Rowerzysta jadący na wprost ma w większości przypadków pierwszeństwo. Kierowca samochodu musi mu ustąpić, gdy, skręcając, przecina drogę dla rowerów; skręcając w prawo, musi też uważać, czy obok ulicą nie jedzie cyklista, któremu wolno wyprzedzać jadące pojazdy z prawej. Są miejsca, w których natężenie ruchu jednośladów jest tak duże, że w godzinach szczytu niemal nie sposób bezpiecznie przeciąć autem drogi dla rowerów: jadą wzdłuż ulicy z prędkością 20-30 km/h i szybciej, twardo egzekwują swoje pierwszeństwo, nie zwalniają, przecinając ulicę.

Na jeden cykl świateł przypadają 2-3 „okienka”, w których auto może skręcić i oddalić się z miejsca zagrożenia, co powoduje gigantyczne korki. Organizacja ruchu nie nadąża za zmieniającymi się przepisami i rosnącą liczbą cyklistów. W krajach, w których rower jest naturalnym środkiem lokomocji, ruch jest tak zorganizowany, żeby maksymalnie odseparować rowerzystów od jadących ulicami samochodów, a tam, gdzie nie sposób uniknąć przecinania się kierunków ruchu, o bezpieczeństwo i równe prawa dba sygnalizacja świetlna.

Weźmy Szwecję: wzdłuż ulic w mieście i poza nim prowadzą asfaltowe ścieżki dla rowerów, a tam, gdzie ruch jest niewielki – dla pieszych i rowerów. Ścieżki wiją się, oddalają od głównej drogi dla aut czasem na 100-300 m, przeprowadzają jadących na rowerach tak, by rowery i samochody nie mogły się spotkać albo spotykały się w bezpiecznych warunkach. Jeśli nie da się inaczej, stawia się sygnalizatory, które jednak biorą pod uwagę konieczny kompromis: trzeba dać przejazd rowerzystom, ale pamięta się także o kierowcach aut.

Rower jadący szosą? W większości miejsc to nie do pomyślenia – zaraz któryś z kierowców aut po wyprzedzeniu jednośladu (zwykle z nadmierną ostrożnością) daje znać kierunkowskazem: masz obok drogę dla siebie!

U nas, w imię słusznej dbałości o bezpieczeństwo jadących rowerami, doszło do przegięcia: gdy ja mogę skręcić w prawo (mam zielone), przez ulicę, w którą skręcam, śmigają cykliści z prędkością motorowerów. Im czerwone światło zapala się dopiero wtedy, gdy i ja mam czerwone. A wystarczyłoby zatrzymać ich pół minuty wcześniej – sygnalizatory chyba da się jakoś programować, prawda?

Naszym zdaniem

W godzinach szczytu kierowcy aut muszą szukać luki, żeby przeciąć ulicę pomiędzy jadącymi „pełną bombą” cyklistami. A wystarczy przeprogramować światła, żeby to zmienić.