- Ile godzin dziennie jeżdżą kierowcy Ubera i Bolta? I dlaczego tak dużo? I jak to możliwe, że nikt ich nie sprawdza?
- Która aplikacja uczciwiej rozlicza się ze swoimi kierowcami? Ile tak naprawdę zarabia kierowca Ubera i czemu czasem musi jechać bardzo powoli, żeby zarobić? O to też spytaliśmy pana Krzysztofa
- Zdradził nam też kilka smaczków o wojnie taksówkarzy z kierowcami przewozów osób popularnych aplikacji
- Wyjaśnił też krok po kroku, jak unikać niebezpiecznych sytuacji, a także, jak upewnić się, że nic nam w samochodzie nie grozi
- Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu
- Jaka jest prawda o Uberze i Bolcie? Pan Krzysztof jeździ jako kierowca dwóch aplikacji
- Jak długo kierowcy jeżdżą na Uberze i Bolcie? Większość szybko odpada
- Czy kierowca Ubera musi zdawać egzamin?
- Czym się różni Uber od Bolta? Kierowca wyjaśnia
- Czy kierowcy Ubera i Bolta mają swoje samochody?
- Ile godzin dziennie jeżdżą kierowcy Ubera i Bolta?
- Jak działa Uber na lotnisku? Dlaczego tyle kosztuje?
- Ilu kierowców Ubera i Bolta to Polacy?
- Ile zarabia kierowca Ubera i Bolta? Lepiej jeździć na Uberze czy na Bolcie?
- Czy kierowcy Ubera i Bolta mają ograniczenie godzin pracy?
- Jak bronić się przed zagrożeniami? Zawsze sprawdź, czy wszystko się zgadza w aplikacji
- Ile kursów robi kierowca w godzinę?
- Do taksówek i uberów też wsiadają niewidzialni klienci ze skarbówki
Jaka jest prawda o Uberze i Bolcie? Pan Krzysztof jeździ jako kierowca dwóch aplikacji
Wokół przewozów na aplikację urosło już wiele mitów. Część z nich, niestety, to rzeczywistość, którą potwierdza kierowca na co dzień wożący pasażerów dla Ubera i Bolta. Pan Krzysztof (imię zmienione na prośbę rozmówcy) potwierdza, ile zarabiają kierowcy przewozów osób i zdradza nam, dlaczego wokół kierowców jeżdżących na aplikację pojawia się tak dużo negatywnych emocji. W tym kontekście szczególnie ważna jest też kwestia bezpieczeństwa, zwłaszcza kobiet, które we własnym interesie powinny pamiętać o kilku zasadach, na które zwraca uwagę nasz rozmówca.
Jak długo kierowcy jeżdżą na Uberze i Bolcie? Większość szybko odpada
Jak długo pracujesz jako kierowca Ubera?
Wystarczająco długo, żeby zebrać już dużo doświadczenia i móc powiedzieć coś o branży przewozów na aplikację. Z reguły w Uberze, Bolcie lub innych tego typu firmach kierowcy wytrzymują od trzech do sześciu miesięcy, bo dłużej nie dają rady. Ja jeżdżę już grubo ponad rok.
Trzy miesiące, czy nawet pół roku, to dość krótki okres. Z czego to wynika?
Wbrew pozorom to jest ciężka fizyczna praca. Od początku pracy jako kierowca przewiozłem już kilkanaście tysięcy osób i tylko po Warszawie przejechałem znacznie ponad 100 tys. km. Już samo to potwierdza, z jak potężną skalą przewozów mamy do czynienia.
Czy kierowca Ubera musi zdawać egzamin?
A co w ogóle trzeba zrobić, żeby pracować jako kierowca, np. Ubera lub Bolta? Trzeba zdawać jakiś egzamin, choćby z topografii miasta?
Tu nie ma czegoś takiego. Musisz mieć świadectwo niekaralności, aktualne prawo jazdy z właściwą kategorią i oczywiście samochód. Jeśli nie masz własnego auta, to dogadujesz się z partnerem na wynajem.
Oprócz tego musisz mieć zaświadczenie od lekarza medycyny pracy i zaliczone badania psychoruchowe, czy jakoś tak. Natomiast nie ma żadnego egzaminu z topografii. I to jest dramat, bo jak widać jak jeżdżą te samochody, to o pomstę do nieba woła.
Ja akurat Warszawę znam bardzo dobrze, więc dla mnie to nie problem i w nawigacji sprawdzam jedynie, gdzie są korki, ewentualnie do którego bloku mam dojechać, ale inni muszą korzystać z nawigacji non-stop, bo często nie znają drogi.
Czyli dzisiaj w przewozach osób nawigacja to podstawa?
Tak i już tu widoczna jest różnica pomiędzy platformami. Uważam, że Uber ma najlepszą ze wszystkich nawigacji dla swoich kierowców. W sensie taką, że jak wpiszesz adres, to dokładnie pokazuje, którędy jechać i precyzyjnie prowadzi do celu. Pomyłki są bardzo rzadkie.
Natomiast Bolt ma najgorszą. Bolt przekierowuje bezpośrednio do map Google'a i one często się nie ładują. Uber po kliknięciu od razu pokazuje jak jechać, a Bolt zanim się przekieruje na mapy, np. jak są jakieś drzewa albo coś ogranicza sygnał, to potrafi mielić i mielić, a kierowca czeka. Z tymi platformami mam najwięcej do czynienia, dlatego o nich mogą coś powiedzieć.
Czym się różni Uber od Bolta? Kierowca wyjaśnia
Nawigacja to jedyna znacząca różnica pomiędzy Boltem i Uberem?
Nie, różnice widać także w rozliczeniach z kierowcami. W Uberze są tak skomplikowane, że nie jesteś w stanie dojść, ile powinieneś zarobić. A już na pewno nie zorientujesz się, dlaczego dostajesz mniej pieniędzy. W przypadku Ubera tak jest zawsze, zawsze masz poobcinane pieniądze.
W Bolcie rozliczenia rzeczywiście są dużo uczciwsze, co nie oznacza, że zawsze tak jest. Nawet mi zdarzyło się dostać mniej pieniędzy — Bolt pobiera 30 proc. z kwoty, którą płaci klient — ale przynajmniej w moim przypadku były to jednostkowe przypadki. Czasami wystarczy napisać reklamację, żeby sytuacja wróciła do normy, a przynajmniej tak było dotychczas.
Dlaczego mówisz, że było?
Bolt widzi, jakie numery robi Uber i już rozsyła informacje, że będą teraz naliczali kwotę — podobno, żeby to było uczciwe — biorąc pod uwagę czas przejazdu kierowcy. Jeżeli nie będzie zgodny z tym, co pokazuje aplikacja, przychód może odbiegać od założonego. Na razie nie zauważyłem, żeby coś takiego się działo i jeśli chodzi o tematy uczciwości, uważam, że Bolt na razie jest w porządku.
Sugerujesz, że szybszy dojazd na miejsce jest równoznaczny z tym, że dostaniesz mniej pieniędzy za usługę?
Tak, w Uberze obcinanie kwoty za zbyt szybki przejazd jest jednym ze sposobów zarabiania na kierowcach.
Czyli Uberowi nie zależy na tym, żeby klient jak najszybciej dotarł pod wskazany adres?
Najwyraźniej nie. Podam przykład. Swego czasu za jeden z kursów miałem dostać ok. 80 zł. Pomyślałem, że nie będę wiózł klienta przez mosty, tylko pojadę znanymi mi skrótami. I faktycznie byłem na miejscu szybciej, niż sugerowała aplikacja. Tyle że z kwoty, którą miałem otrzymać, zniknęło niemal 20 zł. A co się dzieje z różnicą? Ta nie jest zwracana pasażerowi i z tego co wiem, trafia do Ubera.
Próbowałeś ustalić, co się z tymi pieniędzmi stało?
Tak. Zapytałem, dlaczego nie dostałem tyle, ile miałem otrzymać, tym bardziej dlatego, że pasażer był zadowolony. W odpowiedzi usłyszałem, że planowany czas przejazdu był inny. "Pan przyjechał szybciej, w związku z tym dostaje mniej pieniędzy". Tak naprawdę powiedziano mi wprost, że gdybym wybrał trasę wskazaną przez aplikację, dostałbym wyższą kwotę. Ale tak wtedy straciłbym więcej czasu i paliwa.
Zwróć uwagę na to, że wielu kierowców Ubera jeździ wolno. Wytłumaczeniem jest właśnie to, że przejazd szybszy od wskazanego w aplikacji będzie się wiązał z obciętymi zarobkami.
Skoro Bolt nie oszukuje kierowców, a Uber twoim zdaniem tak, to dlaczego przyjmujesz kursy zlecane przez klientów Ubera?
Dlatego, że Uber ma dużo więcej zleceń w mieście, takich zleceń dla kierowcy. Wolę jechać dla Ubera, wiedząc nawet, że mi obetnie jakąś kwotę, bo nie muszę tracić zbyt dużo czasu na dojazd klienta.
Jak już mam dojechać nawet kilometr, to mi się to zwyczajnie nie opłaca. Dlatego też, zamiast np. jechać w okolice Piaseczna, co zajmie mi 12 minut, jak powiedzmy w Bolcie, wolę zrezygnować i wybrać kurs oferowany przez średnio uczciwego Ubera, bo w ciągu tych kilkunastu minut czasami mogą trafić się nawet dwa kursy.
- Przeczytaj też: Policjant drogówki szczerze o służbie. "Kierowca docisnął policjantkę autem do barierki, bo chciał dojechać do domu"
Czy kierowcy Ubera i Bolta mają swoje samochody?
Chwilę wcześniej wspomniałeś, że jeśli ktoś nie ma własnego auta, można dogadać się z partnerem. Kto jest tym partnerem?
To firmy, które pośredniczą pomiędzy kierowcami i Uberem, Boltem, Freenowem, itd. Dla tych drugich jeżdżą tysiące kierowców, więc przenoszą koszty, np. prowadzenia księgowości dla kierowców, na swoich pośredników. I kierowcy tak naprawdę dogadują się z pośrednikiem, a nie Uberem czy Boltem.
Jeśli pracujesz jako osoba prywatna dla partnera i masz własny samochód, to musisz jedynie płacić za każdą aplikację, to zazwyczaj jest 50 zł tygodniowo. Płacisz, dostajesz specjalny numer i już możesz jeździć. Jeśli działasz jako firma, to np. za trzy aplikacje nie płacisz 150 zł, tylko jednorazowo 50 zł. A co do samochodów, niektórzy partnerzy dysponują własną flotą, którą później wynajmują kierowcom, jeśli ci nie mają własnych aut.
Ile godzin dziennie jeżdżą kierowcy Ubera i Bolta?
Ile kosztuje taki wynajem auta na taksówkę?
Tu dochodzimy do kolejnego absurdu. Dlaczego kierowcy jeżdżą po 12 godzin i więcej? Powód jest prosty. Wynajęcie od partnera samochodu, powiedzmy Toyoty Corolli, zazwyczaj tygodniowo kosztuje 850-900 zł. Stawki wynajmu różnią się w zależności od firmy pośredniczącej, ale przeważnie oscylują w tych granicach.
Czy to minimalna stawka za wynajem?
Nie, można zejść niżej, wynajmując starszy samochód, np. Toyotę Prius. Wtedy stawka wynajmu obniża się do 550-600 zł za tydzień, ale jeździsz starym autem i z tym wiąże się kolejna zabawa. Te stare samochody nie mają możliwości jazdy w ramach usługi Comfort, która jest droższa o kilka zł w porównaniu z podstawową usługą.
Krótko mówiąc nowsze auto pozwala oferować usługi przewozowe w wyższej klasie, a wiele Priusów nie pozwala do nich wejść, bo są za stare. A klasa Comfort jest o tyle istotna, że pozwala zabierać pasażerów z lotniska. Tylko nowsze egzemplarze wjeżdżają na lotnisko. Ale z lotniskiem jest jeszcze inna sprawa.
Jak działa Uber na lotnisku? Dlaczego tyle kosztuje?
To znaczy?
Na lotnisku ludzie czekają w kolejce, nawet po kilkadziesiąt osób, bo tu auta przydzielane są z numerów. I teraz uwaga. Za ten sam kurs dajmy na to na Żoliborz, za który możesz zapłacić ok. 40-50 zł, po wybraniu Bolta/Uber Airport, zapłacisz 120-140 zł.
Ale lotnisko to tylko jeden z przykładów. Swego czasu kolega zapytał mnie, ile będzie kosztował przejazd do Legionowa. Mówię, że nie wiem dokładnie, ale wybierając Uber Airport gdzieś ok. 240 zł. Za ten sam kurs tuż przed "wejściem" Ubera na lotnisko pasażer płacił około 150 zł, podczas gdy kierowca dostawał... 85 zł.
Teraz dochodzimy do sedna, czyli dlaczego taksówkarze stoją i czekają na klienta? Czy nie mogliby w tym czasie jeździć dla Ubera lub Bolta? Przecież nikt im tego nie zabroni. Tylko że oni stoją, bo np. za 15-25 zł rzekomo im się to nie opłaca.
Stąd biorą się też te tarcia między kierowcami jeżdżącymi na aplikacje, a taksówkarzami. Oni uważają, że przewozy "zabierają im chleb". Ale przecież to nie jest ten sam "target" pasażera. Zdarzało się, iż wiozłem z lotniska pasażerów pracujących jako regularni taksówkarze, oznajmiając mi z uśmiechem, że nie zamierzają płacić "chorych" stawek. Czyli jak widać, można nawet w ich przypadku szanować naszą pracę. Dla mnie to są ludzie, którzy mogą pracować, ale nie chcą. Wolą stać i oszukiwać ludzi.
Oszukiwać ludzi? Co przez to rozumiesz?
A jak inaczej nazwać sytuację, w której jakiś obcokrajowiec wsiada, np. przy dworcu Centralnym czy gdzieś w okolicy, a kierowca taksówki patrzy i na oko ocenia klienta i mówi: "A do Makro to kosztuje 70 zł", podczas gdy dojazd w to samo miejsce, np. Uberem, kosztuje 18 zł.
Miałem kiedyś taki przypadek. Przy jednym z warszawskich dworców podeszła do mnie zapłakana dziewczyna i spytała, czy jestem taksówkarzem. Powiedziałem, że nie i spróbowałem dowiedzieć się, co się stało. Mówi, że zapytała jednego z taksówkarzy, ile będzie kosztował kurs pod podany przez nią adres. Tak na marginesie, u mnie wyszło nieco ponad 20 zł. Tymczasem taksówkarz powiedział, że 80 zł. Jak ta dziewczyna zwróciła uwagę, że to drogo, taksówkarz odpowiedział: "Jak ci się ku.... nie podoba, za chwilę zapłacisz 150".
Czy tego typu problemy dotyczą wyłącznie kursów z lotniska i spod dworców?
Na lotnisku sytuacja została już uregulowana. Ale cały czas różne rzeczy dzieją się przy Centralnym. Z tego co wiem, to Uber jest dogadany z Dworcem Centralnym i tam jest strefa Ubera. Problemem jest jednak to, że za strefą Ubera - tam jest bodajże cztery lub pięć miejsc, za które Uber płaci - stoją już miejskie taksówki. I niestety bywa, że klient chce skorzystać z przejazdu z Uberem i wtedy szybko pojawiają się nieprzyjemni panowie ze smutnymi minami, którzy zabierają takiego pasażera.
Już wielu kierowców przekonało się, że wchodzenie w jakiekolwiek reakcje z taksówkarzami, nie jest specjalnie przyjemne. Myślę, że każdy kierowca, który jest spoza grona taksówkarzy, miał już z nimi jakąś konfliktową sytuację.
Miałem kiedyś sytuację, gdy warszawski taksówkarz zastawił przejazd przy jednej ze stacji benzynowych. Gdy mignąłem mu światłami, aby mnie przepuścił, nagle do mnie wyskoczył, używając bardzo kwiecistej mowy. Zaczęła się słowna przepychanka, gdy jednak zorientował się, że ma do czynienia z Polakiem, wsiadł do auta i odjechał.
Zobaczył, że jesteś Polakiem. A gdybyś nim nie był?
Taksówkarze negatywnie podchodzą do obcokrajowców. No ale powiedzmy sobie wprost. Kierowcy z zagranicy sami sobie wyrobili pewną markę, przez to, że powodują mnóstwo stłuczek, przez to, że nie mają zielonego pojęcia o przepisach i sposobie jazdy w Polsce. Ale żeby nie było, to jest wina całego systemu, który dopuszcza tych ludzi do jazdy. Tutaj wszystko jest postawione do góry nogami, bo oni nie muszą nic umieć, praktycznie nie muszą stosować się do jakichkolwiek wymagań.
Ilu kierowców Ubera i Bolta to Polacy?
Masz jakiś pomysł, co można z tym zrobić?
Tego systemu nikt nie ruszy dlatego, że jest tak duże lobby. No wyobraź sobie teraz, że jeździ 80 proc., załóżmy nawet tylko 70 proc. obcokrajowców i niech oni wszyscy teraz przestaną jeździć. To, co wtedy działoby się w Warszawie, to byłby dramat. Już teraz nie ma taksówek, bo jest za mało chętnych do wożenia ludzi.
To jest też odpowiedź, dlaczego żaden rząd nie zmusi kierowców, żeby ci zdawali egzaminy, np. z topografii miasta? Jeśli nagle ubędzie ci 7 tys. taksówek z samej Warszawy, to będziesz miał paraliż miasta. To tak, jakby na kilka godzin dziennie wyłączyli ci metro. To jest siła nie do ruszenia. Ale to nie wina obcokrajowców, tylko systemu.
A te wszystkie zmiany, które zostały wprowadzone, np. konieczność posiadania polskiego prawa jazdy?
No właśnie, trzeba było z tym pójść dalej, a nie tylko na zasadzie samej wymiany. Wiesz jak wygląda wymiana? Idziesz do wydziału komunikacji, zostawiasz swoje prawo jazdy, dostajesz drugie, już polskie. I tyle. Ani nie wiadomo, jakie przepisy obowiązują w kraju pochodzenia kierowcy, ani tym bardziej, jak jeździ ten kierowca. Tylko wiadomo, choć i to nie do końca, czy był karany, bo musi przedstawić zaświadczenie o niekaralności.
Był jakiś wymóg, że obcokrajowiec musiał być przynajmniej pół roku w Polsce, żeby dostać nasze prawo jazdy. Chodziło o to, żeby kierowcy z zagranicy opatrzyli się, jak to wszystko u nas wygląda. Ale samo opatrzenie nic nie daje. Dlaczego? Bo powiedzmy jest w Polsce od trzech miesięcy, później przez trzy miesiące rozwozi jedzenie i już jest pół roku i legalnie dostaje prawo jazdy. A tymczasem nikt nie weryfikuje ani umiejętności, ani znajomości przepisów.
Miałeś jakąś konfliktową sytuację z kierowcą z zagranicy?
Przyjeżdżają do Polski ludzie z Azji, którzy u siebie jeżdżą pod prąd, przepisy mają gdzieś, a czerwone światło traktują jako opcję. Swego czasu miałem niezbyt przyjemną sytuację, kiedy taki przyjezdny jechał prosto na mnie. Tych ludzi przynajmniej powinno wysyłać się na egzamin. A teraz w sumie mamy praktycznie anarchię.
Rozmawiałem z kilkoma policjantami i oni są bardzo cięci na nich. Nawet jak mi zdarzy się jakieś wykroczenie, to traktują mnie życzliwie. W przypadku obcokrajowców już tak nie jest. Rozwiązaniem problemu pewnie byłoby wymuszenie zdawania egzaminu, ale żadna z firm, która zatrudnia kierowców, nie weźmie na siebie tych gigantycznych kosztów. Powstaje pytanie, czy stać takiego lub innego przyjezdnego kierowcę na zapłacenie trzech-czterech tys. zł za prawo jazdy?
Odnośnie wynajmu auta jest jeszcze jedna uwaga, mianowicie nie interesuje cię nic więcej, czyli żaden serwis, opony itd., a w razie stłuczki tracisz tylko kaucję — ta też zależy od firmy, ale zazwyczaj wynosi ok. tysiąc zł — ale miesięcznie musisz zarobić kilka tys. zł na sam wynajem pojazdu. Chcąc utrzymać poziom zarobków na odpowiedniej wysokości, takim jak w przypadku korzystania z prywatnego samochodu, najpierw musisz zarobić na koszt wynajmu. I wtedy zasuwasz jak taki chomik w kołowrotku.
Ile zarabia kierowca Ubera i Bolta? Lepiej jeździć na Uberze czy na Bolcie?
Dlaczego?
Bo nawet jak mało jeździsz, to i tak musisz płacić za wynajem. Tygodniowo przychody sięgają ok. 2400 zł, tyle mniej więcej wychodzi, jak jeździsz dziewięć godzin dziennie. Ale od tego trzeba odliczyć koszty, nie tylko paliwa. Dlatego kierowcy jeżdżą nawet po 12-14 godzin. Łatwiej mają ci, którzy jeżdżą na lotnisko, bo mają wtedy większe zarobki.
I teraz, uwaga, hit! Jechałem kiedyś z pasażerem, któremu kierowca chwalił się, że jeździł non-stop - nie pamiętam - 48 albo 36 godzin. I tu dochodzimy do kolejnego problemu. Który człowiek będzie w stanie jeździć bez przerwy choćby przez 36 godzin?
Jestem doświadczonym kierowcą i kiedyś spróbowałem czegoś takiego. Sprawdziłem na sobie, że granica, gdzie jestem w stanie w odpowiedni sposób reagować, jeśli chodzi o refleks i całą resztę związaną z prowadzeniem pojazdu, wynosi 10-12 godzin. Mówimy tutaj cały czas o jeździe w cyklu miejskim. Wiąże się to z przebiegiem około 300 km.
Czy kierowcy Ubera i Bolta mają ograniczenie godzin pracy?
Dziewięć godzin jazdy to ograniczenie w przypadku zawodowych kierowców, np. ciężarówek
Tak, tylko kierowca tira ma w międzyczasie możliwość odpoczynku. A tu jest tak, że nie odpoczywasz. A przy 12. godzinie naprawdę jest już ciężko z koncentracją. Wieczorem często słyszałem od pasażerów, że od niektórych kierowców czuć było alkohol, zapach palonej marihuany, inni z kolei mieli rozszerzone źrenice, itd., bo fizycznie nie są w stanie jeździć tyle godzin. Jeszcze inni mówili, że krzykiem budzili kierowcę zjeżdżającego z ulicy do rowu lub zwyczajnie na pobocze.
I żaden ze zleceniodawców tego nie kontroluje?
Nie, bo taki kierowca pojeździ kilka godzin dla jednego zleceniodawcy, a później przyjmuje kursy od innego. Wiele samochodów też w ogóle nie stygnie, bo na zmianę jeździ nimi kilku kierowców. Jak jeden kończy pracę, to nawet nie wyłącza silnika, bo za kierownicę od razu wsiada kolejna osoba. Z tą zmiennością kierowców i korzystaniem z podobnych do siebie aut wiąże się jeszcze jeden problem, a raczej zagrożenie.
Jak bronić się przed zagrożeniami? Zawsze sprawdź, czy wszystko się zgadza w aplikacji
Zagrożenie? O czym mówisz?
Cały czas istnieje ryzyko, że za kierownicą auta siedzi ktoś inny, niż osoba, która miała po ciebie przyjechać.
Problem jest tym bardziej poważny, że wielu przewoźników korzysta z takich samych modeli samochodów, które często różnią się tylko numerem rejestracyjnym. I jeśli nie sprawdzisz numerów, czy są zgodne z tymi, które widnieją przy zamówieniu w aplikacji, to tak naprawdę jedziesz z przypadkowym kierowcą. I tu zaczynają się niebezpieczne sytuacje.
Co konkretnie masz na myśli?
Teraz trochę się to uspokoiło, ale jeszcze do niedawna zdarzały się przypadki, że po pasażera, np. kobietę, która zamówiła przejazd, podjeżdżały dwa samochody. Jeden to ten właściwy, który został zamówiony. Ale chwilę przed nim pojawiało się inne takie samo auto.
Kierowca pytał pasażerkę, np. czy to pani Monika. Kobieta - niejednokrotnie na lekkim lub nawet mocnym rauszu - potwierdzała, że tak i wsiadała. Kierowca wywoził ją do lasu, gdzie później z kolegami robił co chciał, po czym zostawiali ją na pastwę losu.
Tymczasem zaraz po tym, gdy podstawiony kierowca zabierał klienta, podjeżdżał ten właściwy. Później zgłaszał, że pasażer się nie pojawił, więc zamykał przejazd i koniec. On był czysty, kurs nie odbył się z winy zamawiającego. A zamawiający nie ma kogo szukać, bo nawet nie wie, z kim jechał. Pasażerowie wciąż nie mają świadomości, że gdy wsiądą do auta, do którego nie powinni wsiąść, tracą jakąkolwiek ochronę.
Sam miałeś jakąś niebezpieczną sytuację?
Swego czasu wiozłem trzy dziewczyny z zagranicy. W pewnym momencie podjechało do mnie autem dwóch mężczyzn. Zaczęli coś do mnie pokazywać - to był środek nocy - i myślałem, że może chcą zapytać o drogę. A oni zaczęli pokazywać na dziewczyny i żebym się zatrzymał. Odjechałem, ale wtedy próbowali podjechać to z jednej, to z drugiej strony, migać światłami.
Dziewczyny były przerażone. Szybko po angielsku potwierdziłem, gdzie mam je zawieźć i powiedziałem, że jak tylko się zatrzymam, mają szybko uciekać do domu. Podjechałem od strony, od której znajdowało się wejście, ponieważ z drugiej strony auta już czekali owi dżentelmeni. Tym razem te dziewczyny miały dużo szczęścia, że ktoś chciał zaryzykować, aby one uniknęły nieszczęścia.
Można jakoś uniknąć tego typu niebezpiecznych sytuacji?
Tak jak mówiłem, klienci nie zdają sobie sprawy z tego - o tym koniecznie trzeba głośno powiedzieć - że dopóki wszystko się zgadza, tj. numer rejestracyjny, personalia kierowcy, licencja, to są bezpieczni, bo wszystkie informacje zapisywane są na serwerach. Nawet jeśli kierowca się zatrzyma, to system wie, kiedy i gdzie to zrobił.
Dlatego jak wsiądziesz do auta i kierowca powie, "a to może anuluj przejazd, pojedziemy wtedy za mniejsze pieniądze", pod żadnym pozorem nie można się na to zgodzić, bo wtedy ten pasażer już w systemie nie widnieje. Jak jedzie mężczyzna, to zazwyczaj sobie poradzi i faktycznie w tego typu przypadkach głównie chodzi o zrobienie lewizny. Ale jak jedzie dziewczyna, może to mieć fatalne konsekwencje.
Masz jakąś radę, w jaki sposób można uniknąć tych niebezpiecznych sytuacji?
Dziewczyny muszą wiedzieć, że jak idą na jakąś imprezę, to jedna z nich zawsze musi być trzeźwa. Zawsze!
Kiedyś w nocy podjechałem pod jeden z klubów i tam dwie dziewczyny prowadziły trzecią, która ledwo trzymała się na nogach. Okazało się, że ktoś podał jej pigułkę gwałtu. Zabrałem je i już w trakcie jazdy widziałem, że dziewczyna jest w strasznym stanie. Powiedziałem, żeby koleżanki zadzwoniły do jej mamy, a gdy dotarliśmy do celu, zaniosłem tę dziewczynę do domu. Gdyby te dziewczyny trafiły na amatorów łatwej zdobyczy, to te dwie zostałyby pewnie pobite, a tamta stała się ofiarą bandy zwyrodnialców.
Innym razem, również w nocy, pomogłem chłopakowi, który już ledwo dawał radę prowadzić swoją koleżankę. Też byli w jakimś klubie i jej też ktoś coś podał. Wniosłem tę dziewczynę po schodach i zostawiłem w domu. Dlatego wiem, że dziewczyny nie mogą nigdy wracać w pojedynkę.
Często jeździsz nocą?
Jeśli to możliwe, unikam. Zdarzały się krzywe akcje z niemoralnymi propozycjami (mam rodzinę i nie potrzebuję innych "atrakcji"), półnagimi kobietami wsiadającymi do samochodu, itp. Generalnie wiele kobiet, takich powiedzmy po trzydziestce, na koniec tygodnia czy miesiąa pracy, idzie gdzieś imprezować i po alkoholu puszczają im hamulce.
Słyszałem o przypadku, kiedy zawiesili taksówkarza, bo ten nie chciał brać udziału w erotycznej "zabawie" zaproponowanej przez pasażerkę. Kobieta później oskarżyła go o molestowanie. Dlatego część kierowców ma monitoring w kabinie, żeby móc się wybronić. Ja z kolei unikam nocnych kursów i to nie dlatego, że warunki pracy są gorsze, tylko dlatego, że nocą jest więcej problematycznych pasażerów.
Ile kursów robi kierowca w godzinę?
W ciągu dnia, jak nie ma problematycznych pasażerów, ile kursów możesz zrealizować w godzinę?
Od dwóch do czterech. Jeśli masz krótki przejazd, załóżmy taki dwu-, czterokilometrowy, to w ciągu godziny możesz zrobić nawet cztery takie trasy.
A które zlecenia są lepsze, te na krótkich dystansach, czy jednak dalsze trasy?
Zależy. Ja nie przepadam za długimi przejazdami, dlatego, że jak wylatujesz załóżmy na Wawer czy do Izabelina, to stamtąd czasami nie ma jak wrócić. Słyszałem od innych kierowców, że w dobrej sytuacji są ci, którzy w ocenie algorytmów, np. Ubera są wierni tej sieci, bo wtedy, gdy pojawia się jakiś kurs w pobliżu, taki wiarygodny kierowca jako pierwszy jest o nim informowany.
Na peryferiach zewnętrznych, powiedzmy Marki, Ząbki, Łomianki, Izabelin, Ożarów, jest dużo więcej Ubera. Bolt jest dość mocny w samej Warszawie, w centrum i w obrębie stolicy. Gdy kierowca Bolta wyjedzie poza Warszawę, może mieć problem, żeby znaleźć klienta na powrót.
Także przejazdy po Warszawie są mniej i bardziej opłacalne. Dłuższe przejazdy gwarantują ci na przykład to, że dostaniesz te kilkadziesiąt złotych za przejazd. Ale ryzykujesz. Albo kogoś zabierzesz, albo kolejne 20 minut wracasz do Warszawy tylko po to, żeby była większa szansa na kolejny kurs.
Lepiej może zatem brać kursy daleko poza Warszawę?
Wbrew pozorom to niekoniecznie jest opłacalne. Jeśli masz do przejechania w jedną stronę ok. 130 km, możesz zarobić, powiedzmy, 300 zł. Ale przejazd tam i z powrotem zajmuje przynajmniej pięć godzin, co daje 60 zł za godzinę. Tyle samo zarobisz, nie wyjeżdżając poza Warszawę. A przy dalekiej trasie dochodzą jeszcze koszty eksploatacji, bo spalisz więcej paliwa, szybciej trzeba będzie serwisować auto, itd.
Dlatego czasami kierowcy potrafią odrzucić nawet kurs, za który dostaliby, powiedzmy 700 zł. Jak jedziesz daleko musisz zatankować, coś zjeść, a jak jedziesz nocą, to na chwilę gdzieś się zdrzemnąć. To jest bez sensu, tym bardziej, że przy dalekich kursach niemal na pewno wracasz "na pusto". No i do tego dochodzi jeszcze ryzyko, jak jedziesz za gotówkę, bo nie wiadomo, czy ktoś nie ucieknie.
Miałeś już taką sytuację, żeby klient uciekł bez płacenia za przejazd?
Tak zdarzyło się, ale w przypadku kursów realizowanych dla Ubera lub Bolta, nie ma z tym problemu. Po prostu zgłaszasz od razu, że klient nie zapłacił i uciekł i sieć obciąża wtedy tą kwotą klienta. Wydaje mi się, że blokują mu konto, dopóki się nie rozliczy, np. przy najbliższym przejeździe musi zapłacić najpierw za ten, kiedy uciekł. A kierowca dostaje rekompensatę w pełnej wartości, jaka miał być zapłacona.
Do taksówek i uberów też wsiadają niewidzialni klienci ze skarbówki
Zdarzyło mi się już nie raz, nie dwa, że zamówiłem kurs, dostałem informację, że kierowca już do mnie jedzie, a po chwili otrzymałem kolejne powiadomienie, że kurs został odwołany. Z czego to wynika?
To proste. Kierowcy trafił się lepszy kurs albo ktoś machnął na niego i wolał zabrać pasażera z ulicy. Ta druga opcja według niektórych kierowców jest nawet korzystniejsza. W aplikacji masz wskazaną cenę za przejazd. Jak ktoś złapie przejazd z ręki, to możesz dogadać się na niższą kwotę, która w całości trafia do ciebie. Kierowca nawet nie nabija takiego kursu na kasę, tylko dogaduje się z klientem. Tylko że to jest ryzykowne, bo jak akurat trafisz na kontrolę - a zdarzają się tacy tajemniczy klienci, którzy później okazują się kontrolerami skarbowymi - to płacisz pięć tys. zł kary.
Da się tej kary uniknąć?
Tak, wystarczy poprosić, żeby klient w aplikacji wpisał, skąd i dokąd chce jechać, wtedy ten kierowca, którego zatrzymał, jest najbliższym i po zaakceptowaniu przejazdu ruszają w drogę. Zawsze można, że tak powiem, wybrnąć z tego uczciwie i bez kłopotu.
Pięć tys. zł kary dla kierowcy to dużo?
Odpowiem tak. Średnio na godzinę kierowca zarabia między 50 a 60 zł, nie licząc nie wiadomo jakich imprezowych tematów. Z reguły w ciągu dnia zarabiasz 500-600 zł. Ale od tej kwoty trzeba odliczyć podatek i paliwo, a to oznacza, że zostaje ci na rękę jakieś 380-400 zł.
Jeżdżąc przez pięć dni w tygodniu, możesz zarobić nawet osiem tys. zł, ale jeśli nie masz swojego auta, tylko wypożyczone od partnera, musisz jeszcze odliczyć koszt wynajmu samochodu. Miesięcznie kierowca Ubera przeciętnie zarabia ok. pięć tys. zł, chyba, że jeździ po kilkanaście godzin przez sześć czy nawet siedem dni w tygodniu. Wtedy oczywiście więcej.
I teraz wracam do taksówkarzy. Oni tak naprawdę robią to samo, co my, tylko że stawki taksówkarskie są absurdalne. Na taksówce musi być przyklejona informacja, że maksymalna stawka za kilometr wynosi pięć zł. W przewozach jak wyjdzie dwa zł za kilometr, to jest dobrze.