- Elektryczny samochód przejedzie kilkanaście afrykańskich krajów z południa kontynentu na północ
- Przejechanie kilkunastu tysięcy kilometrów będzie wymagać wielokrotnego ładowania auta, a nie zawsze pod ręką będzie odpowiednie źródło prądu
- Podróż przez Czarny Ląd potrwa nawet cztery miesiące
RPA, Namibia, Angola, Kongo, Gabon, Kamerun, Nigeria, Benin, Togo, Ghana, Burkina Faso, Mali, Gwinea, Mauretania, Maroko – wymienianie jednym tchem nazw afrykańskich państw, które podczas wyprawy zamierza odwiedzić Arkady Paweł Fiedler, może sprawić, że zaschnie nam w gardle. Tym bardziej że część trasy wyznaczonej przez podróżnika niemal ociera się o piaszczystą i gorącą Saharę. W tak ekstremalnych warunkach będzie musiał sobie radzić sam podróżnik, towarzyszący mu fotograf Albert Wójtowicz i ich nieodłączny towarzysz na czterech kołach – elektryczny Nissan LEAF. By samochód bezpiecznie dotarł do Afryki przed podróżnikami, został tam wysłany drogą morską 2 stycznia 2018 roku.
Skala trudności podjętego wyzwania sprawia, że przygotowania do wyprawy przebiegały dwutorowo. Kluczowym aspektem, poza doskonałą znajomością planowanej trasy ekspedycji, było poznanie auta. By sprawdzić możliwości Nissana LEAF, zwłaszcza poza naturalnym dla tego typu samochodów miejskim środowiskiem, podróżnik od początku lipca pokonał nim kilkanaście tysięcy kilometrów. Głównym testem był przejazd wschodnią ścianą Polski: od Suwałk aż po Bieszczady.
- Jechałem bocznymi, bardzo wymagającymi drogami, także szutrowymi. To był test, który pokazał mi, jak samochód zachowuje się na drogach, gdzie jest pełno nierówności, wybojów i błota. W tak niecodziennych dla niego warunkach Nissan LEAF spisał się jednak bez zarzutu – przyznaje Arkady Paweł Fiedler. -
Tego rodzaju eksperyment był kluczowy, bo w Afryce czeka na mnie wiele rodzajów nawierzchni: od niesamowitych, gładkich tras asfaltowych po takie, gdzie dziur jest więcej niż samej drogi.
Od marca 2017 roku podróżnik uzupełniał niezbędne formalności. Już w Polsce zdobył m.in. wszystkie wizy, bez których podróż z RPA do Maroka byłaby bardzo trudna lub wręcz niemożliwa. Wjazd do niektórych państw Afryki jest wykluczony także bez udokumentowanej odporności na szczególnie groźne choroby, takie jak żółta febra. Uzupełnienie obowiązkowych szczepień podróżnik traktował zatem wyjątkowo poważnie. Podobnie jak kompletowanie sprzętu niezbędnego do wyprawy: biwakowego i fotograficznego.
Podróż Nissanem LEAF przez Afrykę rozpoczyna się w Kapsztadzie. Jak przyznaje podróżnik, Republika Południowej Afryki to kraj, w którym infrastruktura drogowa i dostęp do elektryczności nie będą stanowić najmniejszego problemu, podobnie jak w kolejnej na trasie Namibii. Pierwsze schody, i to niemal dosłownie, pojawią się w Angoli. Tam samochód będzie musiał się „wspinać” po górzystych terenach znajdujących się ponad 2000 metrów n.p.m. Słabe drogi mogą być z kolei problemem „Electric Explorer African Challenge” w Demokratycznej Republice Kongo, Kongu i Gabonie, gdzie jest wiele tras szutrowych.
Planuję trasę w ten sposób, by nie przekraczała 200 kilometrów dziennie, choć zasięg auta umożliwia pokonywanie większych odległości. Chcę jednak ze spokojem dojeżdżać do miejsc, w których mogę spodziewać się prądu – zaznacza Arkady Paweł Fiedler. - Na trasie wyprawy jest jednak kilka tzw. „białych plam”. Wiem, że są tam wioski lub miasteczka, ale tego, czy jest w nich sieć elektryczna, już nie. Jeżeli nie, to dzięki pomocy mieszkańców będę musiał ładować auto nawet przy pomocy wioskowego agregatu prądotwórczego, co również testowałem przed wyjazdem. Mam też przygotowany zestaw wszelkich możliwych przejściówek, kabli i wtyczek na każdą ewentualność.
Nissan LEAF będzie sobie musiał radzić także z bardzo wysokimi temperaturami, bo po Beninie, Togo, Ghanie i Burkina Faso dojedzie do Mali. W tym zahaczającym o Saharę kraju temperatura w ciągu dnia może sięgać nawet 40 stopni. Dalsza podróż wiedzie m.in. przez Senegal i Mauretanię do Maroka, a później – już promem – do Europy. Łącznie Arkady Fiedler zamierza pokonać ponad 15 tysięcy kilometrów.
Nissan LEAF absolutnie mnie zauroczył komfortem, niesamowitą wprost ciszą poruszania się, która jest nieocenionym sprzymierzeńcem kierowcy podczas długiej jazdy. Zwłaszcza po pięknych, dzikich terenach – kontynuuje podróżnik. - Chociaż, jak wiadomo, jestem fanem klasycznej motoryzacji, przyznaję, że trudno mi będzie z powrotem wsiąść do innego auta.
Na pełnej wyzwań trasie „Electric Explorer African Challenge” Arkady Fiedler zamierza odwiedzać salony Nissana, gdzie może liczyć na bezpłatne ładowanie samochodu. Marka dostarczyła też podróżnikowi komplet najpotrzebniejszych części zamiennych, w tym przydatne szczególnie w Afryce filtry pyłkowe, płyn chłodzący czy zapasowe elementy zawieszenia, choć on sam nie przewiduje, by musiał z nich korzystać.
Jestem pewien, że przejazd elektrycznym samochodem zostawi ślad w świadomości ludzi na całym świecie. Uświadomi im, że ekologiczna jazda jest możliwa praktycznie wszędzie. Cieszę się, że z perspektywy Nissana LEAF będę mógł jeszcze lepiej poznać „Czarny Ląd”” – przyznaje Arkady Fiedler. -
Dla podróżników ważne jest także coś innego. Dotarcie do jakiegoś miejsca i poczucie go własną skórą. Zapachy, emocje, wyzwania, poznani ludzie. Tak naprawdę to nie my zostawiamy ślad w odwiedzonych miejscach. To one zostawiają ślad w nas.
„Electric Explorer African Challenge” potrwa ok. czterech miesięcy.