- Czy jeśli wszyscy tak robią to znaczy, że tak wolno?
- Jazda bez ważnych tablic rejestracyjnych może oznaczać nawet holowanie samochodu
- Tymczasowe tablice rejestracyjne to nie takie łatwe rozwiązanie
Tablice rejestracyjne - powrót do domu
W świetle prawa z komisu można wyjechać na kołach autem zarejestrowanym w Polsce, z legalnymi polskimi tablicami rejestracyjnymi stałymi lub ważnymi blachami tymczasowymi (polskimi bądź zagranicznymi – w tym przypadku auto nie musi być zarejestrowane w kraju), ubezpieczeniem i badaniem technicznym.
Niby jasne, ale i tak robi się po swojemu, czyli taniej, bardziej życiowo - po co płacić za lawetę, skoro można przykręcić do wyrejestrowanego za granicą auta jakiekolwiek blachy, a nawet tzw. wyklejki, czyli wydrukowane tablice rejestracyjne, udające te oryginalne, lub „zabezpieczone” np. z niemieckiego urzędu, a raczej z urzędowego śmietnika.
Nie ma większego znaczenia, którą opcję zaproponuje handlarz. W razie kontroli drogowej i tak grozi wam do 500 zł mandatu i holowanie. Mimo to sprzedawcy wmawiają klientom, że wszyscy tak robią, a pechowcy dostają co najwyżej „stówkę” – z tym pierwszym akurat mają rację.
Tablice rejestracyjne - przepisy nie pomagają
Wyobraźcie sobie sytuację, że jedziecie po auto na drugi koniec Polski, kupujecie tam samochód i chcecie nim legalnie wrócić na kołach. Jak to zrobić? Wydaje się, że między innymi z powodu takich sytuacji powstały tymczasowe tablice rejestracyjne, nazywane też próbnymi (są traktowane także jako wyjazdowe).
Niby wszystko OK, ale wystarczy rzut oka na przepisy, żeby szybko się zniechęcić do tego rozwiązania. Żeby je zdobyć, najpierw trzeba kupić auto, czyli we wspomnianym przypadku pojechać na drugi koniec Polski, podpisać umowę, wrócić z nią i dokumentami, by wyrobić tablice rejestracyjne w urzędzie zgodnym z miejscem zamieszkania (auto musi mieć już ważne badanie techniczne i uregulowane opłaty celno-skarbowe), i znów pojechać po pojazd. To bez sensu!