DOMINIK LUTOSTAŃSKI: Spotkamy się na koniec 2022 roku, ale to początek był dla pana znakomity. Zajął pan trzecie miejsce w Rajdzie Dakar. Jak wiele ono znaczyło?

KAMIL WIŚNIEWSKI: Znaczyło naprawdę dużo. Od zawsze chciałem stanąć na podium Rajdu Dakar. To było moje marzenie, odkąd tylko zacząłem w nim startować. Udało mi się to w końcu osiągnąć w 2022 roku, ale już teraz mogę powiedzieć, że w najbliżej edycji nie będę chciał z niego spaść! Z roku na roku moja statystyka się podnosi. Idę w górę, więc plan jest taki, żeby w tym rajdzie zająć drugą pozycję. Będę do tego dążył. Na pewno będę walczył o to, żeby nie opuścić podium.

Niektórzy Rajd Dakar nazywają kwintesencją życia. A czym dla pana są te zawody?

Zgodzę się z tymi słowami. Zdecydowanie Dakar to kwintesencja życia. Na dojazdówkach ma się czas, żeby przemyśleć całe swoje dotychczasowe życie. Ja już zdążyłem je przemyśleć sześć razy, bo tyle razy już jechałem w Dakarze, a teraz czeka mnie siódmy raz. Zapowiada się, że będzie to najtrudniejszy start z dotychczasowych. Jednak przygotowania do niego trwały cały sezon. Kiedy kończyłem poprzedni Dakar, myślałem już o tym, co będę robił przez cały rok, żeby jak najlepiej przygotować się do kolejnego. Wiąże się z tym bardzo dużo przemyśleń, bo jest to bardzo ciężki rajd, ale odpowiednie przygotowanie pozwala być nastawionym optymistycznie.

Ciekawią mnie te przemyślenia, jakie pojawiają się w pana głowie między odcinkami?

Po każdej dojazdówce myślę o poprzednim odcinku. Staram się cały czas udoskonalać, więc zastanawiam się, jak mogę poprawić swoje treningi, co będę jadł, jaki sprzęt się przyda. Zdarza się, że myślę o całym nadchodzącym sezonie, bo przecież my zaczynamy go już w styczniu. Planuję starty, czas, to, jak go zorganizować. Pojawia się naprawdę wiele myśli i planów, które potem w trakcie sezonu realizuję.

Jak przy tym wszystkim zachować koncentrację na trasie?

To trudne. Rzeczywiście trasy bywają niebezpieczne. Codziennie jedziemy inną drogą, czasami taką, którą nikt wcześniej się nie poruszał. Są odcinki, gdzie nie ma żadnych dróg. Dlatego na każdym etapie trzeba być maksymalnie skoncentrowanym.

Marzenie o Dakarze pozostałyby pewnie tylko marzeniami, gdyby nie wsparcie sponsorów. Jak ono jest dla pana ważne? Jest pan zawodnikiem ORLEN Team.

Jest bardzo istotne. Bez takiego wsparcia nie udałoby mi się na pewno wystartować w Rajdzie Dakar. Jest to bardzo kosztowny rajd i w dodatku bardzo wymagający. Dzięki wsparciu jestem odciążony, mogę skupiać się na samym rajdzie i na modyfikacjach w quadzie. Jest to naprawdę spore psychiczne udogodnienie, gfy wiem, że przyszłym roku będę mógł znów wystartować w kolejnym Dakarze, nie szukając żadnego dodatkowego budżetu.

Znakomicie też pan wszedł w tegoroczny Puchar Świata. Zwycięstwo dobrze prognozuje przed tym Dakarem.

Wiadomo, że wygrana jest celem nadrzędnym, który chciałoby się osiągnąć. Ja jednak do tego wszystkiego staram się podchodzić z chłodną głową. Staram się przesuwać o tę jedną pozycję i to mi wychodzi. Wiadomo, że trzeba mieć dużo szczęścia, żeby się samemu nie uszkodzić ani nie zniszczyć quada. Jeżeli uda mi się stanąć na drugim miejscu podium, to będę bardzo szczęśliwy.

Podczas Dakaru nieraz jedziecie na granicy. Miał pan jakąś sytuację, gdy o mały włos straciłby pan życie?

Miałem taką sytuację na jednym z rajdów. Kiedy jechałem przez wioskę, w pewnym momencie na mojej szyi wylądowała linka. Zawieszona od lewej do prawej strony ulicy. Na szczęście ta lina się zerwała, ale mało brakowało, a straciłbym głowę. Ale kto nie traci głowy, ten jedzie dalej (śmiech).

W jednym z wywiadów mówił pan również o inspiracji Rafałem Sonikiem. Wymieniacie ze sobą jakieś opinie? Dostaje pan porady, jak wygrać Dakar?

Z Rafałem jestem w stałym kontakcie. Dużo rozmawiamy, ale ja też czuję się doświadczonym zawodnikiem, więc mam swoje przemyślenia. Obaj wiemy, że rajd od samego początku musi się do samego końca idealnie ułożyć. Jeśli złapiemy za dużo kapci, gdzieś wkopiemy się w wydmy, to już po nas. Na Dakarze trzeba też mieć szczęście.