Cała sprawa rozpoczęła się w grudnia zeszłego roku, kiedy to Trybunał Konstytucyjny uchylił przepisy, które pozwalały odebrać auto z parkingu dozorowanego wyłącznie po zapłaceniu (niemałej kwoty) za holowanie i pokryciu kosztów parkingu. Problem jednak pojawił się we wrześniu 2019 roku, kiedy to z Kodeksu drogowego zniknęły zaskarżone przepisy.

Do niedawna właściciel auta usuniętego z ulicy był karany przed udowodnieniem mu winy. Nawet jeśli auto zostało odholowane niesłusznie, a kierowca nie przyjął mandatu, i tak musiał zapłacić kilkaset złotych za usunięcie auta, żeby móc je odebrać z parkingu depozytowego. Decyzją Trybunału Konstytucyjnego od 13 września miasto musi oddać samochód właścicielowi nawet wtedy, gdy nie zapłacił on za jego odholowanie i przechowywanie.

Obecnie właściciel otrzymuje potwierdzenie wydania pojazdu, które zawiera wezwanie do uiszczenia opłaty, oraz pouczenie informujące, że brak zapłaty spowoduje wszczęcie postępowania cywilnego. Co z tym zrobi, to już jego wola. Jeśli nie zapłaci, miasto musi rozpocząć długą i skomplikowaną procedurę egzekucji administracyjnej.

Kierowcy chętnie korzystają z nowych możliwości

Według stołecznego Zarządu Dróg Miejskich (ZDM) kierowcy dość szybko zaczęli migać się od płacenia. Dziennik.pl dowiedział się, że tylko w okresie od 13 września do 27 października ze stołecznych parkingów depozytowych odebrano 2460 odholowanych wcześniej samochodów. Tylko w 978 przypadkach właściciele zapłacili za koszty holowania i parkingu przy odbiorze aut. Oznacza, to że ściągalność spadła ze 100 do 40 procent.

Pozostałe 1428 spraw musi zostać przekazana do dalszej egzekucji administracyjnej, a ta nie jest ani prosta, ani szybka. W innych miastach skala problemu jest znacznie mniejsza, ale tam zwykle usuwa się zaledwie mały procent tego co w Warszawie. Dla przykładu w Gdańsku od 19 września do 28 października na parkingi depozytowe odholowano 144 pojazdy – tam tylko 6 proc. właścicieli nie zapłaciło od razu za koszty holowania i przetrzymania.

Pytanie jest, czy warszawiacy aż tak źle parkują, czy może służby stolicy są nadgorliwe. Patrząc na to, jak bardzo skomplikowała się sprawa ściągalności należności za usunięcia pojazdów, można przypuszczać, że stolica straci zapał do tego typu interwencji, bowiem nieściągnięte koszty holowania obciążą budżet miasta, a egzekucja administracyjna może trwać nawet kilka miesięcy.

Warszawa zatrudnia już nowych urzędników do ściągania należności

Dziennik dowiedział się, że ZDM dostał już zgodę ratusza na zatrudnienie kolejnych pięciu urzędników do obsługi ściągania należności od kierowców usuniętych aut – aktualnie zajmują się tym dwie osoby, a kolejne trzy prowadzą postępowania administracyjne ustalające wysokość opłat za usunięcie i przechowywanie pojazdów.

W rozmowie z dziennikiem.pl Karolina Gałecka ze stołecznego ZDM stwierdziła, że jeśli przepisy nie zostaną szybko zmienione, dość szybko mogą pojawić się problemy ze ściągalnością. Co prawda starosta (prezydent miasta) ma aż pięć lat na ustalenie należności i wydanie decyzji administracyjnej, ale według Gałeckiej brak uproszczonych procedur ściągalności takich opłat oznacza, że miasto dość szybko utonie w lawinowo rosnącej liczbie egzekucji i biurokracji.