Ta próba trwała tylko pół minuty, ale same przygotowania pochłonęły wiele godzin kilkunastu specjalistów. To był crashtest, który nie ma nic wspólnego z tym, który decyduje o gwiazdkach w EuroNCAP. Naprzeciwko siebie stanęły dwa modele samochodów produkowanych w Czechach – mała terenówka Yeti i reprezentacyjna limuzyna Superb.

Yeti został rozpędzony do prędkości 90 km/h, by uderzyć w stojącego (na luzie, bez zaciągniętego hamulca postojowego!) Superba. I co z tego pozostało? Yeti „stanął dęba”, ale się nie wywrócił, Podobnie Super, który został „odrzucony” na bok. Auto zderzyły się połówką swojej szerokości.

Załogę Superba tworzyły dwa manekiny dorosłych oraz jedno 6-letnie i jedno 3-letnie dziecko. W Yeti załogę stanowiły dwie osoby dorosłe, jedno 3-letnie i jedno 1,5-roczne dziecko. Wszyscy nieletni pasażerowie umocowani zostali w fotelikach dziecięcych. Oba samochody wyposażone były w silnik wysokoprężny o pojemności skokowej 2.0 l z sześciostopniową przekładnią manualną.

Oba egzemplarze zostały przed próbą naszpikowane elektroniką, urządzeniami pomiarowymi, a w bagażniku zainstalowano urządzenia rejestrujące zachowanie się manekinów w momencie zderzenia. Nietypowe przy takich próbach było rozpędzenie pojazdów, które zwyczajowo w umocowane są na linach. Tym razem Yeti do 20 km/h pociągnął inny pojazd, a od tego momentu rolę przejął elektronicznie sterowany kierowca, utrzymujący kierunek jazdy i zadaną prędkość, która osiągnięta została na trzecim biegu. Po czym nastąpiło zderzenie ze stojącym Superbem.

W wyniku spotkania dwóch pojazdów częściowo rozbite zostały ich przednie części, znakomicie sprawdziły się strefy zgniotu, a przestrzeń pasażerska pozostała nienaruszona.

"Dziewięćdziesiątka jest stosunkowo dużą prędkością, przy której skutki wypadków są już znacznie odczuwalne. W tym przypadku struktura obu pojazdów umożliwiła zachować dostateczną przestrzeń do przeżycia", wyjaśnia Petr Kraus, szef działu rozwoju elementów bezpieczeństwa w Škoda Auto.

Źródło: Skoda, idnes