- Wynajem kurierskiego roweru elektrycznego to wydatek od ok. 100 zł za tydzień
- Za jazdę nielegalną, szybką i niebezpieczną samoróbką trzeba zapłacić 200-250 zł za tydzień
- Pojazdy te mają takie osiągi, że powinny być rejestrowane jako motocykle
- Mają one jednak pedały i łańcuch dla odwrócenia uwagi
- Firmy, które mają taką ofertę, w ogóle się nie kryją z łamaniem prawa
Firma K. zajmująca się wynajmem rowerów elektrycznych na warszawskim Mokotowie ma na Facebooku i w Google’u prawie same dobre opinie. Klienci, których znaczna część to warszawscy kurierzy rozwożący jedzenie i drobne przesyłki, nie mogą się nachwalić jakości obsługi oraz parametrów sprzętu. Firma szczyci się tym, że wynajmowane przez nią "rowery" mogą jeździć w trybie „100 proc. electric” i rozpędzają się do 55 km na godz. Problem w tym, że to nie są rowery, a motocykle bez dokumentów.
Firma K. oczywiście nie jest jedyna. Takich miejsc, gdzie można wynająć elektryczny motocykl udający rower, w samej Warszawie są dziesiątki. To już prawdziwa plaga na miejskich chodnikach i drogach dla rowerów. Ceny są niskie, bo zaczął działać efekt skali, klientów nie brakuje. Kurierzy jeżdżący na ostrym kole (bardzo lekkich miejskich rowerach z jednym sztywnym przełożeniem) to już przeszłość. Teraz kurierzy używają pojazdów silnikowych, które udają rowery elektryczne. Kurier nie musi mieć własnego jednośladu, bo są wypożyczalnie dla takich jak on. 200-250 zł za tydzień. Kaucja 150 zł. Szerokiej drogi!
Przeczytaj także: Ruszyła nowa promocja na paliwo. Minus 28 gr na 39 stacjach w całej Polsce. Mamy listę
Co może rower elektryczny?
Zwykły rower elektryczny jest, zwłaszcza na płaskim terenie, umiarkowanie atrakcyjny – zwłaszcza gdy jeździsz jako kurier albo szukasz wrażeń. Zwykły rower elektryczny nie może mieć manetki z „gazem”, limit mocy silnika to 250 W, a wspomaganie działa jedynie do prędkości 25 km na godz. Owszem, można jechać szybciej, ale wyłącznie poprzez odpowiednio silne naciskanie na pedały lub z górki. Jako że rower elektryczny jest cięższy niż zwykły, rzadko jeździ się na nim szybciej niż 25 km/h. Przepisy nie pozostawiają wątpliwości:
rower może być wyposażony w uruchamiany naciskiem na pedały pomocniczy napęd elektryczny zasilany prądem o napięciu nie wyższym niż 48 V o znamionowej mocy ciągłej nie większej niż 250 W, którego moc wyjściowa zmniejsza się stopniowo i spada do zera po przekroczeniu prędkości 25 km na godz.;
Z tego wynika, że „prawilny” rower elektryczny to fajne rozwiązanie głównie w górach – wspomaganie pozwala na łatwe pokonywanie wzniesień osobom, które na zwykłym rowerze nie dałyby rady albo musiałyby jechać bardzo, bardzo powoli i często się zatrzymywać. W dużym mieście, gdzie podjazdów jest mało, a dystanse duże, aby zapewnić klientom odpowiednie wrażenia, potrzeba czegoś więcej. Firma K. ma się czym pochwalić: „Moc silnika – 1500 W (6 x więcej niż zwykły rower elektryczny)”. Zadowoleni klienci potwierdzają:
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoNa manetce do 50 km na godz. na spokojnie się rozpędza, a V max tego to aż 60 km na godz. przy ostrym pedałowaniu
Po co ta cała ściema z rowerami elektrycznymi?
Rzecz w tym, że rowerem (rower elektryczny spełniający ustawowe wymagania podlega tym samym przepisom co zwykły rower) można poruszać się wygodnie po drogach dla rowerów, omijając korki. W wielu sytuacjach można legalnie wjechać na chodnik. Aby jeździć rowerem elektrycznym, nie trzeba żadnych uprawnień. Jedynie osoby niepełnoletnie muszą mieć kartę rowerową, ale i tak nikt tego nie sprawdza.
Wynajęliśmy ze znajomymi rowery. To było coś niesamowitego! Wszystko sprawdzone przez Pana przed wyjazdem. Rower rozpędził się do 55 km na godz. Dawno nie miałam takiej frajdy z roweru. Bardzo polecam!
Tyle, że drogi dla rowerów nie są dostosowane do jazdy z prędkością 50 km na godz. i więcej. Gdy pomiędzy rowerzystami jadącymi 15-25 km na godz. przemykają faceci na elektrycznych motocyklach ważących po 40-50 kg, robi się niebezpiecznie. Jeszcze gorzej, gdy na drodze dla rowerów pojawiają się małe dzieci (to akurat też jest zabronione) – różnice prędkości są takie, że spektakularny wypadek jest tylko kwestią czasu. Ci sami goście, którzy mkną 50 km na godz. „na manetce” po drogach dla rowerów, wielokrotnie nadużywają prawa do jazdy po chodnikach, sprawnie przemykając pomiędzy pieszymi, niemal jeżdżąc im po butach.
Ile waży rower elektryczny?
Najnowsze, lekkie rowery elektryczne zbudowane z kompozytów węglowych ważą od ok. 14 kg, jednak jest to luksus za duże pieniądze. Masa legalnych, tańszych rowerów miejskich i trekkingowych z łatwością sięga 25 kg, niektóre są nawet cięższe. Legalny rower elektryczny ma zwykle baterię o poj. 400-600 Wh, rzadko mniej (bo za mało) lub więcej (bo za ciężko – sama bateria o poj. 500 Wh waży ok. 4,5 kg). „Kurierskie” rowery mają jednak baterię o poj. nawet 1200 Wh, przy czym w zależności od wymagań klienta można zamontować jedną lub dwie takie. Masa tego sprzętu często znacząco przekracza 40 kg, a są i samoróbki o masie 70-80 kg. To już motocykle – także „w masie”.
Co do mocy, to firma K. dowodzi, że rynkowy standard "rowerowy" to 750 W (trzy razy więcej niż pozwala prawo), u nich jest sześć razy więcej, a więc lepiej.
Kurier na nielegalnym elektryku: co mu zrobią, jak go złapią?
W wielu krajach policja konsekwentnie zwalcza takie „podrasowane” rowery, a np. w Niemczech stanowią one kategorię inną niż zwykłe rowery elektryczne – można je zarejestrować i poruszać się nimi na prawach motoroweru, a więc nie po drogach dla rowerów i w żadnym razie po chodniku. Policja często korzysta z mobilnych hamowni (służą one też do eliminowania motorowerów ze zdjętymi blokadami), nerwowo reaguje też na widok manetki do przyspieszania – jest ona nielegalna.
Wypożyczyłem rower elektryczny i byłem absolutnie zachwycony! Rower rozpędza się do 55 km na godzinę, dzięki czemu poruszanie się po mieście staje się szybkie i przyjemne. Jedna bateria wystarcza na 100 km, a jeśli weźmiemy dwie, zasięg wzrasta do 200 km.
W Polsce ponadnormatywne „rowery” elektryczne nie są rejestrowane (wielu nie dałoby się zarejestrować nawet jako motorower choćby z tej przyczyny, że są zbyt szybkie) i jeżdżą, udając zwykłe rowery. Teoretycznie – uznając, że jednoślad z silnikiem rozpędzający się do 55 km/h to pojazd mechaniczny – jazdę tym sprzętem po chodniku policja powinna karać mandatem 1500 zł (za drugim razem 3000 zł). Za samo udostępnienie tego sprzętu klientom właściciel powinien dostać solidną grzywnę (maksymalnie 30 tys. zł).
Kolejna rzecz to ubezpieczenie OC, które w przypadku pojazdów mechanicznych poruszających się po drogach jest obowiązkowe bez względu na to, czy pojazd jest zarejestrowany czy też nie. To chyba nie dotarło jeszcze do stosownych organów, w każdym razie opłata karna za brak OC w przypadku takiego „roweru” wynosi od stycznia 2025 r. dokładnie 1560 zł.
No ale, jak wiemy, policja nie ma sił i środków, by zajmować się takimi detalami.
Jestem bardzo zadowolony wynajęciem tego roweru. Naprawdę szybko się rozpędza, co jest dobrze dla pracy kurierskiej. Polecam!