Całe zdarzenie miało miejsce w listopadzie ubiegłego roku. Do jednego z warsztatów podjechały dwie kobiety z prośbą o pomoc w wymianie żarówek. Co prawda właściciel serwisu, który tego dnia musiał wyjść wcześniej do lekarza, wykonał już dzienny raport fiskalny, a więc nie powinien już przyjmować wpłat od klientów, jednak na prośbę kobiet postanowił im pomóc. Pracę zlecił jednemu z mechaników i wyjechał z warsztatu. To był początek kłopotów jego i pracownika.

— Panie poprosiły o wymianę żarówki. W jednym z przednich reflektorów odłączona była wtyczka, więc ja podłączyłem. One wtedy stwierdziły, że chodzi o tylne światła. Zdemontowałem lampę, a tam w ogóle nie było żarówki. Spytałem je, czy mają żarówkę. Odpowiedziały, że nie. Powiedziałem, że w takim razie będzie kłopot, bo nie mamy takich żarówek. Warsztat nie prowadzi sklepu z częściami. One jednak nalegały, prosiły, mówiły, że jadą w trasę. Przeszukałem więc moje prywatne części. Jedna z żarówek pasowała, więc ja zamontowałem. Panie zapytały, ile płacą. Odpowiedziałem: "da pani jakieś 10 złotych". Jedna z kobiet dała mi 20 złotych. Nie miałem wydać, więc z samochodu przyniosła 10 złotych. Chciałem im pomóc, bo mówiły, że jadą w trasę. Dałem im moją prywatną żarówkę — relacjonował dziennikarzom Gońca Bartoszyckiego pracownik warsztatu.

Chwilę później panie przedstawiły się, jako kontrolerki urzędu skarbowego i przyznały, że jest to prowokacja. Pracownice urzędu skarbowego zaproponowały mandat w wysokości 500 zł dla właściciela warsztatu za brak paragonu fiskalnego na kwotę 10 zł. Właściciel próbował tłumaczyć, że pracownik nie jest uprawniony do obsługi kasy fiskalnej i że na kasie zrobił już raport dzienny, a pracownik dał im prywatną żarówkę. To jednak nie pomogło, kobiety nie odpuszczały, więc właściciel namówił pracownika do odmowy przyjęcia mandatu.

Sprawa trafiła do sądu. Mechanik został przesłuchany w Bartoszycach i uznany za winnego wykroczenia, ale sąd odstąpił od ukarania go grzywną. Niestety, to nie był koniec sprawy, bo naczelnik Urzędu skarbowego w Bartoszycach złożył odwołanie. Sprawa się odbyła, ale sąd podtrzymał swoją wcześniejszą decyzję.

Naczelnik US jednak nadal się nie poddawał i złożył apelację do sadu okręgowego, w której domagał się już ukarania mechanika grzywną w wysokości 600 zł. W uzasadnieniu tłumaczył, że: „wyrok nie spełnia swej funkcji w zakresie prewencji ogólnej i szczególnej" oraz że wyrok bez wymierzenia kary finansowej jest „rażąco niewspółmierny” w stosunku do stopnia społecznej szkodliwości czynu. Przypominamy, że chodzi o 10 zł za prywatną żarówkę!

Naczelnik sugerował też, że wykonanie usług bez wystawienia paragonu jest: „czynem o znacznym stopniu społecznej szkodliwości (...) naraża bowiem Skarb Państwa na znaczne uszczuplenia podatkowe". Sąd okręgowy wyznaczył już termin rozpatrzenia apelacji na 20 listopada.

AKTUALIZACJA: Urząd Skarbowy w Bartoszycach zdecydował się wycofać apelację złożoną do sądu okręgowego. Sprawa jest zatem zakończona: mechanik pozostanie uznany za winnego, ale nie będzie w żaden sposób ukarany.