Do wczoraj rekordzistą był Amerykanin Fred Marriott, który w 1906 roku na plaży w Daytona osiągnął za sterami pojazdu Stanley Steamer prędkość 205,5 km/h. Rok później chciał poprawić ten rezultat, jednak auto podskoczyło na nierówności i doszło do wypadku, z którego Marriott wyszedł z licznymi obrażeniami.

Jest oczywiste, że tak długo nie pokonany wynik źle wpływa na ambicję dzisiejszego nowoczesnego świata. Na kalifornijskiej pustyni Mojave przeprowadzane były liczne i długotrwałe próby, mające na celu pobicie ponad 100-letniego rekordu prędkości samochodu z silnikiem parowym.

Napęd samochodu opiera się na spalaniu propanu, który używany jest do podgrzewania wody do temperatury 400 stopni Celsjusza. Następnie para wodna, pędząc dwa razy szybciej od dźwięku, porusza turbinę. Cała kostrukcja waży trzy tony i ma 7,6 metra długości.

W końcu Charles Burnett III, główny sponsor przedsięwzięcia, siedzący za sterami pojazdu o nazwie Inspiration, pokonał długo nieosiągalną barierę, uzyskując średnią prędkość dwóch przejazdów na poziomie 225 km/h.

W pierwszym przejeździe, na dystansie pomiarowym liczącym 1 milę, Burnett osiągnął maksymalną prędkość 219 km/h, w drugim zaś pojechał nawet ponad 243 km/h. Teraz jeszcze tylko pozostaje oficjalne potwierdzenie przez FIA i 103-letni wynik Freda Marriotta oficjalnie spadnie na drugą pozycję.

Zdobywca nowego rekordu powiedział na mecie: "To było fantastyczne przeżycie i cieszyłem się każdą chwilą przejazdu. Osiągnęliśmy niemal 225 km/h w pierwszym przejeździe. Wszystkie systemy działały perfekcyjnie i to był bardzo dobry start. Druga próba poszła jeszcze lepiej i osiągnęliśmy prędkość przekraczającą 240 km/h. Pojazd prowadził się wspaniale. Zespół pracował niezwykle ciężko przez ostatnich 10 lat i przezwyciężał liczne problemy. To wielki zaszczyt być członkiem tak utalentowanej ekipy, a to co osiągnęliśmy dziś, jest hołdem ku czci brytyjskiej myśli technicznej, dobrej pracy zespołowej i wytrwałości."

Michał Szymaczek / Onet