Wówczas niemal rutynowo usuwa się usterki w ramach (niechętnie) ogłaszanych akcji wzywania do warsztatów lub (o wiele chętniej) przez "dobrowolne" kontakty serwisantów ze stałymi klientami - jak to było na przykład z wadami przedniej osi i układów hamulcowych w wielu modelach koncernu VW.
Ale często okazuje się, że do ambitnego celu doktora PiĎcha (stworzenie idealnego samochodu) prowadzi tylko droga sądowa, którą podąża swym "autem testowym" nieszczęsny klient.
Takie głosy docierały i docierają do nas wciąż, czytelnicy piszą na ten temat całe tomy - a my, oczywiście, bardzo chcieliśmy to sprawdzić. Wcieliliśmy się więc w rolę klienta i zamówiliśmy Passata Varianta (model wprowadzony na rynek w czerwcu 1997 roku, bardzo duży udział w sprzedaży na wszystkich rynkach), by przeprowadzić na nim test długodystansowyA pamiętajmy, że samochód ten jest pierwszym przedstawicielem "ery nowej estetyki szczelinowej". Chodzi o odstępy między drzwiami i pokrywami a resztą karoserii.
Nasz samochód testowy musiał być tak "świeży", jak to możliwe, więc 20 kwietnia 1998 dostaliśmy czerwonego VR5 w wersji Highline z przebiegiem 4742 km. Od wprowadzenia na rynek tego silnika minął dopiero niecały miesiąc.
Fakt, że w połączeniu z tą potężną pięciocylindrową jednostką dostaliśmy wygodną automatyczną pięciostopniową skrzynię biegów z funkcją tiptronic, nie przeszkadzał (jeszcze) nikomu.
Za to wielu z nas kręciło nosami na wyśrubowaną cenę wersji - 60 814 DEM (w Niemczech). Niemniej dostaliśmy za to sporo luksusów: klimatyzację automatyczną, nawigację satelitarną, elektrycznie sterowany szyberdach oraz "pakiet techniczny" (centralny zamek ze zdalnym sterowaniem, wielofunkcyjny wyświetlacz, dwa gniazdka 12-woltowe w bagażniku) oraz dodatkowy trzypunktowy pas z zagłówkiem na środkowym siedzeniu tylnej kanapy (jeszcze dziś wymagający dopłaty 700 zł!).Silnik VR5 nigdy nie był oferowany w PolsceW 1998 roku dostępna była m.in. wersja 1.8 (bez turbo, moc 125 KM), która z podobnym wyposażeniem (bez automatycznej skrzyni biegów i nawigacji, zamawianych tylko indywidualnie) kosztowała 92 tys. zł.
Pierwsza wyprawa nad holenderskie Ijsselmeer przyniosła Passatowi opinię wygodnego samochodu podróżnego: twardo obite fotele, znakomity układ jezdny i mnóstwo miejsca.
A na dodatek rzeczywiście szczeliny w karoserii okazały się tak wąskie, że niemal niewidoczne, co automatycznie nasuwało na myśl skojarzenia z co najmniej klasą wyższą.
A więc perfekcyjny Passat? Nie do końcaKoledzy, którzy Volkswagena popędzili po autostradach, mieli sporo do powiedzenia szczególnie o układzie napędowym. Choć fabryka obiecywała prędkość maksymalną 208 km/h, strzałka prędkościomierza i wskazanie wyświetlacza absolutnie nie chciały przejść poza granicę 204 km/h - na czwartym biegu.
Bo na piątym Passata opuszczały siły sporo przed 200 km/h. Z początku wydawało się, że taki silnik i automat są dla siebie stworzone. Ale kierowcy testowi mają wątpliwości. Mimo poważnych problemów z trakcją ciągle pojawiało się pytanie: "Gdzie właściwie szukać tych 150 KM?" Ogólna opinia: "powolne auto, w dodatku pijak"Na całym dystansie nie udało się sprowadzić średniego spalania poniżej 11,7 l/100 km, przy czym najwyższe wyniki przekraczały 19 l/100 km. Z przyczepą wypadało minimalnie 13,5 l/100 km. Ale na tym nie koniec.
Już po niecałych 8000 km, podczas wizyty w północnofryzyjskim Niebüll, Passat zaprezentował nam swe niby małe, ale z pewnością niemało istotne wady.
Jeden z nawiewów powietrza do kabiny kompletnie odmówił współpracy, drzwi kierowcy zaczęły klekotać, a uchwyt na napoje zablokował się. Jasne, wszystko to z pewnością nie oznacza jeszcze remontu kapitalnego, na gwarancji problemy sprawnie usunięto (choć uchwyt na napoje niemal natychmiast powtórzył swój popisowy numer).
Ale w drogim aucie to już coś więcej niż tylko "drobne usterki", które z pewnością nie przyczyniają się do opinii o "idealnym samochodzie". Mimo to Passat Variant zdobył szerokie grono przyjaciół"Prawdziwe kombi, zmieści się chyba wszystko" - oświadczył obarczony zawsze mnóstwem sprzętu kolega. Nie popsuł mu humoru nawet fakt, że nawigacja satelitarna najczęściej miała skłonności nie tyle do pomijania najkrótszej drogi, co pokazywania wyłącznie drogi jak najdłuższej, a podczas mroźnej nocy cały system w ogóle przestał działać.
Także posiadacze dużych rodzin bardzo sobie Varianta chwalili, szczególnie gdy przyszło pokonać jednym rzutem trasę między duńskim Holstebro a włoskim Viareggio. Jeśli nie liczyć braku elektronicznego systemu stabilizacji (opcjonalnie od kwietnia 99, później seryjny), okresowego "głupienia" alarmu i męczącego na dłuższych trasach niebieskiego podświetlenia zegarów, VR5 aż do końca testu robił niezłe wrażenie.
Przy stanie licznika 99 051 km w księdze wozu pojawiła się opinia: "Jak na taki przebieg wnętrze pozostaje naprawdę w zadziwiająco znakomitym stanie". Niestety, w międzyczasie Passat zaliczył wiele zupełnie niechcianych wizyt w warsztatach.
Podsufitka i regulacja wysokości kotwiczenia pasa kierowcy obluzowały się, zamek lewych tylnych drzwi zawilgotniał i odmówił posłuszeństwa, dysza spryskiwacza tylnej szyby zaczęła pewnego dnia obracać się wraz z wycieraczką, "padło" ogrzewanie tylnej szyby, w czasie jazdy w deszczu układ hamulcowy był żałośnie nieskuteczny (wymiana klocków przednich), przestało działać zdalne sterowanie centralnego zamka, i - podobnie jak w Audi A4 i A6 - "galopowała przednia oś". Tak więc podczas zadanego przez PiĎcha "sięgania do gwiazd" Passat wykazał się wieloma mniej lub bardziej drażniącymi usterkami, które w przypadku bardziej uczulonych na jakość klientów mogą mieć zdecydowanie odstraszające skutkiA właściwie szkoda. Bo podczas końcowego demontażu wolfsburski "Mercedes" zaprezentował się wręcz wzorowo: nie stwierdzono właściwie żadnych śladów zużycia, pod względem zabezpieczenia antykorozyjnego zaś okazał się aż za dobry (o ile w ogóle można to tak określić).
Tak więc w gruncie rzeczy Passat wykazał się cechami, które doktor PiĎch z uporem forsuje wobec wszystkich swych volkswagenowych "dzieci". Warto by było jednak zwalczyć wreszcie dziecięce choroby, które w dojrzałym dla samochodu wieku czterech lat po prostu nie przystoją.