Ford Transit z Radomia wydawał się idealną propozycją: wersja z niskim dachem, przeszklona, 9-osobowa, w naprawdę dobrym stanie, bez korozji. Pan Marcin po oględzinach na placu w radomskim komisie doszedł do wniosku, że choć auto jest drogie jak na swój rocznik, to warto przepłacić. Zostawił 1500 zł zadatku, pozostałe 38 500 zł obiecał zapłacić przy odbiorze.
Sympatyczny sprzedawca Jacek na druku kasowym wypisał pokwitowanie. Pan Marcin zaczął sprawdzać auto. Okazało się, że pojazd o tym numerze nadwozia fabrykę opuścił nie jako wersja osobowa, lecz jako wydłużony furgon i nie z niskim dachem, lecz z podwyższonym. Mówiąc krótko: auto było kombinowane, może kradzione. Przejeżdżając przez Radom, pan Marcin podjechał do komisu i wyjaśnił siedzącym w kantorku czterem panom, dlaczego prosi o zwrot zadatku, który pobrał od niego pan Jacek.
Pan Jacek? Chłopaki, czy wy znacie jakiegoś Jacka? Chyba się coś panu pomyliło! Z czterema „karkami” rozmawiającymi głośno o wyrokach za rozboje nie ma sensu się wykłócać. Pan Marcin machnął ręką na 1500 zł – i tak był zadowolony, że nie umoczył 40 000 zł i nie dostał w mordę.
Na co jeszcze można liczyć w typowym polskim komisie? Na kłamstwo w żywe oczy co do stanu pojazdu. Ja nic nie malowałem! Ja nie wiem, nie jestem blacharzem! Bezwypadkowy! Przyjechał na kołach, słowo daję – nic tu nie było robione! Opuścimy do 20 000 zł, ale faktura będzie na 13 000 zł. Słowem: patologia i czysty kryminał.
Tymczasem Litwini właśnie wprowadzają przepisy, które mają nieco posprzątać bałagan, który u nich jest podobny do naszego. Od listopada sprzedający muszą na umowie umieszczać szczegółowe informacje o autach: czy mieli nim jakiś wypadek, czy wiedzą o wypadkach w przeszłości, czy sprawne są hamulce, czy auto ma sprawny filtr cząstek stałych i czy nie usunięto z niego katalizatora.
Przydałyby się w Polsce przepisy, które – szczególnie na zawodowych handlarzy – nakładałyby obowiązek szczegółowego opisania stanu auta, najlepiej na standardowym druku, pod rygorem rozwiązania umowy, jeśli te dane okażą się nieprawdziwe.
Panowie handlarze dadzą radę: na samochodach znają się bardzo dobrze i wiedzą, czym handlują. A jeśli zawodowiec nie umie ocenić, czy pojazd miał naprawę blacharską i czy ma jeszcze filtr cząstek stałych, to niech zmieni branżę i handluje marchwią. Proste, prawda?
Naszym zdaniem
W wielu komisach samochodowych czas zatrzymał się kilkanaście lat temu. Obowiązuje zasada: „widziały gały co brały”. Warto wymusić zmiany – nie tylko w interesie klientów, lecz także uczciwych sprzedawców, którzy są w mniejszości.