Zaczęło się od wpisu na Facebooku. Wydział straży pożarnej ze stanu Wisconsin postanowił przestrzec przed ryzykiem samozapłonu płynu do dezynfekcji rąk zostawionego w nasłonecznionym i rozgrzanym samochodzie. Według strażaków, należy być na takie ryzyko przygotowanym, zwłaszcza teraz, gdy temperatury idą do góry, a lato dopiero przed nami. Notkę opatrzono stosownym zdjęciem, na którym widać kieszeń w drzwiach kierowcy jakiegoś bliżej nieokreślonego auta – plastiki są rozpuszczone, z kieszeni wydobywa się dym. W domyśle – to pozostałości po spalonym pojemniku z odkażaczem. Jak się jednak okazuje, strażacy – mimo iż na pewno chcieli dobrze – to jednak trochę za bardzo się tym tematem... podpalili.

Po pierwsze, płyny do dezynfekcji rąk powstają, owszem, na bazie alkoholu, jednak aby doszło to samozapłonu takiego płynu, to temperatura wewnątrz auta musiałaby osiągnąć co najmniej 300-350 (!) stopni Celsjusza. Jak jednak dobrze wiadomo, wnętrza auta zaparkowanego nawet przez długi czas na otwartym słońcu, nie osiągnie zazwyczaj więcej niż 70 stopni. Oczywiście, dla żywego organizmu (człowiek, pies, dziecko) to już i tak warunki niemal zabójcze, ale płyn do dezynfekcji rąk wytrzyma taki skwar bez problemu. Po drugie, płyn na bazie alkoholu najszybciej zapali się w pobliżu otwartego źródła ognia. Na baczności muszą się mieć przede wszystkim ci, którzy np. po solidnej dezynfekcji rąk sięgają np. po papierosa. Ale powiedzmy sobie szczerze – nawet w takim wypadku ryzyko jest minimalne. Żeby nie powiedzieć, że bliskie zera.

Na koniec okazało się też, że i samo zdjęcie, którym opatrzono facebookowy wpis wcale nie pochodzi z Wisconsin, ani nawet z USA. Zrobiono je w Brazylii, przy zupełnie innej okazji.