• Zakaz w Hamburgu dotyczy diesli z normą Euro 5 włącznie
  • Ograniczenia dotyczą głównych dróg w Hamburgu
  • Tanie i dobre diesle jadą do Polski

Zakaz wprowadzono na dwóch głównych arteriach miasta 31 maja 2018 roku. To raptem dwa odcinki – jeden o długości 1,6 km z zakazem poruszania się ciężarówek spełniających normę emisji do Euro 5 włącznie, i drugi – niecałe 600 metrów – dla wszystkich samochodów z silnikami Diesla Euro 5 lub starszych. Powód to drastyczne przekroczenie emisji tlenków azotu w powietrzu – kilkadziesiąt mikrogramów na metr sześcienny przy normie równej 40 ug/m3. Gdyby w polskich miastach powietrze było tak czyste... Niemcy jednak traktują ryzyko dla zdrowia związane z nadmiarem emisji tlenków azotu poważnie, stąd ban dla diesli. Nie dotyczy on jednak autobusów transportu miejskiego (!) oraz samochodów należących do mieszkańców stref. Zakaz dotknął ok. dwie trzecie zarejestrowanych w Hamburgu diesli – mniej więcej 215 tysięcy aut. 

Zamknięte odcinki są może i niewielkie, ale ponieważ dotyczą głównych dróg, to trzeba nadłożyć drogi, by je ominąć. Miasto postarało się o czytelne oznakowanie objazdów. Dobrze czytacie: objazdów. Ponieważ nie można (na razie) zakazać korzystania ze starszych diesli, to trzeba im wyznaczyć ścieżki, po których mogą się poruszać. Przeciwnicy zakazu (m.in. stowarzyszenia firm transportowych) wskazywały, że auta będą w praktyce emitować więcej spalin, bo muszą nadłożyć drogi, a do tego jechać wolniej. Osobna rzecz to koszty dotarcia z towarem do odbiorcy w strefie „zakazanej” – w końcu ciężarówka spełniająca normę Euro 5 to nawet na niemieckie warunki pojazd niestary i stosunkowo nowoczesny. 

Minęło pół roku i oto znamy efekty. Fragmenty zamkniętych ulic są bardzo dobrze monitorowane, tak więc postępy w oczyszczaniu powietrza z tlenków azotu pojawiają się w czasie rzeczywistym. Niestety, są one... bliskie zeru. Na jednym z odcinków nastąpił „zjazd” zawartości tlenków azotu o 5 procent (do wartości 55 ug/m3), a na drugim, ani drgnął – to średnio 44 ug/m3. Mówimy o wartościach średnich, ponieważ na stan powietrza istotny wpływ ma pogoda: wiatr, opady, temperatura, wyże i niże. Jednak średnio efekt zakazu dla diesli jest żaden, no... prawie żaden.

Choć środowisko nie korzysta na punktowych zakazach, to są one tak uciążliwe, że Niemcy wykonują działania, które wcześniej uznane zostałyby za niedorzeczne: pozbywają się dobrych, sprawnych, bezwypadkowych i niezużytych samochodów za stosunkowo skromne pieniądze. Kto próbował kupić w Niemczech używany samochód, ten wie: oferta dostępna dla przeciętego Polaka ogranicza się do wraków sprzedawanych na szrotach zarządzanych przez tureckich handlarzy. Tak było... do niedawna. Dziś ładne diesle jadą z Niemiec do Polski i na Litwę i nawet w radomskich komisach, w których jeszcze dwa-trzy lata temu trudno było o auto bez większych wad, nie brakuje kilkuletnich diesli w sensownych cenach, które mają pękate teczki faktur, zaświadczeń z przeglądów w oryginale, niski przebieg i atrakcyjną cenę cenę. Doskonała wiadomość!