Prawo o ruchu drogowym precyzuje, jak należy sygnalizować unieruchomienie samochodu na jezdni w miejscu, w którym zatrzymanie jest zabronione. W sytuacji, gdy ma to miejsce na obszarze zabudowanym, należy włączyć światła awaryjne, a jeśli samochód nie jest w nie wyposażony, wówczas trzeba włączyć światła pozycyjne oraz umieścić odblaskowy trójkąt ostrzegawczy za pojazdem lub - o czym mało kto pamięta - na samochodzie, na wysokości nie większej niż 1 m. Niestety dość znaczna grupa kierowców traktuje światła awaryjne jako swego rodzaju "przykrywkę" do zatrzymywania się w miejscu, gdzie jest to zabronione. Przodują w tym kierowcy firm zajmujących się zaopatrywaniem sklepów, choć problem oczywiście dotyczy wszystkich tych, którzy nie bacząc na znaki zakazu czy też godziny szczytu, beztrosko zatrzymują się na prawym pasie i po włączeniu świateł awaryjnych, przekonani o bezkarności, załatwiają swoje sprawy. Same interwencje policji i pouczanie lub karanie takich kierowców za tamowanie i utrudnianie ruchu nie przynoszą efektów.Warto byłoby wziąć przykład z innych państw europejskich, gdzie powszechnie praktykuje się wyznaczenie godzin poza szczytem, np. 6-7 rano czy też po godzinie 19, kiedy zaopatrzenie może być dowożone do sklepu bez zbędnego blokowania ulic.Niezależnie od tego wszyscy uczestnicy ruchu drogowego powinni pamiętać o tym, że nie są sami na drodze i ze względu na własną wygodę (lub niekiedy lenistwo) nie wolno im utrudniać poruszania się innym uczestnikom ruchu.Za zatrzymanie pojazdu lub postój w warunkach, które mogą spowodować utrudnienie ruchu na drodze, sprawca tej sytuacji może otrzymać mandat w wysokości do 300 złotych i jeden punkt karny.
Światła awaryjne
Często na ulicach naszych miast można zobaczyć stojące auto z włączonymi światłami awaryjnymi. Teoretycznie oznaczać mogłoby to, że jego kierowca sygnalizuje - zgodnie z obowiązującymi przepisami - postój pojazdu spowodowany uszkodzeniem lub wypadkiem.