Pomysły lobby „ekologicznego” wyglądają zabawnie, dopóki nie zostają wprowadzone w życie. A kiedy już to się stanie, to logicznie myślącemu człowiekowi trudno zrozumieć, jak takie przepisy przeszły proces legislacyjny.

Wyobraź sobie, że wyjeżdżasz na słoneczne wakacje do upalnej Italii. Ponieważ kraj ten w porze letniej do chłodnych nie należy, a w samochodzie masz klimatyzację, cieszysz się z zapowiadanej wspaniałej pogody. Być może nie wiesz o tym, że jeżeli np. zatrzymasz się na moment w zatoce wzdłuż ulicy lub na parkingu, aby odebrać telefon, i pozostawisz włączoną klimatyzację (co w 99 proc. samochodów oznacza pracujący silnik), możesz słono za to zapłacić.

Wystarczy, że służba uprawniona do nakładania mandatów uzna, że Twój postój był dłuższy niż „niezbędny, bardzo krótki postój”, i portfel odchudzi się nawet o ponad 400 euro. Z jednej strony można powiedzieć, że oświeceni ekolodzy chcą w ten sposób chronić naszą planetę przed termozagładą. Ale z drugiej powstaje szereg wątpliwości i pytań, bez trudu podważających sensowność takiego przepisu. I ja te pytania właśnie zadam.

Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to cel, dla którego wynaleziono klimatyzację. Wydaje mi się, i wielu moich znajomych podziela taką opinię, że została ona skonstruowana po to, aby zapewnić ludziom komfort w upały. Naturalne więc jest to, że podczas letniego żaru kierowca używa klimatyzacji w samochodzie. Skoro przepisy każą na postoju tę klimatyzację wyłączyć, to jak taki kierowca ma się chronić przed upałem? Czy twórcy tego przepisu choć raz wystawili choćby nos poza klimatyzowane wnętrze swojej luksusowej limuzyny, kiedy na zewnątrz było 35 stopni w cieniu?

Drugie pytanie: a czy stojąc w korku też trzeba za każdym razem, kiedy tylko nadarzy się okazja, wyłączać silnik i klimatyzację? A jeżeli tak, to czym różnią się spaliny auta stojącego na parkingu od spalin auta stojącego w korku, że to pierwsze jest zabronione, a drugie dozwolone?

Pytanie trzecie: wyobraźmy sobie, że po danym odcinku jezdni porusza się 100 samochodów. Jadą 50-60 km/h, czyli ich silniki muszą spalić tyle paliwa, aby dostarczyć około 10 KM mocy. A teraz wyobraźmy sobie, że te 100 aut stoi z włączoną klimatyzacją. Pytanie za sto punktów: w którym przypadku będziemy mieli do czynienia z większą emisją spalin? Podpowiem tylko, że klimatyzacja auta osobowego potrzebuje w dużym przybliżeniu od 1 do 3 koni mechanicznych do normalnej pracy. A ilość wydzielanych spalin jest proporcjonalna do aktualnie osiąganej mocy silnika.

Pytanie czwarte: rozpoczynanie jazdy w aucie, które ma w kabinie 50 stopni Celsjusza, jest bezpiecznym pomysłem? A przecież w kabinie stojącego na słońcu pojazdu bywa jeszcze cieplej. Spróbujcie zmierzyć elektronicznym termometrem, jak ciepło jest w kabinie zaparkowanego w upał samochodu, to szybko skończy się na nim skala. Włoskie (i polskie także) przepisy zabraniają schładzania takiego auta przed jazdą, co jest świadomym narażaniem na niebezpieczeństwo siebie i innych uczestników ruchu, bo reakcje kierowcy w takiej temperaturze są znacznie, znacznie spowolnione.

I jeszcze to: czy twórcy włoskiego przepisu zastanawiali się, jaki ich pomysł ma wpływ na zdrowie kierowcy i pasażerów? Każde wyłączenie klimatyzacji na czas dłuższy niż mniej więcej minuta powoduje topnienie szronu na wymienniku ciepła i gwałtowny wzrost wilgotności w kabinie. A to na pewno nie jest zdrowe. Niektóre auta wyposażane są już fabrycznie w czujniki wilgotności w przedziale pasażerskim – to te, w których system start/stop po automatycznym wyłączeniu silnika na postoju w korku włącza go po pięciu sekundach, bo w kabinie potrzeba chłodu i kompensacji wzrastającej wilgotności powietrza.

A teraz bonus na finał: włoski przepis zabrania także postoju z włączonym ogrzewaniem w zimie. O ile w lecie można jeszcze wysiąść z samochodu, żeby uchronić się przed przebywaniem w rozżarzonej słońcem kabinie, to co ma zrobić w zimie kierowca w 20-stopniowy mróz, skoro nie wolno mu używać ogrzewania na postoju? Wysiąść na mróz, aby się ogrzać?

Niech żyje wiedza i logika. Może ktoś ekooświecony przy okazji wyjaśni innym czytającym, czym różni się klimatyzacja domowa od samochodowej i ogrzewanie domowe od samochodowego, że tego w domu wolno używać na postoju, a w samochodzie – już nie. Bo to taka jakby ciekawostka jest, skoro elektrownia też ma „rurę wydechową”, tylko trochę większą od samochodu. Chyba że ekolobby mieszka w mobilnych domach pasywnych bez ogrzewania i klimatyzacji. Na postoju – nie grzeją i nie chłodzą. Tylko podczas hamowania. Pokój. Miłość. Równość. Rekuperacja. Zapraszam do komentowania.