Sprawca odjechał z miejsca wypadku, nie udzialając pomocy poszkodowanemu. 19-letni Bartłomiej F. wpadł w Warszawie. Ofiara wypadku w ciężkim stanie przebywa w szpitalu na oddziale intensywnej opieki medycznej.

Policjanci rozpoczęli poszukiwania sprawcy natychmiast. Mimo że na miejscu zdarzenia znaleźli tablicę rejestracyjną, która odpadła z Forda Ka, nie mogli od razu ustalić właściciela auta.

Okazało się, że pojazd o takich numerach rejestracyjnych nie figuruje w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierujących.

Funkcjonariusze odnaleźli porzuconego forda na ul. Łuszczowskiej na obrzeżach miasta. Samochód miał rozbity lewy zderzak, reflektor i stłuczoną szybę. Policjanci zauważyli również ślady krwi na masce auta. W środku znaleźli rachunki z jednego z lubelskich barów.

Policjanci pojechali tam i zabezpieczyli nagranie z monitoringu, na którym był wyraźnie widoczny młody kierowca Forda Ka. Gdy okazali nagranie świadkowi wypadku, ten z całą pewnością stwierdził, że ten sam człowiek potrącił 61-letniego mężczyznę. Jednocześnie śledczy zwrócili się o ustalenie właściciela pojazdu do organu, który wydał tablice rejestracyjne w Warszawie.

Okazało się, że ford ka był zarejestrowany na mieszkańca stolicy, którego 19-letni syn studiuje w Lublinie. Policjanci pojechali do akademika, w którym mieszka, ale nie zastali go w pokoju. W tym samym czasie stołeczni funkcjonariusze sprawdzili dom jego rodziców w podwarszawskiej miejscowości, ale tam również nikogo nie zastali.

Bartłomiej F. zgłosił się z ojcem do komendy stołecznej i powiedział, że prawdopodobnie kogoś potrącił w Lublinie. Został zatrzymany. Pobrano mu krew do badań na obecność alkoholu lub środków działających podobnie. 19-latek został przewieziony do Lublina i przesłuchany przez śledczych.

Za spowodowanie wypadku, którego następstwem jest ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz za ucieczkę z miejsca zdarzenia, może mu grozić kara do 12 lat więzienia.

Źródło; KGP