Polskie przepisy drogowe są, jakie są: zawiłe, nie zawsze zrozumiałe. Niektóre ważne zasady są umieszczone w takim miejscu ustawy czy rozporządzenia, że przeciętny kierowca ma niewielkie szanse, by się z nimi zapoznać. Często organizacja ruchu w danym miejscu opiera się właśnie na takich mniej znanych lub bardziej skomplikowanych przepisach, jakby specjalnie tworzono "punkt wystawiania mandatów".
Dowiedz się więcej: Droga wewnętrzna - czy obowiązują tu jakieś przepisy?
Są i takie przepisy, które łamie 98 proc. kierowców nawet nie dlatego, że ich nie zna, lecz po prostu uważa je za niepotrzebne lub zbędne. A oto subiektywny wybór niektórych z nich.
- Przeczytaj także: Zaparkował na darmowym parkingu pod hipermarketem. Ma zapłacić 190 zł, bo nie był dość czujny
Galeria zdjęć
Ale co to jest skrzyżowanie? Pułapka może dotyczyć ograniczenia prędkości albo np. zakazu zatrzymywania się. Jedziemy więc, rozglądając się za miejscem do zaparkowania, ale wiemy, że przed chwilą minęliśmy znak zakazu zatrzymywania się. Ale oto z prawej widzimy drogę, która „wbija się” w jezdnię, którą jedziemy. Było skrzyżowanie, a zatem zakaz został odwołany – tak nam się wydaje. Zatrzymujemy się. Wracamy – blokada na kole! Otóż nie wszystko, co wygląda na skrzyżowanie, jest nim w istocie. Jeśli minęliśmy połączenie naszej drogi z drogą wewnętrzną, to właśnie nie było to skrzyżowanie. A sam przepis brzmi tak: „skrzyżowanie – część drogi będącą połączeniem dróg albo jezdni jednej drogi w jednym poziomie, z wyjątkiem połączenia drogi o nawierzchni twardej z drogą o nawierzchni gruntowej lub z drogą wewnętrzną”.
Coraz więcej samochodów nie powinno wjeżdżać na chodnik ani czterema kołami, ani choćby dwoma. To kwestia dopuszczalnej masy całkowitej – granicą jest 2500 kg. Większą dopuszczalną masę całkowitą mają nie tylko minibusy, lecz także większe SUV-y, większe auta elektryczne, niektóre hybrydowe. A że parametry pojazdów, na podstawie choćby numeru rejestracyjnego, da się sprawdzić online, to i o mandat coraz łatwiej. Pamiętajcie – dmc 2,5 t. i ani kilograma więcej – cięższe auto do miasta nadaje się średnio! „Dopuszcza się zatrzymanie lub postój na drodze dla pieszych kołami jednego boku lub przedniej osi pojazdu samochodowego o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 2,5 t, pod warunkiem że: 1) na danym odcinku jezdni nie obowiązuje zakaz zatrzymania lub postoju; 2) szerokość chodnika jest nie mniejsza niż 1,5 m i nie utrudni ruchu pieszych; 3) pojazd umieszczony przednią osią na drodze dla pieszych nie tamuje ruchu pojazdów na jezdni. 2. Dopuszcza się, przy zachowaniu warunków określonych w ust. 1 pkt 1 i 2, zatrzymanie lub postój na drodze dla pieszych przy krawędzi jezdni całego samochodu osobowego, motocykla, motoroweru lub wózka rowerowego. Inny pojazd o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 2,5 t może być w całości umieszczony na drodze dla pieszych tylko w miejscu wyznaczonym odpowiednimi znakami drogowymi." Swoją drogą, aby zrozumieć ten przepis, przydatny jest kurs z logiki.
Jak pewnie wiecie, nie można podwyższać dopuszczalnej prędkości powiązanej z rodzajem drogi poza obszarem zabudowanym, ale na obszarze zabudowanym – jak najbardziej. Stąd np., w miastach „siedemdziesiątki”. Takie podwyższenie limitu prędkości obowiązuje albo do odwołania, albo do skrzyżowania – i ani kroku dalej! Przepis mówi tak: „Jeżeli zakaz wyrażony przez znaki B-25, B-26, B-29, B-33, B-35, B-36, B-37 i B-38 nie jest uprzednio odwołany znakiem oznaczającym koniec zakazu, to obowiązuje on do najbliższego skrzyżowania; nie dotyczy to skrzyżowania na drodze dwujezdniowej, na którym wlot drogi poprzecznej znajduje się tylko z lewej strony i nie ma połączenia z prawą jezdnią.” A teraz sytuacja: jedziecie na obszarze zabudowanym taką „siedemdziesiątką”, zbliżając się do skrzyżowania, a za nim w odległości, powiedzmy 100 m, widać kolejną „siedemdziesiątkę”. No to nie Pomiar prędkości prowadzony tuż za skrzyżowaniem, ale jeszcze przed kolejnym podwyższeniem limitu dozwolonej prędkości, może przynosić wyjątkowy „utarg”.
Nie do końca. Typowy błąd bierze się z przekonania, że jeśli można skręcić, mijając sygnalizator (przy czerwonym świetle dla jadących na wprost), gdy nie ma w polu widzenia ani pieszych, ani pojazdów, którym mój manewr mógłby przeszkodzić, no to jadę! Błąd! Przepis mówi: „Nadawany przez sygnalizator S-2 sygnał czerwony wraz z sygnałem w kształcie zielonej strzałki oznacza, że dozwolone jest skręcanie w kierunku wskazanym strzałką w najbliższą jezdnię na skrzyżowaniu, z zastrzeżeniem ust. 3. 3. Skręcanie lub zawracanie, o których mowa w ust. 1 i 2, jest dozwolone pod warunkiem, że kierujący zatrzyma się przed sygnalizatorem i nie spowoduje utrudnienia ruchu innym jego uczestnikom.” Trzeba się więc zatrzymać przed sygnalizatorem. A kiedy samochód stoi? Gdy kółka się zupełnie nie kręcą... Szczerze mówiąc, gdy ktoś za mną jedzie, czasem boję się zatrzymywać przed zieloną strzałką, bo wiem, że dla wielu ten manewr będzie tak niespodziewany, że mogą wjechać mi w zderzak. Ale z drugiej strony mandat za niezatrzymanie się przed zieloną strzałką się należy.
To oznakowanie, które w jednych miejscach ma sens, a w drugich jest rodzajem „zmyłki”. Oznacza to, że takie ograniczenie prędkości obowiązuje na terenie całej miejscowości, ale... z wyjątkiem miejsc, gdzie został zmieniony lub odwołany innym znakiem. A zatem wjeżdżając do miasteczka, dowiadujemy się, że obowiązuje tu limit prędkości, np. 40 km/h. Ale w samej miejscowości może stać np. znak ograniczenia prędkości do 50 km/h – wtedy obowiązuje on tylko do najbliższego skrzyżowania albo do znaku, który tę „pięćdziesiątkę” odwołuje. Gdy „pięćdziesiątka” się kończy, znów mamy limit 40. I teraz uwaga: po kilku-kilkunastu minutach jazdy już mało kto pamięta, co było wcześniej, a gdy mijamy znak „koniec obszaru zabudowanego”, przyspieszamy do np. 90 km/h. I właśnie w takim miejscu, pod lasem, może stać sobie fotoradar.... kiedyś, za czasów fotoradarów gminnych, takie pułapki (bo jak to nazwać?) stosowały niektóre gminy „fotoradarowe”... aż straże miejskie, m.in. za sprawą takich działań, utraciły prawo do prowadzenia pomiarów prędkości. A sam przepis brzmi tak: „Znak zakazu umieszczony pod znakiem E-17a oznacza, że zakaz obowiązuje na obszarze całej miejscowości, z wyjątkiem odcinka drogi, na którym został on zmieniony lub odwołany innym znakiem”.
To zależy. Zacznijmy od tego, że sygnalizator S-2 – czyli taki z odseparowaną „zieloną strzałką” wprawdzie najczęściej ma strzałkę skierowaną w prawo i pozwalającą na warunkowy skręt w prawo, ale może też mieć strzałkę skierowaną w lewo. I wtedy ta strzałka, o ile inne znaki tego nie zakazują, pozwala na zawracanie z lewego skrajnego pasa ruchu. „Sygnał w kształcie zielonej strzałki, nadawany przez sygnalizator S-2, zezwalający na skręcanie w lewo, zezwala również na zawracanie z lewego skrajnego pasa ruchu, chyba że jest to zabronione znakiem B-23.” Tylko uwaga: także przy zawracaniu na "zielonej strzałce" obowiązuje zasada, że należy zatrzymać się – choćby na ułamek sekundy – przed sygnalizatorem. Inaczej jest, jeśli mamy przed sobą sygnalizator S-3 ze strzałką skierowaną w lewo: absolutnie nie wolno zawracać! Sygnały świetlne nadawane przez sygnalizator kierunkowy S-3 dotyczą kierujących jadących w kierunkach wskazanych strzałką (strzałkami). Dla porządku wyjaśnijmy, że sygnalizator S-3 to taki sygnalizator, który ma strzałki widoczne na każdym ze świateł – mogą one być skierowane na wprost, w prawo, w lewo lub w lewo i w dół (zawracanie), mogą też przedstawiać dowolną kombinację tych kierunków.
Zdecydowanie nie! Co do zasady tramwaj ma pierwszeństwo przed samochodem na mocy przepisu Kodeksu drogowego, który mówi: „Kierujący pojazdem, zbliżając się do skrzyżowania, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa pojazdowi nadjeżdżającemu z prawej strony, a jeżeli skręca w lewo – także jadącemu z kierunku przeciwnego na wprost lub skręcającemu w prawo. 2. Przepisu ust. 1 nie stosuje się do pojazdu szynowego, który ma pierwszeństwo w stosunku do innych pojazdów, bez względu na to, z której strony nadjeżdża.” Ale jest też zasada ogólna, która mówi, że wszystkie pojazdy muszą stosować się do znaków drogowych oraz do sygnalizacji świetlnej, która jest ważniejsza od znaków. A zatem, wjeżdżając na rondo, tramwaj musi stosować się do sygnałów drogowych (czerwone – czeka) i znaku „ustąp pierwszeństwa przejazdu”. Jeśli nie ma świateł na rondzie, ale są znaki „ustąp pierwszeństwa” na wjazdach, to kierując autem, mamy pierwszeństwo przed tramwajem, który na rondo wjeżdża, ale musimy ustąpić temu tramwajowi, który zjeżdża z ronda. Tramwaj jest duży i ciężki – lepiej to sobie zapamiętać!
Niektórzy, chcąc skręcić w lewo na małym rondku, włączają lewy kierunkowskaz już przed wjazdem na to skrzyżowanie, a przed zjazdem – prawy. Twierdzą, że dzięki takiemu sygnalizowaniu zamiarów skrętu inni kierowcy lepiej znają nasze zamiary. Inni uważają, iż lewy kierunkowskaz na rondzie jest absolutnie niepotrzebny. I... wszyscy mają rację. Rzecz w tym, że kwestia jazdy po rondzie jest w przepisach „niedoregulowana”. Kwestia lewego kierunkowskazu na rondzie doczekała się już orzeczeń sądów najwyższych instancji, a oto fragment jednego z nich, rozstrzygający, czy egzaminator miał prawo oblać kandydata na kierowcę za to, że ten nie użył lewego kierunkowskazu na rondzie: „Kierujący pojazdem, zbliżając się do skrzyżowania, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i w ramach tej "szczególnej ostrożności" być może powinien sygnalizować wjazd na rondo w taki sposób, jak to przedstawia egzaminator (skarżący). Obowiązek taki nie wynika jednak wyraźnie z przepisów prawa, jest on wynikiem interpretacji norm regulujących ruch drogowy przez doktrynę oraz prowadzących szkolenia przygotowujące do egzaminu na prawo jazdy. Sąd I instancji nie zakwestionował tej interpretacji, stwierdził jedynie, że nie może być ona podstawą oceny prawidłowości zadania wykonywanego przez osobę egzaminowaną.” A zatem: można użyć lewego kierunkowskazu, ale z pewnością nie trzeba. Ale jest jeszcze druga strona medalu: są skrzyżowania o ruchu okrężnym, na których pasy ruchu nie okrążają wyspy, ale przecinają się w jej sąsiedztwie. Wówczas sygnalizowanie skrętu w lewo na rondzie jest obowiązkowe.
I tak, i nie! Wyobraźmy sobie sytuację, że chcemy zaparkować, ale po naszej stronie drogi obowiązuje zakaz zatrzymywania się wyrażony znakiem, albo po prostu nie ma miejsca do zatrzymania się. Za to po lewej stronie drogi – idealne warunki! Zasadniczo zatrzymywanie się „pod prąd” jest zabronione, ale jeśli ruch na danej drodze jest mały, to wolno: „Zabrania się zatrzymywania pojazdu (…) na jezdni przy jej lewej krawędzi, z wyjątkiem zatrzymania lub postoju pojazdu na obszarze zabudowanym na drodze jednokierunkowej lub na jezdni dwukierunkowej o małym ruchu”. A co to jest „mały ruch”? Tego żaden przepis nie wyjaśnia, dla mnie mały ruch jest wtedy, gdy drogą przejeżdża nie więcej niż 200 aut na godzinę, dla innych – nie więcej niż 10. Rzecz do dyskusji. Ale uwaga – gdy już stwierdzacie, że ruch na danej drodze jest mały i chcecie zaparkować po lewej, upewnijcie się, że po tamtej stronie nie obowiązuje zakaz zatrzymywania się. Znak – być może – stoi kilkaset metrów dalej. Jak się przekonać? Jest tylko jedna metoda – dojechać do najbliższego skrzyżowania i się upewnić...
Łatwo się oszukać, biorąc do siebie zbyt dosłownie nazwę znaku B-42 „Koniec zakazów” – jak na rysunku. Otóż znak ten odwołuje tylko niektóre ograniczenia, m.in. ograniczenia prędkości, ale nie odwołuje bynajmniej wszystkich znaków zakazu. Nie odwołuje np. zakazu zatrzymywania się. Oto przepis: ‚Znak B-42 „koniec zakazów” oznacza odwołanie zakazów wyrażonych znakami: B-23, B-25, B-26, B-29 i B-33.” Dla jasności: B-23 to zakaz zawracania, , B-25 i B-26 to zakaz wyprzedzania odpowiednio przez samochody osobowe i ciężarowe, B-29 to zakaz używania sygnałów dźwiękowych, a B-33 to zakaz przekraczania prędkości widocznej na znaku. Tyle! Oznacza to, że samochody na rysunku parkują nielegalnie!