Wideorejestratory pojawiły się w wyposażeniu polskiej policji już w latach 90. XX wieku. Na początku używano urządzeń duńskiej firmy ProVida, wyposażonych w magnetowid VHS (na kasety) umieszczony w bagażniku auta. Później sprzęt wymieniono na nowszy, produkowany przez polskie firmy PolCam i Zurad. Zniknęły magnetowidy, a w ich miejscu pojawiły się rejestratory zapisujące nagrania na dyskach twardych w taki sposób, żeby obsługujący je policjanci nie mogli samodzielnie skasować zapisu.

Generalna zasada pracy tych urządzeń, a zarazem ich najpoważniejsza wada, pozostała bez zmian – wbrew obiegowej opinii, powtarzanej często również przez policjantów, nie mierzą one prędkości ściganego pojazdu, tylko... swoją! Wyświetlane na nagraniu wskazanie szybkości pochodzi z czujników ABS-u radiowozu. Technika pomiaru polega na tym, że radiowóz musi przez chwilę poruszać się z taką samą prędkością, jak ścigany samochód.

Z reguły pomiar wygląda tak, jak widać to na nagraniu upowszechnionym przy okazji sprawy, w której w roli obwinionego występuje Krzysztof Hołowczyc – radiowóz stoi na poboczu lub powoli jedzie. W pewnym momencie mija go potencjalny cel, funkcjonariusze ruszają więc w pościg. Na wyświetlaczu wideorejestratora pojawiają się wtedy zastraszające prędkości – te, które tak spektakularnie wyglądają w popularnych programach telewizyjnych w rodzaju „Uwaga! Pirat”.

Tyle że to tylko dokumentacja szaleńczego pościgu w wykonaniu policjantów drogówki, a nie prędkość osiągana przez pirata drogowego. Żeby dogonić odjeżdżające auto, funkcjonariusze muszą jechać znacznie szybciej od niego. Warto wiedzieć, że policjant obsługujący rejestrator nie prowadzi radiowozu, więc nie ma wpływu na to, z jaką prędkością on jedzie – robi to jego kolega.

Do tego dochodzą zwykłe reakcje fizjologiczne załogi – podczas pościgu budzi się instynkt łowcy, do głów uderza adrenalina, pojawia się tzw. widzenie tunelowe. Efekty uboczne, w postaci np. rozemocjonowania i steku przekleństw, które słychać w tle nagrania dokumentującego zatrzymanie auta rajdowca, to też zupełnie normalna reakcja! W takich okolicznościach precyzyjna ocena dystansu względem innego samochodu jest niemal niemożliwa.

To dlatego zaleca się wykonywanie pomiarów z tak małej odległości, żeby widok ściganego auta wypełniał większość kadru – wtedy operator ma szansę zauważyć, jeśli radiowóz się do niego zbliży lub oddali. W przypadku filmu dokumentującego rzekome wykroczenia K. Hołowczyca odległość między radiowozem a ściganym autem wynosiła kilkaset metrów, było więc ono jedynie punkcikiem na trzęsącym się wyświetlaczu.

W takiej sytuacji nie da się określić, czy w czasie pomiaru wykonywanego na dystansie np. 100 m (przy 200 km/h to nieco poniżej 2 s) auta utrzymywały stałą odległość. Przedstawiciele policji twierdzą, że sprzęt ma dokumenty legalizacyjne, a funkcjonariusze są doświadczeni. Tyle że w czasie badań legalizacyjnych sprawdza się jedynie, czy wartość na ekranie wideorejestratora zgadza się z prędkością radiowozu, a to nie gwarantuje poprawności pomiaru.

Co do doświadczenia policjantów drogówki, to – jak wynika z kontroli NIK-u – ok. 40 proc. z nich nie przeszło obowiązkowych szkoleń. Wprawdzie policjant, który wykonał opisywane nagranie, przeszedł szkolenie i ma długi staż, to jednak po jakości nagrania tego nie widać! Czy Hołowczyc jechał za szybko? O ile sam „dowodowy” fragment jest bezwartościowy, o tyle biegły sądowy będzie mógł wyliczyć średnią prędkość z całego nagrania – od chwili, kiedy Nissan Hołowczyca mignął przed obiektywem kamery, aż do momentu zatrzymania. Na pewno będzie ona niższa niż zarzucane kierowcy 204 km/h.

Wideorejestratory z radarem i mobilne fotoradary

Mobilny fotoradar z funkcją wideorejestratora – taki sprzęt posiada m.in. ITD Foto: Auto Świat
Mobilny fotoradar z funkcją wideorejestratora – taki sprzęt posiada m.in. ITD

Służby nadzorujące ruch korzystają też z wideorejestratorów wyposażonych w radary, które mogą mierzyć rzeczywistą prędkość ściganego (lub mijającego) pojazdu, a nie prędkość samego radiowozu. Takie urządzenia znajdują się m.in. w oznakowanych policyjnych Alfach Romeo i nieoznakowanych Oplach Insigniach, w których do rejestratorów podłączono ręczne rosyjskie radary Iskra, pozwalające na wykonywanie pomiarów w ruchu bez konieczności zrównania prędkości ze ściganym autem.

Podobnie działają nieoznakowane Fordy Mondeo i Focusy kupione przez Inspekcję Transportu Drogowego, w których zamontowano czeskie fotoradary AD9 z funkcją pomiarów w ruchu. Takie same radary są też w należących do ITD Peugeotach Partnerach udających auta pomocy drogowej. Zbliżony sprzęt ma też m.in. warszawska straż miejska, która z racji innych uprawnień używa go w trybie stacjonarnym.

Jak działa rejestrator?

Wideorejestratory, zgodnie z zarządzeniem komendanta głównego policji, powinny rejestrować cały przebieg służby patrolu. Nagrywa się zatem zarówno obraz, jak i dźwięk, a operator nie może skasować nagrania.

Policjant decyduje o powiększeniu obrazu, jego parametrach oraz o tym, na jakim odcinku dokonuje pomiaru średniej prędkości. Odczyt szybkości pochodzi z czujników ABS-u lub z prędkościomierza policyjnego samochodu.

Naszym zdaniem: Wyniki pomiarów zależą od dobrej woli i profesjonalizmu policjantów. W wątpliwych sytuacjach warto odmówić przyjęcia mandatu – sąd może powołać biegłych, którzy ocenią jakość nagrania.