W ciągu roku pozwalają przyłapać ok. 1,2 mln kierowców przekraczających prędkość czy przejeżdżających na czerwonym świetle. Połowa z nich otrzymała mandaty. Reszta miała niewyraźne zdjęcia, była cudzoziemcami lub też wytłumaczyła się w inny sposób. W najbliższym czasie ma być ustawionych 100 nowych fotoradarów. Specjaliści badają, gdzie są niebezpieczne odcinki dróg, i tam staną urządzenia, które nie tylko zmierzą prędkość, lecz także zarejestrują przejazd na czerwonym świetle lub jazdę przez tory kolejowe bez zatrzymania się.
Tyle że właśnie miejsca, w których fotoradary są instalowane, budzą najwięcej kontrowersji. Często jest tak, że ustawiane są tam, gdzie najłatwiej przyłapać kierowcę i złupić mandat, i nie ma to nic wspólnego z bezpieczeństwem. Są to maszynki do zarabiania pieniędzy. Mówi się jednak, że zasadność dotychczasowych lokalizacji też ma być sprawdzona.
Oby tak było. Przy okazji należałoby uwzględnić więcej lokalnych dróg, zwłaszcza podmiejskich, z gęstą zabudową, dużym ruchem pieszych i rowerzystów. Mimo ograniczeń do 50 km/h prędkość, z jaką jadą tam dojeżdżający do pracy w mieście, na zakupy czy do szkoły, jest znacznie przekraczana. Te drogi są trochę zapomniane przez drogówkę.