• Wulkanizator chciał pomóc, a teraz może stracić dobytek całego życia. Wszystko przez decyzję urzędników
  • Pan Sławomir zastanawia się, dlaczego doszło do tak dziwnych decyzji. Mówi, że to, co zarzucają mu urzędnicy, zupełnie nie ma sensu
  • Podobne podejście ma pełnomocnik przedsiębiorcy. Walczyć będzie do końca, choć wydaje się, że nie ma tutaj woli, by zakończyć sprawę w dobrych relacjach z Urzędem Marszałkowskim
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Pan Sławomir to mały przedsiębiorca, prowadzący od ponad 30 lat rodzinny zakład wulkanizacyjny w Suwałkach. Przez cały ten czas pomagał kierowcom w doborze ogumienia, jego wymianie czy naprawie. Tak naprawdę to dzięki oponom ma za co wyżywić rodzinę i zatankować samochód. Zapewne nie spodziewał się, że ten kawałek gumy może też doprowadzić go do ruiny.

Nie jest to jednak wina samego ogumienia, a bezdusznego postępowania administracji, która wykorzystując dobroduszność, chyba zapomniała czym jest człowieczeństwo. Trudno to inaczej określić w momencie, gdy urząd domaga się od człowieka ponad 1 mln zł za to, że chciał komuś pomóc.

Zaczęło się od prośby

Wszystko zaczęło się w 2018 r., gdy do pana Sławomira zgłosił się przedstawiciel Fundacji Dziedzictwo Suwalszczyzny z prośbą o przekazanie zużytych opon, które miałyby posłużyć do zbudowania proekologicznego, permakulturowego ogrodu na terenie zniszczonym przez bobry w miejscowości Stary Folwark. Stare ogumienie miało być wykorzystane na terenie ogrodu m.in. do wybudowania ekologicznego domu "earthship".

Pan Sławomir przyznał, że wizja mu się spodobała i chciał mieć swój wkład w poprawę wizerunku Suwalszczyzny i Wigier. Zależało mu na tym, by jego region wyglądał dobrze w oczach turystów. Sporządzono więc umowę darowizny, opony przewieziono i wydawało się, że wszystko zostało załatwione.

Do sprawy włączyli się urzędnicy

Niestety, jeszcze przed powstaniem ogrodu sprawą zainteresował się Inspektorat Ochrony Środowiska, który skontrolował zakład wulkanizacyjny i teren powstającego ogrodu. Efekt? Mandat w wysokości 300 zł dla pana Sławomira oraz kara administracyjna dla fundacji. Według urzędników do przekazania opon nigdy nie powinno dojść, ponieważ fundacja nie miała pozwolenia na przetwarzanie odpadów.

Problem w tym, że Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 11 maja 2015 r. pozwala na wykorzystanie zużytych opon na placach zabaw, boiskach, w ogródkach, do zabezpieczania pryzm kiszonkowych lub jako odbijaczy. Zatem zużyte opony nie są odpadem, a zyskały inną funkcję. Inspektorat Ochrony Środowiska powołuje się jednak na inne rozporządzenie z dnia 10 listopada 2015 r., które na to nie pozwala. Oba rozporządzenia działają, więc urzędnicy uznali, że powstający ogród jest składowiskiem odpadów.

Nawet wójt nie zdołał pomóc

Do sprawy włączył się wójt gminy Suwałki, który w lipcu 2019 r. wydał decyzję mówiącą o tym, że przewiezione opony nie są odpadami, a zostały one zgromadzone w celu modernizacji działki. Decyzja ta została zaskarżona do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, jednak ten przyznał rację wójtowi.

Niestety, kilka miesięcy później sprawę wznowiono przed SKO, a poprzednia decyzja została uchylona. Wójt rozłożył ręce i nakazał usunąć opony z terenu prywatnej posesji. Pan Sławomir nie chcąc mieć dodatkowych problemów, po telefonie od przedstawiciela fundacji, przyjechał, odebrał opony i oddał je do utylizacji.

Ponad 1 mln zł kary za składowanie opon

To mógłby być koniec, jednak po roku od wywiezienia starych opon z terenu ogrodu, do właściciela wulkanizacji przyszedł list. Zawierał on decyzję Urzędu Marszałkowskiego o nałożeniu kary w wysokości 1 mln 128 tys. 604 zł plus odsetki. Powodem było... składowanie odpadów na prywatnej działce znajdującej się na terenie Wigierskiego Parku Narodowego. Mówiąc prościej, marszałek nałożył karę na pana Sławomira za to, że od 2018 do 2020 r. trzymał zużyte opony na posesji fundacji, która o te opony poprosiła i które nigdy nie miały być odpadem. Pech chciał, że działka ta jest położona na terenie parku narodowego, co jeszcze powiększyło karę.

Pełnomocnik pana Sławomira przekazał mi, że razem z odsetkami kara ta sięga już około 1 mln 500 tys. zł i żeby ją pokryć, przedsiębiorca nie będzie miał innego wyjścia, jak sprzedać cały swój interes. Innymi słowy, urząd w ten sposób może wulkanizatora puścić z torbami.

W końcu sprawą zainteresował się również Adam Abramowicz, Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców, który zaskarżył tę decyzję do SKO, jednak ten utrzymał decyzję o karze. Nie może tego zrozumieć pełnomocnik wulkanizatora, bo uzasadnienie utrzymania kary nie odnosi się do zarzutów zawartych w odwołaniu. Nie wiadomo więc, dlaczego decyzja została utrzymana.

Sprawa trafiła do sądu. 12 października odbędzie się rozprawa, której wynik zadecyduje o przyszłości rodziny i interesu pana Sławomira. Walka toczy się o anulowanie całej kary. Jeśli sąd uzna, że 84 opony przekazane fundacji miały służyć do zbudowania ogrodu i nie były odpadami, wtedy pan Sławomir nie będzie musiał płacić horrendalnej sumy.

Pan Sławomir chciał pomóc i za to został ukarany

Wulkanizator przyznał, że nie rozumie całej sytuacji. Jego firma ma podpisane umowy z kilkoma podmiotami zajmującymi się utylizacją opon, które są od niego odbierane za darmo lub po uiszczeniu niewielkiej opłaty. Przyznał, że to, co zarzuca mu Urząd Marszałkowski, jest bez sensu, skoro ma gdzie stare opony składować i legalnie oddawać. Ponadto sam musiał ponieść koszty przewiezienia opon na teren fundacji, wykorzystać czas pracowników, swój samochód i paliwo. Żeby tego było mało, oddał on opony, które w momencie przekazania można było jeszcze powtórnie użyć, na przykład poprzez ponowne bieżnikowanie. Po odebraniu ich z fundacji nie nadawały się już do niczego.

Przedsiębiorca nie dostawał również informacji o tym, że ma uiścić jakąkolwiek opłatę za trzymanie opon w tamtym miejscu. Pierwszym listem był właśnie ten z informacją o karze. Mężczyzna mówi też, że w urzędzie przedstawiał już dokumenty, łącznie z umową darowizny starego ogumienia. Jak widać, na niewiele się to zdało.

Zabrakło ludzkiego spojrzenia na sprawę?

Czy urzędnikom zabrakło dobrej woli? Poza wójtem gminy Suwałki nikt nie starał się spojrzeć na tę sprawę z ludzkiej strony, a wręcz przeciwnie. Wydaje się, że w tym wypadku kierowano się jedynie surowymi paragrafami. Najwyraźniej niektórzy wyceniają 84 stare opony na około 1 mln 500 tys. zł.

Teraz wszystko pozostaje w rękach Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Jeśli decyzja będzie negatywna dla pana Sławomira, to otworzy drogę Urzędowi Marszałkowskiemu do karania innych osób i podmiotów, które używają starych opon m.in. w portach, na placach zabaw czy na roli. Oni raczej też nie mają pozwolenia na przetwarzanie odpadów.