Przeglądając klubową listę propozycji spędzania czasu z autami zawsze przelatywałem nad pozycją "Trening drogowej jazdy GT". Co miałoby mnie interesować w jeździe drogowej - jeżdżę wszak od dwudziestu lat i to zwykle ja uczę innych na trasie. Czego miałbym się uczyć - parkowania i ruszania pod górę z ręcznego… Gram w innej lidze - mam za sobą mnóstwo track-day-ów, starty w KJS-ach, jazdy po zamarzniętych jeziorach; no generalnie jestem wyjadaczem. Na moim poziomie interesuje mnie obcinanie czasów na torze i nauka w warunkach bojowych od najlepszych - być może Hołek jest w stanie coś mi pokazać :)

Któregoś poniedziałkowego ranka, zwracając Ferrari w Hiltonie, zauważyłem dwa klubowe auta czekające na mycie. Ktoś miał mnóstwo frajdy przez weekend - przody oblepione tysiącem rozmazanych insektów, boki z pióropuszami rozbryzgów spod kół, szyby przezroczyste tylko w zasięgu pracy wycieraczek, felgi zasypane czernią klockowego pyłu. Patrząc na błyszczące Ferrari, którym pokręciłem się po mieście, miałem poczucie zmarnowanego weekendu. Niezawodny jak zwykle Miś wyjaśnił, że ta dwójka w środku nocy wróciła z treningu GT. Hmmm…

SuperCar Club Foto: Onet
SuperCar Club

Nie mając żadnych ciekawych planów na kolejny weekend i generalne zaufanie do tego, co proponuje Klub, poprosiłem o rezerwację.

W piątek późnym wieczorem spotykamy się z Kamilem w garażu Hiltona.

Gotowe do drogi czekają Vettka i GTR. Omawiamy zasady, trasę, testujemy łączność radiową i ruszamy. Przed nami 450 km. Późna pora sprawia, że wyjazd z Warszawy jest sprawny. Od rogatek zaczyna się przyjemna jazda szybką, ale nie nudną drogą. Ruch jest już przerzedzony, ale wciąż droga nie jest pusta. Kamil prowadzi i pokazuje, jak jechać w duecie - sygnalizować, czy jest miejsce do wyprzedzania, ostrzegać o zagrożeniach, pomagać sobie włączać się do ruchu i przeskakiwać kolejne odcinki, korzystając z możliwości mocnych aut. Jedziemy bardzo sprawnie, jak to określa Kamil - asertywnie - ani przez moment nie można stracić koncentracji, mimo że nie rozwijamy szczególnych prędkości. Sam jechałbym miejscami znacznie szybciej, ale trasę pokonywałbym wolniej, tracąc na niepewnościach, zawahaniach i szybciej się męcząc sinusoidą tempa. Pierwsza lekcja daje do myślenia - jechać równo i zdecydowanie, nigdy nie agresywnie czy ryzykancko.

SuperCar Club Foto: Onet
SuperCar Club

Cały czas rozmawiamy z sobą przez radia, wymieniamy się uwagami, dzięki temu Kamil zwraca mi uwagę na niuanse. Jak czytać drogę, intencję innych kierowców a swoim zachowaniem jednoznacznie komunikować własne zamiary.

Niesamowite, ale "język ciała" działa też w przypadku aut.

Wjeżdżamy dwupasmówką do miejscowości, zbliżamy się dość szybko do auta jadącego prawym pasem - Kamil mówi: "Nie wyprzedzamy, bo on zaraz zjedzie na lewy". Nie skumałem, ale faktycznie za moment lokales bez migacza pakuje się na lewy. Zostając na prawym płynnie wyprzedzamy go swoim pasem. "Skąd wiedziałeś?" - pytam. "Po dryfie. Kierowca, który zamierza zmienić kierunek a myśli o czymś innym, instynktownie zbacza w stronę, w którą chce skręcić; wygląda to jakby auto ściągało jadąc na wprost. W 9 przypadkach na 10 znaczy to, że za chwile skręci bez migacza, nie patrząc w lusterka". I faktycznie - takich dryfujących aut spotykamy przez następne dwa dni jeszcze kilka. Teraz sam już potrafię to czytać.

"Zawsze zakładaj, że inni na drodze chcą Cię zabić. Nie tylko niektórzy, ale każdy, wszyscy. Nie tylko kierowcy, ale też drogowcy, piesi, rolnicy, policjanci. Jedź z nastawieniem, że każdy z nich zrobi coś, aby Cię załatwić i zrobi to najbardziej perfidnie, jak się da - tuż przed Tobą, znienacka, po zmyłce. Jedź jakbyś grał w grę, w której z ciężarówki przed Tobą zaczną spadać drewniane bale, z boku wyjeżdżać Ci pod koła traktory a auta z przeciwka celować prosto w Ciebie. Ty masz się nie dać, trzymać do każdego taki dystans, żeby nie dał rady Cię dosięgnąć, być szybszym, robić uniki" - Kamil wykłada mi swą filozofię jazdy drogowej przy parującej kawie przed stacją. Stoimy oparci o pracujące auta, przed nami jeszcze długa droga w czarną już noc, rozmawiamy wyłącznie o autach, jeździe, technice. Prawdziwie męski wyjazd.

Za Stalową Wolą robi się pusto i coraz bardziej kręto. Zaczynamy wstęp do jazdy GT - kluczową rolę zaczyna grać kinetyka. Odpowiednie momenty hamowań, balans środkiem ciężkości, dociążenia zgrane ze skrętami. Niby znam to wszystko ze sportu, ale na drodze nigdy nie miałem dostatecznie dużo zajawki by stosować. Poza tym z każdym kolejnym kilometrem przekonuje się, że droga to nie tor i nie można żywcem przenosić tych samych technik.

SuperCar Club Foto: Onet
SuperCar Club

Drogi stają się coraz bardziej górskie a jazda absolutnie absorbująca i przyjemna w stopniu, jakiego nie zaznawałem dotąd poza sportem. Jedziemy pewnie, dynamicznie i choć w teorii wydaje się to niemożliwe, wykorzystujemy potencjał ponad 400-konnych aut mimo że prędkości są cały czas rozsądne. Ba, często gęsto trudno wykorzystać limity ograniczeń.

Ani przez moment nie czuję, byśmy ryzykowali.

Nocleg w kompletnej ciszy, w pensjonaciku pod rozgwieżdżonym niebem, przynosi odpoczynek po 5 godzinach nocnej jazdy. Zasypiając przed oczami wije mi się niekończąca się droga. A jeszcze nawet nie rozpoczęliśmy.

Przy sobotnim śniadaniu (prawdziwe wiejskie jedzenie, nie żadne eko-marketingowe-ściemy z delikatesów!) rozmawiamy o istocie jazdy GT.

Kamil jak zwykle ma prostą definicję - jazda GT to taka, której celem jest przyjemność z jazdy; na tyle szybka, aby dawać frajdę, na tyle rozsądna, aby zapewniać bezpieczeństwo.

Całą sobotę i niedzielę poświęcamy na wcielanie w życie tej teorii.

Zaczynamy od podstaw i tego, że właściwy tor jazdy po drodze jest zupełnie inny niż torowy. Nie można jechać od krawędzi do krawędzi, ryzykować wypuszczania na wyjściu z zakrętu, gdzie coś może jechać z przeciwka. Ćwiczyliśmy więc tor z "zaglądaniem w zakręt", czyli bardzo opóźnione wejście po długim dojściu po zewnętrznej, tak aby kinetyka na wyjściu wpychała na wewnętrzną, czyli swój, prawy pas. Genialne, jak to działa i jak zmienia percepcję jazdy! Koniec ze stresem, że nie wiem, co za zakrętem, bo po pierwsze widzę znacznie więcej, po drugie ani przez moment nie ryzykuje wypadnięcia na nie swój pas a po trzecie i najlepsze - zawsze kinetyka pozwala mi zrobić korektę we właściwym kierunku.

Gdy na dojściu jestem po zewnętrznej, w każdej chwili mogę łatwo uciec do wewnątrz i nie mieć żadnych problemów z zakrętem. Od momentu skrętu tor już się tylko zacieśnia, więc zawsze mogę go dokręcić. A na wyjściu wypadkowa sił i tak niesie mnie do środka. Rewelacja. Jeżdżąc tyle lat nigdy na to nie wpadłem. Kamil ma nieprawdopodobną praktykę w jeździe i to czuć na każdym kilometrze. Jeszcze nigdy nie miałem tyle frajdy z nauki.

SuperCar Club Foto: Onet
SuperCar Club

W dwie doby zrobiliśmy prawie 1.500 kilometrów, w zasadzie niemal każdy z nich był przyjemny i rozwojowy. Jeździliśmy w różnych konfiguracjach - głównie pierwszym autem jechał Kamil, ja naśladowałem jego tor, ale też zmienialiśmy się kolejnością, aby Kamil mógł poprawiać moje błędy.

Jeździliśmy też wspólnie jednym autem, aby obserwować pracę rąk na kierownicy, nóg na pedałach i jeszcze lepiej podpatrywać niuanse.

Mieliśmy też nocny "co-drive" na jednej z przełęczy - re-we-la-cja!

Wróciliśmy w niedzielę późną nocą. Byłem zmordowany, ale wyjeżdżony na maksa. I to wyjeżdżony z satysfakcją, która pojawia się po dobrej robocie - niemal jak u Kotarbińskiego… W każdym bądź razie sport nie daje mi takiego poczucia - z toru zwykle wracam zirytowany, bo jakieś cholerne niuanse zawsze nie grają, zawsze mogłoby być o ileś dziesiątych szybciej. Tym razem wszystko grało perfekcyjnie. I uświadomiło mi, jak wiele jeszcze mogę się nauczyć. Nawet w tak wydawałoby się banalnej jeździe drogowej.

Odstawiając niemiłosiernie umorusanego GT-Ra i Vettke do mycia, zastanawiałem się kogo tym razem zachęcą do treningu.

Chcesz dowiedzieć się więcej o Supercar Club Poland? Wejdź na www.supercarclub.pl