Jedną z nielicznych zmian w prawie, którymi poprzednia władza, zamiast utrudnić, ułatwiła nam życie, było zezwolenie posiadaczom prawka kat. B na jazdę motocyklami o poj. do 125 cm3. Bardziej liberalne nowe przepisy weszły w życie w sierpniu 2014 roku. O ile ta dobra zmiana od początku miała mnóstwo zwolenników, o tyle równie często słychać było zagorzałych jej przeciwników.

Wielu ekspertów zajmujących się bezpieczeństwem w ruchu drogowym z zatroskaną miną przekonywało, jak złe i nieodpowiedzialne jest nowe prawo. Wieszczono, że będziemy mieli setki, jeśli nie tysiące zabitych, kalek, nie mówiąc o autach porysowanych przez nieumiejących jeździć motocyklistów.

Na argument, że przecież w wielu innych krajach Europy takie przepisy funkcjonują z powodzeniem od lat, odpowiadano stwierdzeniem: „Może i tak, ale Polacy do tego nie dorośli”. Zupełnie jakbyśmy byli narodem jakiegoś gorszego sortu. O tym, jak bardzo wszyscy ci przeciwnicy się mylili, świadczą najnowsze dane o wypadkach z udziałem motocyklistów odniesione do liczby nowych pojazdów.

Wraz z wprowadzeniem nowych przepisów sprzedaż motocykli poszybowała w górę, co było do przewidzenia. W porównaniu z rokiem 2013 w 2015 zarejestrowano prawie dwa razy więcej jednośladów (odpowiednio 46 052 i 82 122 sztuki), z czego ponad połowa to właśnie „125-ki”!

Już sam tak dynamiczny, nienotowany w branży od lat wzrost mógłby odbić się niekorzystnie na poziomie bezpieczeństwa na drogach. Nawet gdyby założyć, że nowi kierowcy mieliby uprawnienia kat. A1, A2 lub A. Stało się jednak coś odwrotnego.

Ubiegły rok był dla motocyklistów najbezpieczniejszy od lat. Liczba ok. 2400 wypadków rocznie z ich udziałem, która utrzymywała się od 2010 r., w 2015 spadła do 2136. W porównaniu z rokiem 2014 było o 18,3 proc. mniej zabitych i 13,3 proc. mniej rannych. Widać trend spadkowy, który jest silniejszy niż w przypadku wypadków z udziałem innych pojazdów.

Wytłumaczeniem tego paradoksalnego zjawiska może być psychologiczna zasada kompensacji ryzyka. Według niej, im mniej pewnie i bezpiecznie czuje się człowiek (także podświadomie), tym ostrożniej się zachowuje. Właśnie tak postępuje początkujący posiadacz „125-ki”, który nie ukończył żadnego kursu nauki jazdy. Świadomy swoich ograniczeń i z obawy o życie (a także o swój pojazd) jeździ być może mało wprawnie, lecz za to bezpiecznie.

Sukces liberalizacji przepisów w tej kwestii powinien zachęcić obecne władze do pójścia za ciosem. Może by tak np. znieść limity prędkości na autostradach? Chyba nie jesteśmy gorsi od Niemców, którzy mają odcinki dróg bez ograniczeń szybkości?

Naszym zdaniem

Jazda na „125-ce”nie jest szczególnie trudna. Osoba znająca przepisy ruchu drogowego w ciągu kilku dni może opanować taki pojazd i poruszać się nim bezpiecznie. Zwłaszcza jeśli jest to skuter. Potwierdzają to statystyki wypadków z udziałem motocyklistów.