Konieczność nieustannego wprowadzania nowości to reguła, która rządzi współczesnym handlem. Nie wiedzieć czemu, ciągły pęd ku zmianom to coś, co od lat promują koncerny, a klienci w końcu uznali za niezbędne. Sycimy się nowościami i ich oczekujemy. Nawet, gdy nie specjalnie ma to sens. Tak, jak w przypadku Lexusa IS, który właśnie został odświeżony, a przecież i tak wyglądał doskonale i wyróżniał się na tle – co tu dużo mówić – nudnych, niemieckich limuzyn. Owszem, świetnie zrobionych i dopracowanych w szczegółach, ale mało porywających. Limuzyna Lexusa potrafi wzbudzić zaś emocje, i to pozytywne.
Na szczęście IS-ie uniknięto wprowadzania zmian na siłę. Dla zasady. Modyfikacje wyglądu sedana Lexusa można porównać z tymi, które wprowadza Fiat w swojej „pięćsetce”. To drobne korekty, które nie zmieniają charakteru samochodu. Mamy więc odświeżony grill, nowe LED-owe reflektory i tylne lampy wykonane w tej samej technice. Pozostały natomiast charakterystyczne dla IS-a obecnej generacji ostre linie. Widać, że to auto o sportowych aspiracjach.
Niewielkie, lecz dość istotne zmiany wprowadzono też w kabinie. Po pierwsze, nieznacznie poprawiła się jakość materiałów wykończeniowych. Dotąd odstawały one pod tym względem od niemieckiej konkurencji, lecz zmieniono twarde plastiki na środkowej konsoli na lepsze, dodano też efektowne przeszycia na skórzanych obiciach, co od razu sprawia korzystne wrażenie i skutecznie tuszuje drobne uchybienia. Nowe są też detale wpływające na funkcjonalność. To przykładowo poprawione uchwyty na kubki, czy też większy podłokietnik, który – w odróżnieniu od dotychczasowego – faktycznie może pełnić swoją funkcję.
Kolejna nowość to opcjonalny, 10,3-calowy ekran systemu multimedialnego (standard to 7 cali). W opcji jest też system nawigacyjny ze sterownikiem Remote Touch, który działa lepiej niż w dotychczasowym IS-ie: płynniej i bardziej przewidywalnie. Inna rzecz, że grafika tego systemu nadal trąci myszką i przywodzi na myśl interfejs konsol do gier sprzed kilku lat. Jeśli już konsole mają być tu wzorem, to może informatycy Lexusa sięgnęliby po najnowsze PS4? Z kolei jakość dźwięku pozostaje bez zmian, przynajmniej w wariantach z 15-głośnikowym systemem Mark Levinson. Jest naprawdę bardzo dobra. Natomiast Lexus zapewnia, że w tańszych wersjach, z dziesięcioma głośnikami firmowanymi przez Pioneera mamy teraz o wiele lepsze brzmienie. Niestety, nie mieliśmy okazji się o tym przekonać.
W ramach kuracji odmładzającej zmieniono też szczegóły, które mają sprawić, że jakość prowadzenia będzie lepiej współgrać z wyglądem nadwozia. Po pierwsze, poprawiono zawieszenie, w którym zastosowano większą liczbę lekkich elementów z aluminium oraz wysokowytrzymałej stali, Ma to zmniejszyć nieresorowaną masę i zwiększyć sztywności konstrukcji. Zmienione też zostały parametry sprężyn, amortyzatorów i poprzecznych stabilizatorów. Dzięki temu Lexus IS – według jego konstruktorów – ma się prowadzić tak dobrze, jak nigdy dotąd. Coś w tym jest, bo podczas jazd testowanych można zauważyć, że wprawdzie auto nie straciło nic ze swego komfortu, ale – pod wyłączeniu elektroniki – zdaje się lepiej reagować na ruchy kierownicą. Stało się także bardziej przewidywalne w sytuacjach, gdy przesadzimy z prędkością na zakręcie albo zahamujemy lub wciśniemy gaz do oporu w złym momencie, co mogłoby spowodować bardzo nerwową reakcję, a nawet opuszczenie założonego toru jazdy. Krótko mówiąc, Lexus stał się bardziej przewidywalny.
Oczywiście na co dzień, zaawansowane zawieszenie wspomagane jest elektroniką, bez której nie obejdzie się w żadnym nowoczesnym samochodzie. Komputery dbają więc o eliminowanie poślizgu i utrzymanie właściwego toru jazdy. Inżynierowie zapewniają, że systemy te zostały ta skalibrowane, by ich interwencja była niemal niezauważalna dla kierowcy. W sumie, chodzi o to, by każdy poczuł się jak mistrz kierownicy, nawet nie wiedząc, jak wiele pomocy otrzymuje ze strony elektroniki, która zbiera informacje z mnóstwa czujników i wprowadza korekty, m.in. za pomocą hamulców.
Z kolei w silniki pozostały nie zmienione. Nadal sprzedawane będą dwa warianty, czyli hybrydowy 300h oraz benzynowy 200t. W pierwszym z nich za napęd służą 2,5-litrowy silnik pracujący w cyklu Atkinsona oraz wspomagająca go jednostka na prąd – wszystko razem spięte przekładnią planetarną z dużym alternatorem. Łączna moc tego układu wynosi 223 KM. To rozwiązanie gwarantujące dużą trwałość (np. nie ma sprzęgła), ale bywa ono irytujące na trasie – gdy trzeba szybko przyspieszyć bezstopniowa przekładnia sprawia, że słyszymy potępieńcze wycie silnika pracującego na wysokich obrotach. A osiągi? Prędkość maksymalna hybrydy to 200 km/h, a czas przyspieszania do setki – 8,3 s.
Naszym zdaniem to jednak silnik z modelu 200t bardziej pasuje do sportowego charakteru auta. Ma on 245 KM, 350 Nm momentu obrotowego i znakomicie współpracuje z 8-biegowym automatem, który – w trybie sportowym – bardzo szybko zmienia przełożenia. Milisekundy urwano kosztem drobnych szarpnięć, ale cóż – coś za coś. Do wyboru jest zresztą także tryb „normal”, w którym skrzynia działa idealnie płynnie. Inne opcje to ustawienie ekologiczne oraz – w autach z amortyzatorami o zmiennym tłumieniu (czyli szczególnie w wersji F Sport) – Sport S i Sport S+. W odnowionym Lexusie IS mamy też możliwość samodzielnego ustawienia m.in. parametrów zawieszenia oraz reakcji na gaz. Poza tym, wersja benzynowa jest szybsza – może jechać 230 km/h, a od 0 do 100 km/h rozpędza się w 7 s. I jeszcze jedno: silnik z turbo pozwala przyspieszać płynnie, z odpowiednim klangiem i miłym dla ucha odgłosem wrzucania wyższego biegu. Tak, hybryda jest bardziej pragmatyczna, ale jednostka benzynowa da o wiele więcej emocji.
Na koniec, bardziej dla porządku niż z konieczności, wspomnijmy jeszcze o systemach zwiększających bezpieczeństwo. W IS-ie znajdziemy m.in. tempomat z radarem, system ostrzegający o bezwiednym opuszczaniu pasa ruchu, automatyczne światła drogowe, czy też kamery odczytujące znaki. Te gadżety są jednak na pokładzie wielu innych modeli. Lexus tym akurat nikomu nie zaimponuje.
Czy warto jednak kupić Lexusa zamiast Audi, BMW lub Mercedesa. Owszem, jeśli jego zalety trafiają w nasz gust, a wady akurat są nie istotne. Plusy IS-a to efektowna stylizacja, trwały napęd hybrydowy, bogate wyposażenie standardowe, trzy lata gwarancji... Pewnie znalazłoby się jeszcze kilka kolejnych. Jego najważniejszy minusem jest zaś fakt, że nie jest to niemiecki sedan. Tylko czy to naprawdę wada?