• Każdy policjant ma prawo ukarać kierowcę pouczeniem, zamiast nakładać mandat. Marek, funkcjonariusz mazowieckiej drogówki, wyjaśnia, dlaczego rzadko korzysta z tej możliwości
  • Kierowcy tłumaczą się z reguły w podobny sposób, choć zdarzają się wyjaśnienia kreatywne i zaskakujące, a także bulwersujące
  • Najbardziej bulwersujące wypowiedzi kierowców, jakie można spotkać na różnych nagraniach w Internecie, to np. "Mój ojciec jest policjantem i możecie mi..."
  • Agresywne i chamskie zachowania kierowców z reguły źle się dla nich kończą
  • W minionym roku tylko z powodu nadmiernej prędkości doszło w Polsce do blisko 4500 wypadków, w których zginęło ponad 620 osób, a rannych zostało ponad 5,5 tys. osób

Maciej Brzeziński: Najczęściej wystawiasz mandaty za?

Marek (policjant drogówki na Mazowszu): Za prędkość, nie ma tu żadnych wątpliwości. Nadmierna prędkość to wykroczenie najczęstsze u kierowców, ale też najbardziej systematycznie zwalczane. Jeśli ustawiamy się w punkcie pomiaru z miernikiem prędkości, to siłą rzeczy przez kilka godzin skupiamy się na tym. W nielicznych przypadkach dochodzi problem niesprawnością pojazdu, zdarza się nietrzeźwość. Ale prędkość jest numerem jeden.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

I jak się kierowcy tłumaczą?

M: Większość zatrzymanych twierdzi, że się spieszy. Spieszą się do domu, bo ktoś chory, jadą na dworzec, na lotnisko i takie tam. Na moje oko 95 proc. mówi tak, żeby coś powiedzieć, bo czują się winni albo liczą na mniejszy mandat. Znikoma część naprawdę się spieszy w jakiś wyjątkowy sposób.

I ci, co się twoim zdaniem naprawdę spieszą, mogą liczyć na mniejszy mandat?

M: Ależ skąd! Umówmy się: jakie ma znaczenie, czy ktoś zaspał, czy jedzie za szybko, bo tak działa jego mózg, że brakuje mu wrażeń? W każdym wypadku kierowca, którego zatrzymujemy za przekroczenie, stwarza zagrożenie i to w dwóch wymiarach. Po pierwsze, jedzie dużo za szybko, większość zatrzymanych ma na sumieniu przekroczenie o 20 km/h lub więcej. Nie pytaj, dlaczego akurat tyle. Po drugie, jedzie za szybko i albo nie dowidzi, albo się rozprasza, a więc zagrożenie rośnie do kwadratu. 20 km/h w mieście robi gigantyczną różnicę i nie ma znaczenia, czy jesteś mistrzem kierownicy, czy tylko tak ci się wydaje. Nie jesteś na drodze sam. Ale nasz typowy "klient" albo nie jest mistrzem kierownicy, albo ma gorszy dzień. I znów: skoro ma gorszy dzień, to przekraczając prędkość, powoduje zagrożenie. A wiesz, skąd ja wiem, że to nie są mistrzowie kierownicy? Bo dają się złapać. Jak widzę z daleka, że ktoś depcze (pedał gazu – red.), ale zwalania, zanim go mam w zasięgu, to nawet go nie próbuję zatrzymać. Ani nie mam podstawy, ani potrzeby. Jak jest czujny, to niech sobie jedzie.

Laserowy miernik prędkości Foto: Policja Kujawsko-Pomorska
Laserowy miernik prędkości

I nikt nie może liczyć na łaskawość?

M: No nie jest tak, że nikt. Czasem zdarza się kierowca supermiły, grzeczny i pokorny, od razu przyznaje się i przeprasza, a wykroczenie jest na granicy naszego zainteresowania, dostaje więc pouczenie. Kiedyś zdarzyła mi się kobitka, która naprawdę jechała do szpitala z synem, kazaliśmy jej jechać za nami, zresztą było niedaleko.

Miejsce 10: jechałem za szybko, bo...

Ale pytałeś o moje ulubione tłumaczenia. To słuchaj: zatrzymujemy faceta w drogim Audi, jechał 95 km/h na pięćdziesiątce, a on ma do nas pretensje.

Wiesz, facet ciśnie, żeby mu się nie zatkał filtr cząstek stałych w dieslu, bo co jakiś czas musi przez ileś tam minut jechać co najmniej 50 czy 60 km/h, więc na wszelki jedzie przez miasto prawie setką. I jest wściekły, jakbym to ja mu zepsuł samochód. Ja nawet rozumiem jego intencje, no ale miasto to nie autostrada, no i przez te pretensje tyle wygrał, że tamta kontrola jakoś nam się przeciągnęła, pewnie mu ten filtr całkiem wystygł.. Na spokojnie sprawdziliśmy trzeźwość kierującego, sprawdziliśmy go w bazie i okazało się, że to nie pierwsze jego wykroczenie, że "zbiera". Chyba często wypalał ten filtr... To brzmi jak jakiś żart, ale o ile wiem, tacy klienci zdarzają się częściej.

Miejsce 9: umyłem samochód i...

Co to znaczy "zbiera"?

M: To znaczy, że zbiera punkty karne, że ma już coś na koncie. Nie wiemy, ile. Jak przekroczy limit, dostanie list ze starostwa, ale jakby miał przekroczony limit w trakcie kontroli, to byśmy wiedzieli i z miejsca oddałby prawko. Przy okazji: sam z czymś takim się nie spotkałem, słyszałem tylko, że zatrzymany kierowca jechał dużo za szybko, bo twierdził że...

Wkurzyłbyś się, słysząc coś takiego?

M: Nie, skąd, to nawet zabawne. Wiesz, kontrola drogowa, nawet ta najspokojniejsza, to zawsze jakieś napięcie. Takie teksty trochę rozładowują atmosferę, choć nie uchronią klienta przed mandatem. On zrobił głupotę i dał się złapać, ja wykonuję swoją pracę. Moją pracą jest dać mu mandat i punkty karne, aby przez jakiś czas jeździł wolniej i się nie wygłupiał. Zdarzają się dużo bardziej denerwujące teksty, powiedziałbym nawet, że często.

Kontrola policji (zdj. ilustracyjne) Foto: 0simon0 SzymonLaszewski / Shutterstock
Kontrola policji (zdj. ilustracyjne)

Miejsce 8: inni są jeszcze gorsi

Przykładowo?

M: Przykładowo zatrzymuję faceta jadącego 87/60, a on mówi, że wszyscy tak jadą, a ja zatrzymałem właśnie jego.

I tłumaczy, że pełno pijaków za kółkiem, a on na trzypasmówce jechał tylko o niecałe 30 km/h za szybko i nie spowodował żadnego zagrożenia, zwłaszcza że ma drogą furę i świetne hamulce. To jeden z moich "ulubionych" tekstów, który występuje w wielu wersjach

Muszę powiedzieć, że kiedyś tacy kierowcy mogli od razu liczyć na mandat z górnej granicy zagrożenia, a teraz po prostu na mandat.

Czyli?

M: Kiedyś taryfikator przewidywał widełki za prędkość, np. 100-200 zł i domyślnie się dawało stówkę, a 200 zł było zarezerwowane dla kierowców bezczelnych i roszczeniowych. Teraz nie ma widełek i żeby komuś zmniejszyć mandat, trzeba by udawać, że jechał wolniej, niż naprawdę jechał. Ja się w to już od dawna nie bawię. Z drugiej strony nie za bardzo mogę komuś dołożyć więcej niż w taryfikatorze, nawet gdybym chciał.

Policjantom nie podoba się nowy taryfikator?

M: Podoba się i nie podoba. Widełki były dobre, bo można było dozować karę. Teraz albo tyle, co w tabeli, albo pouczenie. Pouczenie za prędkość to rzadkość, a zaniżać zmierzonej prędkości nie będę, bo po co mi to? Ja mu zrobię dobrze, a on mnie nagra i doniesie. Ale w ogóle to poza paroma wyjątkami to kary są przynajmniej dotkliwe. Kiedyś zatrzymywałem gościa w drogim aucie, a on mi się prawie śmiał w twarz, bo wiedział, że dostanie dwie albo trzy stówy. Teraz jak jest mowa o np. 1600 zł, mało kto się śmieje.

Policja, kontrola policyjna - zdjęcie ilustracyjne Foto: DarSzach / Shutterstock
Policja, kontrola policyjna - zdjęcie ilustracyjne

Miejsce 7 i 6: ja wam pokażę

Coś cię jeszcze wkurza w tłumaczeniach kierowców?

M: Najbardziej chyba jeszcze dwie rzeczy, głównie chodzi o pretensje. Pierwsza to:

Druga to "zadzwonię gdzie trzeba", czy tam "ja znam waszego komendanta". Po mnie i po większości chłopaków to spływa, bo najczęściej nawet jak kogoś zna, to wstyd mu będzie dzwonić, ale zwykle to takie tam pogróżki na granicy gróźb karalnych. Jak ktoś naprawdę wie, gdzie uderzyć, aby uniknąć kary, to dowiem się w odpowiednim momencie bez niego. Ale takiej akcji, żeby funkcjonariuszowi groziła jakaś kara za to, że się nie ugiął przed chamem, to ja sobie nie wyobrażam, choć różne rzeczy sobie wyobrażam.

Co do tych przestępców na wolności, to dla mnie to obraza, ale jestem odporny. Ja nie jestem od łapania przestępców, no chyba że kierowców alkoholowych, tylko od dbania o porządek na drodze. Mam ujawniać wykroczenia i karać ich sprawców. Nie ma co drążyć.

Miejsce 5: "nie zauważyłem".

Jedźmy dalej: jak się jeszcze tłumaczą?

Standard to "nie zauważyłem, że jadę za szybko", "nie czułem prędkości", a także

i takie tam. "Nie wiedziałem, że jadę za szybko" i jego pochodne to szczególnie głupie tłumaczenia, czujesz? Nie wie, że jedzie za szybko albo nie wie, że jest w mieście albo nie widział znaku, który widać z pół kilometra i nie widzi, że zza wiaty przystanku wystaje pół radiowozu i jeszcze ma pecha – no czy to jest bezpieczny kierowca? Dlaczego miałbym mu odpuszczać?

Co masz na myśli, mówiąc, że "ma pecha"?

M: Żartowałem. Umówmy się, że polscy kierowcy mają szczególną słabość do łamania przepisów i ten, kto może, ten jedzie za szybko. Kierowcy nie gnają już tak, jak kiedyś, ale i tak możemy rozliczyć może z promil wykroczeń. Więc jeśli ktoś zbiera w ciągu roku dwa albo trzy mandaty, to znaczy, że coś z nim jest nie tak. Albo niech się uspokoi, albo niech odda prawo jazdy. Mandat jest swego rodzaju presją na tych kierowców, którzy wyróżniają się wśród innych i powodują zagrożenie, wielu złapanych to naprawdę piraci drogowi, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy.

Powiedziałeś: radiowóz wystawał zza wiaty przystanku. To wolno tak się chować?

M: To żadne chowanie, w poza tym wolno. A nawet jakby nie, to nie daje ci to prawa do popełniania wykroczeń. Trafiony-zatopiony.

Miejsce 4 i 3: "przejechałem milion km bez wypadku"

Z tym zagrożeniem przy 80 km/h na dwupasmówce to nie przesada?

M: Skoro ktoś postawił tam sześćdziesiątkę, to pewnie miał jakiś powód. Albo jest tam przejście dla pieszych, albo jest wzniesienie i za nim tworzy się czasem korek – nie wiesz tego, albo przynajmniej ci, co jadą tu od święta, nie wiedzą. Jakby każdy kierowca zobaczył parę wypadków, to by takich pytań było mniej. A skoro przy tym jesteśmy, to podrzucę ci kolejnego hita: typowy tekst to

albo "nigdy jeszcze nie miałem nawet kontroli". Potem okazuje się, że facet "zbiera", a więc taki czysty jednak nie jest. Ja tam nie wiem, może i nie miał kontroli, a punkty dostał za fotoradar, ale jakie to ma znaczenie?

Napisz też, że by odpuścili sobie "jeżdżę szybko, ale bezpiecznie". Nie wiem, skąd to poczucie bezpieczeństwa, w każdym razie mandat niższy nie będzie.

A kiedy może być niższy?

M: Dam ci przykład. Jakiś czas temu jedziemy chyba ulicą Woronicza, przed nami pojazd skręca w lewo pod prąd, tzn. nie całkiem pod prąd, bo zakaz nie dotyczy autobusów, no ale gość jedzie i popełnia wykroczenie. Nie mamy wyjścia, ruszamy za nim. Facet skręca w boczną uliczkę, my za nim na bombach, ale bez sygnału. Gość zatrzymuje się po prawej, łapki na kierownicę, uchyla szybę i czeka. Podchodzę, a on mówi, że wie, co zrobił, przeprasza, ale zagapił się, bo odebrał telefon. Mówi, że ma zestaw głośnomówiący, no ale rozproszył się, nie powinien był odbierać, przykro mu i przeprasza. Bierzemy jego prawo jazdy, sprawdzamy, jest "czysty", samochód stary, ale dobrze utrzymany. Mówię mu, żeby na przyszłość uważał i tym razem udzielam mu pouczenia. Nie prosił o pouczenie, a dostał, bo chyba mandat byłby bez sensu. Tak uważam. Wiesz, co innego gadać głupoty i obrażać naszą inteligencję, a co innego pomylić się i uznać swoją winę.

Alkomat Foto: DarSzach / Shutterstock
Alkomat

Miejsce 2: "wypiłem wczoraj jedno piwo" i "dam tysiąc"

A co trzeba zrobić, żeby naprawdę przesadzić?

M: Pomijając stanowcze odmowy wykonania polecenia czy wylegitymowania się, które mogą skończyć się użyciem środków przymusu bezpośredniego, to alkohol. To kwestia kary, bo mówimy o przestępstwie i w tej sytuacji głupie tłumaczenia naprawdę są głupie, bo nic nie wnoszą. Dokładnie nic. Zatrzymuję kierowcę, który tak jedzie, że jest typowany z daleka, chuch ma taki, że i bez badania wszystko jasne, gościu wydmuchuje 1,2 promila i mówi, że wypił rano jedno piwo. Powtarzamy badanie po paru minutach i znów 1,2 promila. Znaczy, że było coś więcej, a może i pił przez trzy dni, a teraz prowadzi na wpół przytomny. Po co on mi ten kit wciska? Jak ktoś jest trzeźwy, a wydmucha jakiś wynik, to sami szukamy przyczyny – może czymś płukał usta albo zjadł jakiegoś cukierka? To się zdarza, mija parę minut i wychodzi zero, nie może być inaczej. A bywa, że ktoś zjadł tego cukierka i kręci, że nie wie, o co chodzi – wtedy jedzie na krew, w sumie bez sensu. Ale jak jesteś naprawdę nietrzeźwy, to ja mam na koncie wykrycie przestępstwa i ustalenie sprawcy, jestem "zarobiony" i nie mam żadnego powodu, by cię wypuścić. Nawet nie chcę. Zabijesz kogoś za rogiem i co wtedy?

Dopowiem ci, że najgłupsze, co możesz zrobić, to po pijaku albo nawet na trzeźwo zaproponować mi pieniądze. Są tacy, co próbują, robią to w sposób niby przypadkowy i w odpowiednim momencie wycofują się, ale jeśli od pytania, "czy da się to jakoś inaczej załatwić, mandatem na miejscu czy jak" przechodzisz do "dam 1000 zł na łebka", to jesteś ugotowany, trafisz do celi, a potem do kroniki policyjnej.

Miejsce 1: "ja tu codziennie..."

A zdziwił cię kiedyś jakiś kierowca tak naprawdę?

Zdarzają się tacy, choć nieczęsto. Wyobraź sobie, że kiedyś na "gościnnych występach" poza miastem stoimy pod jakimś ośrodkiem rehabilitacyjnym, widzę, jak żwawo zbliża się małe Suzuki, śmiga po wąskich uliczkach lewo, prawo, lewo, wjeżdża w bramę ośrodka. Kierowca ani razu nie użył kierunkowskazu. Podchodzę, przedstawiam się, tłumaczę starszej pani zza kierownicy, że tak się nie jeździ, że popełniła wykroczenie. A ona oburzona:

Sprawdziliśmy pani dokumenty i odbyliśmy rozmowę uświadamiającą, jakoś na tym się skończyło.

Dziękuję za rozmowę.