnego przechodnia pozostaną niezauważalne.
Kiedy na pewno można stwierdzić, że się nie udało? Gdy nakładka czy szmatka polerska zabarwi się na kolor lakieru auta – to znak, że przebiliśmy się do warstwy bazowej lakieru i trzeba skorzystać z pomocy lakiernika. Wyjątkiem są lakiery jednowarstwowe, które barwią od początku, ale po pierwsze, obecnie to rzadkość. a po drugie, gdy na takim lakierze widać "białe", to jest to na pewno podkład.